Wybredne chorizo

Stanisław Majcherczyk
opublikowano: 2013-01-09 16:18

Po dłuższej przerwie odwiedziliśmy restaurację La Bodega w dawnym budynku Komitetu Centralnego na warszawskim Nowym Świecie.

Doszły nas słuchy, że mają tam ponoć nowego bardzo dobrze zapowiadającego się kucharza.

Wnętrze przytulne, olbrzymia winoteka — w porównaniu z PRL-em zupełnie inny świat, mimo że zatroskanym o losy kraju towarzyszom zapewne byle czego tam nie podawano. Dzisiejsza Bodega to wykwintna restauracja ze świetną obsługą i zaskakującą kartą win.

OSTRO NA POCZĄTEK

Z przystawek mile nas zaskoczyło rzucone na pierwszą linię frontu chorizo. Bynajmniej nie dlatego, że smażone w brandy. Zastanawialiśmy się, jak poradzi sobie z winem. Nie ma co ukrywać — chorizo (ostre i z powiewami czosnku) smakowo było świetne.

Dla towarzystwa do przystawek zaproponowano czerwone toskańskie Ciacci Piccolomini d’Aragona. Ale z toskańczykiem była pełna corrida. O mało nie wziął chorizo na rogi. Bardzo wzmocnił smak potrawy. Do tego stopnia, że na podniebieniu dominowała ostrość.

Zasugerowaliśmy, by zaatakować chorizo kieliszkiem rieslinga. Niestety, nie mieli. Jako alternatywę zaproponowano nam wcześniej podany na aperitif Livon Chardonnay. Ni stąd, ni zowąd znaleźliśmy się w zupełnie innym świecie. Bingo! Ostrość chorizo została skutecznie zneutralizowana.

Ale nie do końca. Musieliśmy dobrych parę minut odczekać, by się dobrać do bobu z szynką serrano. Tu, o dziwo, Livon Chardonnay wziął bób z zaskoczenia. Od razu się polubili. Dla porządku skosztowaliśmy także czerwonego toskańczyka. Jednym ruchem został wykopany z boiska.

GICZY TAJEMNICA SUKCESU

Do zup (czosnkowej z grzankami i rybnej z mulami) z winami nie startowaliśmy. Zupy z winem to trudny temat. Z dań głównych zaintrygowała nas gicz cielęca. Do tego spektakularnie podana. Na „piramidkę”.

Po pierwszym kęsie nikt nie miał wątpliwości, że smakuje zjawiskowo. Mięciutka, rozpływała się w ustach. Szef kuchni Maciej Orszanowski wyjawił nam, że gicz musi być świeża, w żadnym wypadku odmrożona, a jej droga do sukcesu jest długa i wyboista.

Najpierw była marynowana z czosnkiem, cebulą, porem i tymiankiem. Później długo duszona pod przykryciem. Równie znakomity był podany do niej sos. Mimo nacisków szef kuchni nie chciał nam zdradzić jego tajemnicy. Sos wspaniale komponował się z giczą. Tak jak kieliszek włoskiej Valpolicelli. Wcześniej degustowane białe wina gicz przegoniła na zaplecze.

BRZOSKWINIA GRZECHU WARTA

Zbliżają się święta, więc postanowiliśmy skosztować stworzeń wodnych. Tygrysich krewetek. Były olbrzymie jak małe langustynki. Towarzyszący nam w degustacji Rosario (koneser z Sycylii) wywąchał w krewetkach aromaty drewna i grilla. Spytaliśmy o to szefa kuchni. Rzeczywiście były lekko podgrillowane.

Podana do nich skropiona oliwą bułeczka miała podobne aromaty. Wspaniale się do krewetek dopasowała, tak jak i zaproponowane wino Lugana (2011). Na deser podano brzoskwinie w cieście z flambirowanymi truskawkami. Grzechu warte. Szkoda tylko, że nie było dla towarzystwa deserowego wina.

 

Restauracja La Bodega

ul. Nowy Świat 6/12Warszawa

Ogólne wrażenie 5,0

Karta win 5,0

Potrawy 5,0

Wystrój wnętrza 5,0

Obsługa 5,0

Na biznes lunch 5,0

Na obiad z rodziną 3