100 Kobiet Biznesu: Prezeska to nie dekoracja

Marcel ZatońskiMarcel Zatoński
opublikowano: 2024-11-28 21:00

Zajmujące się wyposażaniem centrów symulacji uczelni medycznych Simedu, kierowane przez Natalię Przybylską, szybko zwiększa przychody i zyski dzięki ogólnopolskim inwestycjom w kształcenie kadry medycznej.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Zacznijmy od liczb: 38,6 mln zł przychodów, o 186 proc. więcej niż rok wcześniej, i 5,9 mln zł czystego zysku. To wyniki finansowe za 2023 r. zielonogórskiego Simedu, dystrybutora symulatorów medycznych. Na jego czele stoi Natalia Przybylska, przedsiębiorczyni i menedżerka związana z branżą od ponad dwóch dekad, która na początku wcale do pracy w takim biznesie się nie paliła.

— Chciałam zostać psycholożką i nią zostałam. Zawsze mnie to interesowało, studiowałam psychologię kliniczną, chciałam pracować w zawodzie. Skończyłam jednak studia pod koniec lat 90., gdy bezrobocie było wysokie, a psychologia nie cieszyła się taką popularnością jak teraz — wstyd było korzystać z pomocy specjalisty. Podjęłam więc racjonalną decyzję i zaczęłam pracować razem z tatą w firmie rodzinnej, która potrzebowała wsparcia, bo biznes szybko się rozwijał. Nie porzuciłam jednak myśli o pracy w wyuczonym zawodzie — mówi Natalia Przybylska, prezeska Simedu.

Rodzinny biznes

Firmą rodzinną była spółka, którą Andrzej Przybylski założył i prowadził ze wspólnikiem przez blisko 30 lat.

— To firma, która od czasu transformacji ustrojowej dystrybuowała sprzęt pierwszej pomocy dla ratownictwa medycznego. Od początku zajmowała się też edukacją medyczną, dostarczała trenażery i proste fantomy. Zapotrzebowanie było jednak niewielkie, biznesową masę budował sprzęt medyczny, a dostawy produktów edukacyjnych do szkół medycznych i uczelni realizowane były niejako przy okazji — tłumaczy Natalia Przybylska.

Krótko po studiach obecna prezeska Simedu w firmie ojca zajmowała się m.in. koordynacją importu oraz tłumaczeniami.

— To nie były dla mnie trudne rzeczy, cały czas się dokształcałam, studiowałam podyplomowo na ówczesnej Akademii Medycznej w Poznaniu i menedżerskie zarządzanie firmą na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu, poznawałam branżę. Wtedy było to dla mnie czysto praktyczne rozwiązanie. W 2002 r. nawiązałam współpracę z Uniwersytetem Zielonogórskim i w końcu mogłam pracować w zawodzie, który mnie pasjonował. Funkcjonowałam tak przez dekadę — pracowałam jednocześnie w firmie medycznej i jako psycholożka na uczelni — mówi prezeska Simedu.

W końcu trzeba było jednak się zdecydować i wybrać — albo psychologia, albo biznes.

— Biznes się rozrastał, w pewnym momencie zatrudnienie wzrosło do blisko 50 osób, czułam się w obowiązku wziąć za to współodpowiedzialność. W 2013 r. zostałam wybrana przez wspólników na stanowisko prezesa. Wiadomo, że można zazdrościć takiej spuścizny po rodzicach — szansa na przejęcie firmy nie zdarza się każdemu. Jest to jednocześnie bardzo duża odpowiedzialność i nie wiem, czy chciałabym, by moi synowie też się tym zajmowali. Ja w każdym razie nie naciskam, niech sami decydują o swoim życiu. Chętnych do przejęcia firmy nie brakuje — mówi Natalia Przybylska.

Symulacyjny potencjał

Natalia Przybylska zarządzała spółką do 2017 r., gdy poszła na urlop macierzyński. Pod jej nieobecność firmą kierował brat, Hubert Przybylski, w roli wiceprezesa. Kiedy wróciła do pracy w 2018 r., już w utworzonej spółce o nazwie Simedu, była jeszcze matką karmiącą i godziła wówczas dwie role — matki i prezeski.

— Firma powstała z powodu społecznej zmiany. Zauważyliśmy, że starzejące się społeczeństwo będzie wymagało opieki, a personelu medycznego jest jak na lekarstwo, co wkrótce pokazała pandemia. Wszystko zmieniło się ponad dekadę temu. Wtedy w Poznaniu odbyła się konferencja Europejskiego Towarzystwa Symulacyjnego SESAM, która wzbudziła duże zainteresowanie nowymi rozwiązaniami. Zmieniła się też mentalność. Dostrzeżono potencjał w innowacyjnych, praktycznych i w końcu etycznych metodach nauczania, przyśpieszających proces nabywania umiejętności klinicznych przez studentów — tłumaczy Natalia Przybylska.

