Żelazny limit ma ograniczyć kontrole

Sylwester SacharczukSylwester Sacharczuk
opublikowano: 2012-08-24 00:00

Do Sejmu trafił projekt zmiany ustawy, która ma skrócić długość kontroli w firmach. Pomysł dobry, ale mało realny — uważają eksperci.

Niekończące się kontrole różnych instytucji skutecznie zakłócają prace polskich firm. Trwają tygodniami, a kiedy wychodzi z nich jedna inspekcja, w drzwiach już czekają przedstawiciele drugiej. Przedsiębiorcy są w tej sytuacji bezbronni. Aby mogli skupić się na pracy, a nie kontrolach, w ustawie o swobodzie działalności gospodarczej pojawił się zapis o maksymalnym limicie trwania kontroli. Jednak ustawodawca nie potraktował sprawy zbyt wnikliwie i nie pomyślał o wszystkich przypadkach.

Luka w prawie

Ustawa określiła, ile maksymalnie może trwać kontrola w firmie wykonywana przez jedną instytucję kontrolującą ją w ciągu roku kalendarzowego. Górny pułap w mikrofirmach został wyznaczony na 12 dni roboczych, w małych — na 18 dni, w średnich — 24, a w pozostałych — 48. Sęk w tym, że ograniczenie dotyczy kontroli tylko jednej instytucji. W sukurs przedsiębiorcom przyszli posłowie Solidarnej Polski (SP), którzy złożyli w Sejmie projekt zmiany kontrowersyjnych przepisów.

— Dotychczas ustawodawca nie wskazał, ile czasu w roku kalendarzowym przedsiębiorca może być kontrolowany przez wszystkie organy kontrolujące. Przy tak dużej liczbie organów administracji publicznej wyposażonych przez różne regulacje prawne w możliwość kontrolowania brak określenia takiego limitu narusza interesy przedsiębiorców — mówi Arkadiusz Mularczyk, poseł SP. SP proponuje, aby dotychczasowe limity pozostały, ale dotyczyły łącznego czasu trwania kontroli wszystkich organów.

— Teraz każdy przedsiębiorca, niezależnie od wielkości, może być nękany kontrolami przez bardzo długi okres, dlatego zapis określający maksymalny czas trwania kontroli wykonywanej przez wszystkie organy jest w pełni uzasadniony — podkreśla Arkadiusz Mularczyk. Z uwagi na możliwość wyłączenia ograniczeń czasu kontroli i jej przedłużenia wprowadzanie zmian nie powinno zagrozić nadzorowi państwa nad firmami.

— Projekt nie powoduje negatywnych skutków ekonomicznych czy też zwiększenia wydatków budżetu państwa — uzasadnia poseł SP. Małgorzata Kidawa-Błońska, wiceprzewodnicząca Platformy Obywatelskiej zgadza się z opinią, że sprawa kontroli w firmach wymaga uporządkowania, ale ma poważne wątpliwości, czy propozycja Solidarnej Polski jest dobrym rozwiązaniem.

— Na pewno trzeba ograniczyć liczbę kontroli, ale też nie może być tak, by były one tylko fikcją i trwały po jednym dniu. Muszą być dokładne. Być może sposobem jest zmniejszenie liczby kontroli, a nie łącznego czasu ich trwania. Projekt porusza ważną kwestię, ale musimy poznać jego szczegóły — mówi Małgorzata Kidawa-Błońska.

Szanse projektu

Zdaniem ekspertów, projekt idzie w dobrym kierunku.

— Trzeba go ocenić pozytywnie. Każdy krok liberalizujący politykę wobec przedsiębiorców jest pożądany. Projektodawca słusznie zauważył lukę w prawie, która rzeczywiście może doprowadzić do nękania firm. Każdy przedsiębiorca powinien mieć nie tylko zapewnioną pełną swobodę działania, ale też nie może być związany prawem, które jest zbyt ogólne i niejasne — mówi Jacek Świeca, ekspert Business Centre Club.

Jednocześnie eksperci oceniają projekt jako mało realny.

— Ta propozycja w zasadzie uniemożliwi prowadzenie kontroli w firmach. Obecnie obowiązujące przepisy o kontrolach może nie są idealne, zawierają wiele wyjątków, ale organy kontroli wielokrotnie uzasadniały, dlaczego są potrzebne. Dlatego projekt nie ma szans — mówi Krzysztof Kajda, radca prawny, wicedyrektor departamentu prawnego PKPP Lewiatan.

Według niego ostatnia nowelizacja ustawy wprowadziła już pewne instrumenty ochrony przedsiębiorcy przed organami kontroli, np. w formie sprzeciwu czy unieważnienia czynności instytucji, która podejmuje kroki niezgodnie z prawem. Solidarna Polska proponuje, aby zmiany weszły w życie już od nowego roku.