Absolwentka Wydziału Tkaniny i Ubioru Akademii Sztuk Pięknych im. Władysława Strzemińskiego w Łodzi modą i rysunkiem interesowała się od dziecka. Pasja połączona z pracowitością i konsekwencją działania zaowocowała pokazami na wybiegach całego świata – jej kreacje były prezentowane w Luwrze, w Mediolanie, podczas New York Fashion Week i Milan Fashion Week. Jednym z celów, jakie sobie postawiła, jest przywrócenie Łodzi tytułu stolicy polskiej mody.
Radość, zmysłowość i kobiecość
– Gdy wybierałam kierunek studiów, zauważyłam, że ludzie często decydują się na trudne studia, a później pracują w zupełnie innym zawodzie, bo na studiach byli nieszczęśliwi, męczyli się. Wtedy postanowiłam, że wybiorę kierunek, który da mi radość, a ponieważ zawsze kochałam malować, rysować i kochałam ubrania, wybrałam łódzką ASP. Chyba właśnie to, że myślałam o szczęściu i byciu w zgodzie ze sobą, dało mi energię, która spowodowała, że już na studiach zaczęłam bardzo dużo projektować. Moja profesor Barbara Hanuszkiewicz zawsze mówiła, że byłam najpłodniejszą z jej studentek, zalewałam pracownię ogromną liczbą rysunków – wspomina Patrycja Plesiak.
Już podczas studiów ubierała kandydatki w konkursie Miss Polonia, przygotowywała pokazy, sesje zdjęciowe.
– To były dobre lekcje – utrzymywałam kontakt z fotografami, modelkami, budowałam portfolio, które się rozrastało, dzięki czemu w 2013 r. wzięłam udział w 21. edycji międzynarodowego konkursu dla projektantów organizowanego przez Slavę Zaitseva, z którego przywiozłam złoty medal. Dwa lata później zostałam wysłana przez Urząd Marszałkowski i Łódzką Agencję Rozwoju Regionalnego, aby reprezentować województwo łódzkie podczas Expo w Mediolanie. To były dwa przełomowe wydarzenia, które dały mi wiatr w żagle i wiarę, że można spełniać marzenia i sięgnąć poza Polskę po sukcesy. Wtedy nabrałam apetytu na więcej… – wyznaje artystka.
W kolekcjach Patrycji Plesiak nie ma workowatych konstrukcji ukrywających sylwetkę, za swój znak rozpoznawczy uważa zmysłowość i kobiecość. Przez 12 lat stworzyła ponad 40 autorskich kolekcji ubioru.
– Rozwijanie się kolekcji w głowie przypomina pisanie historii. Tworzenie daje mi poczucie dogłębnego, żywego szczęścia, które mnie zalewa. To trochę jak narkotyk, jestem uzależniona od projektowania, tworzenia nowych rzeczy – wskazuje Patrycja Plesiak.
Pokaz mody wieńczący cały proces traktuje jak nagrodę.
– To jest mój żywioł, gdy wizja staje się rzeczywistością. To uczucie, kiedy podczas finału wychodzę wspólnie z modelkami, można porównać tylko ze skokiem na bungee – mówi projektantka.
Relację z klientkami opiera na zaufaniu.
– Uważnie słucham ich potrzeb i oczekiwań, zastanawiam się, czy te oczekiwania… są po prostu dobre. Czasami jest tak, że jakaś osoba ma rzeczywiście superwizję i ja ją chętnie dalej kreuję, może gdzieś wprowadzam pewien dizajnerski sznyt, używam wiedzy, warsztatu, które zdobyłam w szkole, by uzyskać rzecz jakościową, dobrze wykończoną. A czasami trzeba delikatnie jak psycholog przekazać, że musimy pójść w innym kierunku. Wtedy przygotowuję rysunek żurnalowy, robimy luźne przymiarki różnych fasonów i dochodzimy do wybranej opcji – opowiada Patrycja Plesiak.
Bywają też techniczne wyzwania przy konstrukcji.
– Takimi są kieszenie – teraz muszą być w sukniach wieczorowych, nawet w ślubnych. Ponieważ każda z nas jest inna, moja pracownia uwzględnia wszystkie smaczki każdej sylwetki. Bardzo często panie nie wiedzą, że mają talię, są zdumione, gdy widzą piękne wcięcie, bo wcześniej uwierzyły w historie wpisywania się w schemat gruszki, jabłka czy klepsydry. Nie ma schematów. Udany projekt to połączenie rzemiosła i prawdziwego życia na miarę – mówi projektantka.
Projektantka bardzo łódzka
Patrycja Plesiak uważa, że warto dbać o stałą współpracę z klientkami, które coraz lepiej zna, wie, jakie mają potrzeby, a jedną z nich jest to, by zyskać jedyną, wymarzoną kreację, która się nie powtórzy nigdzie.