Jak mówi prezeska Simedu rozwój technologii symulacyjnych rewolucjonizuje szkolenia w ochronie zdrowia, przekształcając nawet nudną naukę anatomii w interaktywną grę komputerową. W ofercie firmy znajduje się ponad 3000 produktów — od realistycznych fantomów i trenażerów do ćwiczeń podstawowych zabiegów przez ultrarealistyczne modele ran i urazów po zaawansowane symulatory medyczne. Dzięki nim lekarze, stomatolodzy i weterynarze mogą doskonalić umiejętności w zakresie specjalistycznych procedur i operacji.

— Centrów symulacji medycznej — wieloprofilowych i monoprofilowych, np. pielęgniarskich — w Polsce jest prawie 80, a uczelni medycznych ponad 20, kilka płatnych prowadzi zajęcia w języku angielskim. Studenci z całego świata przyjeżdżają, aby studiować medycynę w Polsce. Zainteresowanie rośnie z roku na rok. Przyciągają nowoczesne centra symulacji medycznej, które są na imponującym, europejskim poziomie. Polska jest też pierwszym krajem w Europie, który stworzył krajowy program oceny wszystkich endoskopowych i laparoskopowych procedur chirurgicznych właśnie dzięki inwestycjom wspieranym przez fundusze unijne — mówi Natalia Przybylska.

Rynkowa nisza

Dostawców fantomów, trenażerów i symulatorów jest relatywnie mało, bo to bardzo zaawansowane technologie. Najwięksi producenci to m.in. USA, Szwecja, Japonia, Korea Południowa, Austria i Portugalia.

— Sporo sprzętu produkuje się też w Chinach i Indiach, ale jeszcze nie do końca ufamy jakości tych produktów, bo bywają to marne kopie rozwiązań innych firm. Nie chcemy sobie pozwolić na niską jakość, zwłaszcza przy najbardziej zaawansowanym, najdroższym sprzęcie jak symulatory do laparoskopii, ultrasonografii, procedur endoskopowych i ginekologicznych — mówi menedżerka.

Simedu to jedyny duży, wyspecjalizowany dystrybutor w Polsce w swojej branży. Natalia Przybylska podkreśla, że firma intensywnie inwestuje w specjalistyczne szkolenia zagraniczne dla pracowników, co wraz m.in. z profesjonalnym serwisem daje jej przewagę nad mniejszymi firmami.

— Biznes jest stosunkowo zmienny, trzeba wziąć pod uwagę, że ta dekada zaczęła się od dużych zawirowań. Najpierw mieliśmy pandemię, która wstrzymała wiele procesów zakupowych, potem wybuch wojny w Ukrainie osłabił złotego, zmniejszyła się siła nabywcza. W ostatnim czasie widać wyraźne odbicie. Ten rok też będzie dobry, bo nadzieja na pieniądze z KPO zachęciła instytucje do dalszych inwestycji — mówi Natalia Przybylska.

W ostatnich latach medtechowe start-upy ogłaszały prace nad symulatorami wykorzystującymi VR (wirtualną rzeczywistość). Czy nie jest to zagrożenie dla podstawowego biznesu Simedu?

— Nie czujemy takiego zagrożenia. Współpracujemy z firmami, które dostarczają takie rozwiązania, także zadomowieni na tradycyjnym rynku producenci zainwestowali w rozwój tych technologii. Część z nich już z tego zrezygnowała, bo choć VR ma oszałamiający potencjał, to ciągle wymaga dopracowania, a uczelnie medyczne preferują sprzęt pozwalający na trening manualny. Problemem jest też to, że wiele osób w goglach VR odczuwa zawroty głowy, a uczelnia nie może sobie pozwolić na to, by część studentów nie mogła korzystać z kupionego przez nią sprzętu. Obserwujemy jednak rozwój tego segmentu — mówi Natalia Przybylska

Wynikowa weryfikacja

Prezeska Simedu podkreśla, że medycyna rozwija się w niesamowitym tempie.

— Ciągle pojawiają się nowe technologie, nie można się tym znudzić. Ekscytuje mnie też, że psychologia zaczęła znacząco przenikać do medycyny i odwrotnie. Gdzieś na końcu tej drogi czeka na nas holistyczne podejście do pacjenta, co wpłynie na dobrostan nas wszystkich — mówi prezeska Simedu.

Nie jest to jednocześnie łatwa branża, szczególnie dla kobiety.

— Nie chcę generalizować, ale spotykam się ze stereotypami na każdym kroku, bo środowisko jest zdominowane przez mężczyzn, kobieta na najwyższym stanowisku to rzadkość. Dość powszechne jest przekonanie, że prezeska w firmie pełni funkcję dekoracyjną, a już zwłaszcza jeśli jest córką założyciela — można jej dać kwiatki i czekoladki, przepuścić w drzwiach, ale do merytorycznych rozmów to trzeba kogoś innego. Nie walczę z tym, nie próbuję dostosować się do męskiej wizji przywództwa. Uważam po prostu, że w najlepszy sposób weryfikują moją pracę i umiejętności rozwój firmy i jej wyniki — mówi Natalia Przybylska