Powiedzenie, że „dobrze już było”, dotyczy również, niestety, branży bankowej. W piątek Commerzbank, właściciel mBanku, ogłosił, że w ciągu czterech lat zwolni 9,6 tys. pracowników. W poniedziałek redukcję 7 tys. etatów do 2021 r. zapowiedziała grupa ING, inwestor strategiczny Banku Śląskiego. I w pierwszym, i w drugim przypadku cięcia nie obejmą Polski.



W grupie ING wypowiedzenia dostaną głównie bankowcy w Holandii i Belgii. Commerzbank ograniczy zatrudnienie na rodzimym, niemieckim rynku. Biuro prasowe ING Banku Śląskiego potwierdza, że jego pracownicy mogą być spokojni o pracę, ponieważ żadne redukcje nie są planowane.
Dla mBanku zmiany w Niemczech mają tylko ten skutek, że w ramach cięcia kosztów zostanie zlikwidowana spółka holdingowa — Commerzbank CEE, do której należał, a która od dawna, od czasu zarzucenia mocarstwowych planów ekspansji na Ukrainę i Rosję, jest już tylko pustą strukturą.
Zarówno Commerzbank, jak też ING tłumaczą cięcia koniecznością przesterowana biznesu z tradycyjnych torów na bardziej nowoczesne. Równocześnie z zapowiedzią redukcji personelu Holendrzy ogłosili plan inwestycji wartości 800 mln EUR w integrację platform informatycznych.
Zgodnie z nową strategią „Think forward” ING chce postawić mocno na kanały cyfrowe. Takie same plany ma właściciel mBanku, który w dokumencie „Commerzbank 4.0” deklaruje, że część z 700 mln EUR zaoszczędzonych na pracownikach pójdzie na IT, aby około 2020 r. 80 proc. biznesu przechodziło przez kanały cyfrowe.
Cyfryzacja wygrywa
Digital to dzisiaj najmodniejsze słowo w bankowości, odmieniane przez wszystkieprzypadki. Koniecznością unowocześniania platform IT i rozbudowy kanałów cyfrowych tłumaczone są prawie wszystkie cięcia kosztów pracowniczych, których kolejne fale przetaczają się przez rynek finansowy. Według „Financial Times”, w 2015 r. z branży bankowej w USA i Europie zniknęło około 100 tys. etatów. W tym roku redukcje personelu zapowiedziało wiele największych instytucji na świecie, głównie za oceanem i na naszym kontynencie.
Na początku roku Santander powiadomił o likwidacji 1660 miejsc pracy w Hiszpanii. Pod nóż miało pójść przy okazji 450 małych placówek. W marcu Societe Generale w planie do 2020 r. przewidział likwidację 550 etatów. Miesiąc później kolejny francuski bank, BNP Paribas, poinformował, że 675 bankierów pionu inwestycyjnego (11 proc.) do 2020 r. dostanie wypowiedzenia. Prawdziwy wysyp wieści o zwolnieniach nastąpił w czerwcu.
Hiszpański BBVA ogłosił, że rozważa ograniczenie liczby pracowników o 2,2 tys. Royal Bank of Scotland do 2,7 tys. osób odprawionych w poprzednich miesiącach dołożył 900. Ponad trzy razy więcej osób straci w ramach zwolnień w Deutsche Banku, który w czerwcu ogłosił nową, cyfrową strategię, obejmującą ograniczenie liczby placówek z 723 do 535. Tyle samo pracowników, czyli 3 tys., również ze względu na konieczność przeprowadzenia przyspieszonej cyfryzacji, zwolni Lloyds Bank. Przy okazji sieć zostanie zmniejszona o 15 proc., czyli o 200 placówek. 1 tys. pracowników w londyńskim City zwolnił Credit Suisse.
W Szwajcarii w ubiegłym roku liczba etatów w bankowości zmniejszyła się o 1 tys., ale w pierwszym półroczu 2016 już o 3,5 tys. Redukcja kosztów osobowych nie ogranicza się do Europy i Stanów Zjednoczonych. W Azji międzynarodowe banki — UBS, Goldman Sachs, Barclays — mocno ograniczają zatrudnienie w pionie inwestycyjnym. Wszystko to jednak nic wobec planów masowych redukcji w Bank of America, który zamierza wypowiedzieć pracę 8,4 tys. osób.
Na tym prawdopodobnie się nie skończy, gdyż bank zapowiada dalszy spadek zatrudnienia z 68,4 tys. do „poniżej 60 tys.”. Przed upadkiem Lehman Brothers w 2008 r. bank zatrudniał 108 tys. pracowników. Kryzys mocno przetrzebił branżę finansową za oceanem. W ciągu pierwszych pięciu lat od globalnego krachu pracę straciło 400 tys. pracowników sektora. W Europie, według „Financial Times”, który zebrał dane 30 największych banków, skala redukcji była mniejsza i wyniosła około 80 tys. osób.
Przegrywają pracownicy
Choć w Polsce kryzys miał znacznie łagodniejszą formę niż na Zachodzie, to jednak dla sporej części bankowców miał bardzo dotkliwe skutki, żeby wymienić tylko pracowników BPH, DnB Nord, BGŻ, Citi Handlowego, Nordei, BNP Paribas, Idei czy w ubiegłym roku Getinu (pracę straciło 15 proc. załogi). Z danych Komisji Nadzoru Finansowego wynika, że szczyt zatrudnienia w branży nastąpił w grudniu 2008 r. — wyniosło 181 280 osób. W lipcu tego roku zatrudnienie spadło poniżej 170 tys. Dariusz Górski, analityk DM BZ WBK, uważa, że światowy trend redukowania kosztów pracowniczych nie omija Polski, ale nie jest tak bolesny dla branży jak na Zachodzie.
— Polskie banki są relatywnie młode i nowocześniejsze niż zagraniczne. Mają lepsze wyniki niż spółki matki oraz dobry poziom kosztów w relacji do dochodów, nie ma więc ekonomicznych przesłanek do tak drastycznych zwolnień. Tym bardziej że zarówno Commerzbank, jak też ING uzasadniają cięcia koniecznością inwestycji w IT. Nasze banki wyprzedzają zachodnie pod względem nasycenia technologiami, automatyzacji obsługi i serwisu w kanałach zdalnych — mówi Dariusz Górski. W przypadku banków nie znajduje już zastosowania teza Lejzorka Rojtszwańca, że jeśli zwalniają, to znaczy, że będą przyjmować.
Sektor finansowy złote lata ma już za sobą i liczba etatów systematycznie kurczy się w średniorocznym tempie 2 proc. Skala zwolnień w polskich bankach na razie jest mniejsza. Od szczytu w 2008 r. pracę straciło 6,6 proc. bankowców. Według marcowego raportu „Digital Desruption” Citibanku, w Europie zniknęło z rynku 11 proc. etatów (we Francji 3 proc.). W USA, gdzie szczyt zatrudnienia w sektorze nastąpił w 2005 r., pracę straciło 13 proc. bankowców. Obecnie za oceanem i w Europie na rynku bankowym pracuje nieco ponad 5,5 mln osób. Według Citibanku, do 2025 r. banki zredukują 1,7 mln etatów.
Na temat zwolnień w bankach czytaj również w serwisie Bankier.pl>>