Bank Japonii brnie w niekonwencjonalność

Robert Szklarz
opublikowano: 2016-09-21 22:00

Czasem wiele musi się zmienić, by wszystko pozostało bez zmian — takie wnioski nasuwają się po środowej decyzji japońskich bankierów.

Bank centralny Kraju Kwitnącej Wiśni przed miesiącem zapowiedział dogłębny przegląd polityki monetarnej, by ustalić, które działania rzeczywiście przynoszą efekty i prowadzą do zwiększenia inflacji. Ostatecznie skład orkiestry się nie zmienił i nadal grają te same instrumenty, choć melodia jest już trochę inna. Stopy procentowe pozostały na niezmienionym poziomie minus 0,1 proc., a program masowego skupu aktywów będzie utrzymany, jednak będzie on skupiony nie na wydawaniu 80 bln jenów rocznie, bo limit zostanie zniesiony, ale na utrzymaniu pożądanego kształtu krzywej rentowności.

— Działania Banku Japonii będą teraz miały na celu przede wszystkim wystromienie krzywej rentowności, głównie na krótkim jej końcu. Oznacza to, że spadać będą teraz rentowności obligacji o krótkim terminie zapadalności. Jednocześnie zapowiedziane zostało utrzymanie rentowności obligacji 10-letnich w okolicach zera. To ukłon w stronę japońskiego sektora finansowego, który będzie mógł dzięki temu trochę zarobić — tłumaczy Marcin Mazurek, starszy analityk mBanku.

Polityka ujemnych stóp procentowych odbiła się negatywnie na japońskich bankach. Indeks odzwierciedlający kursy notowanych na giełdzie w Tokio kredytodawców stracił od początku roku jedną czwartą wartości. Także ubezpieczyciele i fundusze emerytalne zyskają dzięki pozostawieniu im wolnej ręki na długim końcu krzywej dochodowości i obietnicy, że obligacje o długim terminie zapadalności dadzą im zarobić.

— Z pewnością sektor finansowy może odetchnąć. Program skupu aktywów Banku Japonii był zakrojony na tak szeroką skalę, że banki doszły do momentu, w którym dalsza redukcja obligacji z bilansu zagrażała ich działalności, szczególnie w kontekście operacji repo. Środowa decyzja to wstęp do wygaszania programu. Obecnie zapotrzebowanie Banku Japonii na obligacje jest tak duże, że nawet nowe emisje ministerstwa finansów pokrywają je tylko w połowie — podkreśla Grzegorz Ogonek, analityk XTB.

Giełda w Tokio na środową decyzję reagowała bardzo pozytywnie. Indeks Nikkei 225 zyskiwał 1,91 proc., do czego bardzo przyczyniły się banki, których indeks zwyżkował nawet o 8 proc. Początkowy entuzjazm na rynkach jednak szybko wygasł, co dało się zauważyć na rynkach walutowych działających jeszcze po zamknięciu tokijskiej giełdy. Kurs jena w niecałą godzinę po konferencji Banku Japonii osławił się w stosunku do dolara o 1,2 proc., by po kilku godzinach umocnić się o 1 proc. w stosunku do kursu sprzed ogłoszenia decyzji.

— Inwestorom trudno uwierzyć, że działania Banku Japonii mogą rzeczywiście doprowadzić do zapowiedzianej inflacji 2 proc. Skup obligacji jedynie zbija oprocentowanie, ale by działał on proinflacyjnie, musi generować popyt. Tego w Japonii nie widać — zauważa Marcin Mazurek. Ekspert dodaje, że to właśnie kurs walutowy jest jedynym skutecznym mechanizmem, dzięki któremu Bank Japonii może wpływać na wzrost inflacji. Deprecjacja jena jest szczególnie istotna dla gospodarki, ponieważ im jest on silniejszy, tym mniej konkurencyjny jest eksport. Na tym polu polityka monetarna zdaje się szczególniezawodzić. Od początku roku japońska waluta umocniła się w stosunku do dolara o 18 proc. Odbiło się to także na giełdzie i wynikach dostępnych na polskim rynku funduszy japońskich.

Od 1 stycznia NN Japonia traci 19,56 proc, a PKO Akcji Rynku Japońskiego zniżkuje o 17,17 proc. Większe skupienie na krzywej rentowności ma odwrócić te tendencje, bez narażania sektora finansowego na dodatkowe straty. — Środowa decyzja Banku Japonii nie wprowadza istotnych zmian do polityki monetarnej, ale otwiera drogę do zwiększenia skuteczności jego przyszłych działań — podsumowuje Patrick Moonen, starszy strateg w NN Investment Partners. © Ⓟ