Argentyńczycy mogą wkrótce mieć znacznie większe kłopoty na głowie niż porażka w finale Mundialu. Z każdym dniem rośnie ryzyko, że południowoamerykański kraj w najbliższych tygodniach przestanie spłacać długi, po raz drugi w ciągu 13 lat. Rząd w Buenos Aires ma już tylko dwa tygodnie na osiągnięcie porozumienia z wierzycielami, a nawet nie chce usiąść z nimi do stołu. Czy złotego, polską giełdę i nasze obligacje czeka kolejna próba?
![TRUDNE RELACJE: Cristina Fernandez de Kirchner, prezydent Argentyny, znana jest z twardego charakteru. Już na początku prezydentury w 2007 r. weszła w ostry konflikt dyplomatyczny z rządem USA. Teraz również prowadzi twardą grę z amerykańskimi instytucjami finansowymi i tamtejszymi sądami. [FOT. BLOOMBERG] TRUDNE RELACJE: Cristina Fernandez de Kirchner, prezydent Argentyny, znana jest z twardego charakteru. Już na początku prezydentury w 2007 r. weszła w ostry konflikt dyplomatyczny z rządem USA. Teraz również prowadzi twardą grę z amerykańskimi instytucjami finansowymi i tamtejszymi sądami. [FOT. BLOOMBERG]](http://images.pb.pl/filtered/127283dc-2660-486b-b8e0-75ddd80049e2/03857275-4712-5923-939a-52f63bce6e37_w_830.jpg)
Echa przeszłości
Przyczyną obecnych napięć jest spór między Argentyną a posiadaczami obligacji wyemitowanych przez rząd przed bankructwem w 2001 r. Choć od tamtego kryzysu minęło już dużo czasu i gospodarka kraju zdążyła wyjść na prostą, rząd w Buenos Aires od strony prawnej i finansowej nie uporządkował sytuacji.
Co prawda, w 2005 i 2010 r. przeprowadził restrukturyzację długu, redukując zobowiązania wobec większości wierzycieli o 70 proc., jednak nie załatwiło to sprawy. Niewielka część posiadaczy obligacji nie poszła na ugodę, nie zgodziła się na stratę i nadal domagała się zwrotu całości pożyczonych pieniędzy.
Papiery te skupowały przede wszystkim fundusze hedgingowe, licząc, że ich prawnicy kiedyś zrobią z nich użytek. Przez lata fundusze procesowały się z Argentyną, żądając od państwa nominalnej wartości i odsetek. I być może w końcu dopięły swego. W połowie czerwca Sąd Najwyższy w USA uznał, że wierzyciele mają rację i rząd w Buenos Aires musi spłacić stary dług. Co więcej, zawyrokował, że właśnie ci wierzyciele mają pierwszeństwo przed innymi i że cały dług (szacunki mówią o 7-15 mld USD) musi być im spłacony równocześnie.
W praktyce oznacza to, że Argentyna musi porozumieć się z funduszami hedgingowymi najpóźniej do końca lipca, bo właśnie wtedy zapadają inne, „nowe” obligacje, czyli wyemitowane już po kryzysie z 2001 r. Jeśli respektować wyrok sądu w USA, Argentyna nie może więc oddać tego nowego długu, dopóki nie spłaci starego.
Prawnicy kontra kraj
Argentyna od początku sporu z funduszami hedgingowymi stanowczo odrzucała ich żądania,zgodnie z zasadą, że z szantażystami się nie negocjuje. I nadal trzyma się tej strategii. Jak podała agencja Bloomberg, fundusz Elliot Management Corp., pośredni (przez spółkę córkę) właściciel dużej części problematycznych obligacji, twierdzi, że rząd w Argentynie nie chce nawet usiąść do rozmów.
— Nie widzimy żadnych przesłanek pokazujących, że Argentyna na poważnie rozważa choćby rozpoczęcie negocjacji — oświadczył Elliot Management. Co prawda, w ostatni piątek na Manhattanie, w biurze Daniela Pollacka, negocjatora wyznaczonego przez sąd, odbyło się spotkanie przedstawicieli rządu Argentyny i Elliot Management, jednak negocjator twierdzi, że nic to nie dało.
— Nie osiągnięto porozumienia. Mam nadzieję, że w przyszłości będzie jeszcze prowadzony dialog — stwierdził Daniel Pollack. Jeśli strony się nie dogadają, 30 lipca Argentyna znowu będzie bankrutem. Będzie miała dwie możliwości: albo nie spłaci długu w ramach „nowych” obligacji, albo je spłaci (co też nie jest proste, bo sąd w USA może blokować płatności do podmiotów amerykańskich), ale w ten sposób zerwie postanowienia sądu w USA. Oba te kroki praktycznie wykluczyłyby Argentynę z rynku długu.
Oby to był blef
Jednak ekonomiści mają nadzieję, że porozumienie zostanie osiągnięte.
— Uważam, że nie dojdzie do bankructwa Argentyny. Rząd będzie robił wszystko, aby utrzymać dostęp do rynku długu — twierdzi Mario Blejer, wiceprezes Banco Hipotecario, były szef argentyńskiego banku centralnego. Upór Argentyny być może jest tylko elementem negocjacji.
— Gdybym był rządem Argentyny, robiłbym wszystko, aby do końca miesiąca przekonywać wszystkich, że zmierzamy w stronę przepaści. To poprawiłoby moją pozycję negocjacyjną — stwierdził cytowany przez Bloomberga Kyle Bass, szef Hayman Capital Management, inny wierzyciel Argentyny. A co jeśli jednak sprawdzi się czarny scenariusz? Z pewnością czeka nas tąpnięcie na złotym i innych polskich aktywach, ale będą to tylko chwilowe wstrząsy.
— Od początków transformacji Polska stale uodparnia się na zewnętrzne szoki, a w ostatnich latach ten proces nawet przyspieszył. Kryzys grecki odbił się na Polsce w relatywnie niewielkim stopniu, a konflikt na Ukrainie miał jeszcze mniejszy efekt. Dlatego nie sądzę, by ewentualne bankructwo Argentyny mogło nas mocno uderzyć — mówi Marcin Mróz, główny ekonomista Grupy Copernicus. Co prawda, utrata płynności jednego kraju zwykle skłania inwestorów do rewizji portfeli i wyprzedawania obligacji innych, również ryzykownych krajów.
— Teoretycznie jest to więc ryzyko dla Polski, bo jak na kraj wschodzący mamy dość wysoki dług publiczny. Jednak mamy coraz lepszą renomę i nie sądzę, by inwestorzy aż tak wystraszyli się Argentyną, aby sprzedawać nasze papiery — mówi Marcin Mróz.