Przeżyliśmy zimę, ale kryzys energetyczny przecież się nie skończył, a kolejna zima nadchodzi. Tymi słowami Joanna Maćkowiak-Pandera, prezes i założycielka think tanku Forum Energii, rozpoczęła w środę European Energy Security Conference, zorganizowaną we współpracy z ECFR Warsaw (European Council on Foreign Relations).

To zatem dobry moment na dyskusję o tym, co dalej. Tym lepszy, że – jak zauważa Joanna Maćkowiak-Pandera - jesienią brakowało węgla, więc cały kraj dyskutował o tym, gdzie go kupić i jak dostarczyć gospodarstwom domowym. Teraz, w kwietniu, napięcie schodzi, a decydenci są zrelaksowani.
- W debacie publicznej w kwestiach energetycznych dominuje optymizm, ale bardziej przydałby się realizm – przyznaje Paweł Musiałek, szef Klubu Jagiellońskiego.
Zima zmieniła poglądy Polaków
W marcu 2023 r., czyli jeszcze w zimie, opinie Polaków na tematy związane z energią, transformacją i źródłami odnawialnymi, zbadała organizacja More in Common Poland. Wnioski z jej raportu „Polska po zimie” przedstawił Adam Traczyk, dyrektor More in Common Poland.
Po pierwsze – podkreślał Adam Traczyk - raport pokazuje zgodę na przyśpieszenie transformacji energetycznej. Lewica jest oczywiście w tej kwestii bardziej optymistyczna, a prawica bardziej konserwatywna, ale generalnie Polacy chcą szybszych zmian. Po drugie, Polacy z jednej strony rozumieją, że węgiel jest podstawą krajowej energetyki, ale z drugiej strony po zimie zdają sobie też sprawę, że dostawy mogą być niestabilne. Widać też brak zrozumienia, z czego wynika zmienność cen węgla, a także dlaczego węgiel jedzie do nich z portu, a nie z polskiej kopalni. Po trzecie, transformacja energetyczna zaczyna być postrzegana jako inwestycja, a nie jako koszt.
Paweł Musiałek nieco oponował. Uważa, że wynikający np. z wyzwań ekologicznych wzrost cen żywności mógłby wywołać sprzeciw społeczeństwa.
- I tak mamy już ubóstwo energetyczne. Twierdzenie, że dziś nie jest drogo, to utrzymywanie fikcji. Zwłaszcza, że nie liczymy przecież kosztów brudnego powietrza czy zdrowia – kontrowała Joanna Maćkowiak-Pandera.
A może sankcje na gaz?
Kadri Simson, europejska komisarz ds. energii, złożyła w konferencyjnym przemówieniu deklarację, którą prelegenci chętnie potem cytowali.
- Nie ma powrotu do sytuacji sprzed ataku Rosji na Ukrainę – podkreśliła Kadri Simson.
Przed wojną Unia Europejska silnie zależała od dostaw paliw kopalnych z Rosji. Dziś np. w gazie głównym dostawcą jest Norwegia. Przed kolejną zimą sytuacja Unii jest dobra, ale Kadri Simson nadal naciska, by państwa członkowskie redukowały zapotrzebowanie na gaz i nie zawierały nowych kontraktów na rosyjskie LNG (gaz płynny). Równolegle Komisja wspiera inwestycje decentralizujące ukraiński system elektroenergetyczny, wysyła tam panele fotowoltaiczne i zachęca państwa i firmy do podobnych działań. W Polsce zajął się tym właśnie fotowoltaiczny Columbus Energy.
- Mamy europejskie sankcje na rosyjski węgiel, ropę, nawet technologie jądrowe, ale nie na gaz. Tymczasem teraz, kiedy Europe jest tak zjednoczona wobec wojny w Ukrainie, byłby to najlepszy moment – zachęcał Georg Zachmann z instytutu Breugla.
Warto wspierać Afrykę czy Brazylię
Diana-Paula Gherasim z Francuskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych przestrzega przed zastąpieniem jednej zależności kolejną. Wylicza, że 45 proc. LNG importowanego przez Europę pochodzi ze Stanów Zjednoczonych, a wolumen ten wzrósł o 64 proc. tylko w jednym roku. Import LNG ma też, według niej, aspekt etyczne. Im więcej importuje go Europa, tym mniejszy dostęp mają do niego np. kraje Afryki. Tymczasem Europa powinna je wspierać, również w transformacji energetycznej.
Znaczenie relacji Unii Europejskiej z resztą globu podkreślał też Mats Engström z ECFR. Bo jeśli UE nie będzie wspierać Afryki lub Brazylii, np. w transformacji, to ich przywódcy zwrócą się ku Rosji.