Noblowski komitet z założenia jest organem neutralnym, podobnie jak miejsce wczorajszej gali — ratusz w Oslo. Ale było jednak coś symbolicznego w okoliczności, że unijna wierchuszka oraz prezydenci/premierzy większości państw członkowskich zjechali do kraju, który ani myśli o przystąpieniu do UE. Jego obywatele już dwukrotnie potwierdzili w referendach, że z tegoroczną noblistką nie chcą mieć nic wspólnego. Bogatej Norwegii absolutnie wystarczają związki z UE w formule Europejskiego Obszaru Gospodarczego.
Największą historyczną zasługą UE dla pokoju jest stworzenie mechanizmu… nieopłacalności wojny.
Europa przez wieki eksportowała konflikty zbrojne na cały świat. Obecnie integracja sąsiadujących państw — a wojny najczęściej wybuchają właśnie między sąsiadami — poszła tak daleko, że unijny konflikt jest po prostu niewykonalny. Drugie wybitne osiągnięcie to strefa Schengen, niewyobrażalna dla najeżonych granicznymi kordonami innych kontynentów. Dlatego przy okazji Nobla wypada choćby na chwilę zapomnieć o kłótniach rozkładających unijne szczyty. Gdyby na całym świecie konflikty państw zostały sprowadzone do takiego poziomu, że jakaś delegacja może nie podpisać końcowych konkluzji — ludzkość naprawdę byłaby szczęśliwsza.