– Jaka to jest osoba? Na pewno świadoma, doceniająca modę, sztukę, umiejąca cieszyć się modą. Obserwuję, że nawet młodziutkie dziewczyny zamawiające kreacje na studniówkę dopytują o pochodzenie materiału. Jestem łódzką projektantką, kolekcja Plesiak Łódź Kaliska jest tak łódzką kolekcją, że chyba bardziej się nie da – zainspirowaną sztuką łódzkiej grupy awangardowej. Tkanina jest w Łodzi utkana i w Łodzi drukowana – mówi projektantka.
Jej zdaniem dla dobra branży środowisko powinno się skonsolidować, bo biznesowo przynosi to więcej korzyści niż zagrożeń. Jako przykład podaje projekt Moda na Łódź w OFF Piotrkowska Center skupiający znanych polskich projektantów, którzy chcieli, by branża odżyła. Obejmował wiele wydarzeń związanych z branżą fashion, tj. pokazy mody, targi slOFFFashion, sesja finalistów The Look Of The Year. Wzięli w nim udział znani twórcy, m.in. Jarosław Ewert, Marta Kuszyńska, Katarzyna Dacyszyn, Monika Ptaszek i Patrycja Plesiak.
– Część projektantów otworzyła później tu swoje atelier. Nie czuję, byśmy byli dla siebie konkurencją, raczej idea tworzenia pewnego zagłębia modowego przyciąga w takie miejsce zainteresowanych branżą klientów – wskazuje twórczyni.
Kolejne kroki prowadziły w stronę zorganizowania branżowej imprezy o zasięgu ogólnopolskim – PoMocni w Modzie by Plesiak, który udowodnił siłę integracji branży.
Pomysł polegał na połączeniu sił wybitnych projektantów mody, artystów i przedstawicieli biznesu podczas wieczoru artystycznego PoMocni w Modzie. Celem było pozyskanie funduszy na zakup nowoczesnego ambulansu dla łódzkiego szpitala im. Karola Jonschera. Przedsięwzięcie było organizowane wspólnie z Fundacją Fun & Drive, Stowarzyszeniem Połóż Serce na Dłoni, a za produkcję odpowiedzialny był Andrzej Kuczyński i grupa TME. W Hali Maszyn EC1 swoje kolekcje pokazali: Lidia Kalita, Monika Ptaszek, Milita Nikonorov, Folk Design, Maja Pilarek, Tomasz Armada, Natasha Pavluchenko, MMC Studio i pomysłodawczyni wydarzenia. Na scenie w łódzkim EC1 koncertowali m.in. Michał Szpak i Bryska. Wydarzenie okazało się sukcesem. Zaprojektowany przez Patrycję Plesiak płaszcz, w którym Michał Szpak wystąpił jako gwiazda wieczoru, został wylicytowany za 12 tys. zł, a była to jedna z kilkudziesięciu aukcji – np. Maryla Rodowicz kupiła grafikę przekazaną przez senatora Krzysztofa Kwiatkowskiego. Łącznie udało się zebrać prawie 200 tys. zł.
Maszyna do szycia babci Cecylii
– Nie byłabym w miejscu, w którym jestem, gdyby nie moja ukochana babcia Cecylia. Pamiętam, że słabo słyszała – tłumaczyła mi, gdy byłam dzieckiem, że to z powodu pracy w tkalni Zakładów Przemysłu Bawełnianego im. J. Marchlewskiego w Łodzi. To była częsta przypadłość kobiet pracujących w ogłuszającym huku maszyn. Gdy dociekałam rodzinnej historii, okazało się, że babcia była tak dobrą tkaczką, że dostała propozycję kupienia domku blisko fabryki w dobrej cenie. Dziadek listonosz był jednak tak bardzo związany z Konstantynowem Łódzkim, że babcia musiała codziennie jeździć do pracy, czasem nocowała u koleżanki w kamieniczce blisko zakładów. Kiedy się słucha historii kobiet pracujących w fabryce, które musiały dbać o każdą nić, o to, żeby nie było żadnych zatrzymań maszyn, bo za każdy błąd miały potrącane z pensji, wyłania się obraz strasznych czasów – opowiada projektantka.
W sypialni babci stała stara maszyna do szycia Singera.
– Śmigał na niej chłopak, mój kuzyn, ja się jej raczej przyglądałam. Pamiętam, że była piękna… To babcia Cecylia zbudowała we mnie marzenie, by Łódź nie zmarnowała historii i pracy ludzi, którzy tworzyli tu tekstylną historię miasta. Myślę, że swoją łódzką twórczością, pokazywaniu środowisku, jak wielką mamy siłę, działając razem, kolejnymi krokami osiągnę ten cel. Chyba tkwi we mnie tekstylny gen po babci – podsumowuje artystka.

