Bazuka NBP

Jacek Kowalczyk
opublikowano: 2014-06-18 00:00

Bank centralny dostanie najcięższą broń, jaką wymyślono. Oby nigdy nie dostała się w niepowołane ręce

Strażnicy polskiego pieniądza wzbogacą wkrótce arsenał o nową broń w walce z kryzysem. Rząd przyjął wczoraj założenia do nowelizacji ustawy o Narodowym Banku Polskim (NBP), czyli dokument, który był jednym z tematów rozmów opublikowanych w sobotę przez „Wprost”. Jeśli zmiany prawne wejdą w życie, nasz bank centralny będzie mógł skupować obligacje rządowe od banków komercyjnych. Na świecie takie narzędzie nazywa się „bazuką”, bo jest najmocniejszą bronią, jaką bank centralny może walczyć z kryzysem.

OSTROŻNIE Z OGNIEM:  Marek Belka, prezes Narodowego Banku Polskiego, przekonuje, że zamierza użyć nowego narzędzia, czyli skupu obligacji skarbu państwa, jedynie w przypadku dramatycznego kryzysu finansowego. Nawet jeśli to prawda, jego następca może mieć bardziej liberalne podejście do polityki monetarnej.  [FOT. BLOOMBERG]
OSTROŻNIE Z OGNIEM: Marek Belka, prezes Narodowego Banku Polskiego, przekonuje, że zamierza użyć nowego narzędzia, czyli skupu obligacji skarbu państwa, jedynie w przypadku dramatycznego kryzysu finansowego. Nawet jeśli to prawda, jego następca może mieć bardziej liberalne podejście do polityki monetarnej. [FOT. BLOOMBERG]
None
None

Armata z pieniędzmi

Tak silnej broni używa się zwykle w sytuacjach ekstremalnych: kiedy kapitał ucieka z gospodarki, obligacje państwa są wyprzedawane i rząd jest odcięty od finansowania. Aby ratować płynność w budżecie i uniknąć serii upadku banków, bank centralny wchodzi na rynek długu, skupuje obligacje nowo kreowanym pieniądzem i „zalewa” pożar pieniędzmi.

— Bywają sytuacje, w których standardowe działania banku centralnego okazują się niewystarczające. Wiele banków centralnych w ostatnich latach doświadczyło sytuacji, w której obniżyły stopy procentowe do zera, a mimo to utrzymywało się ryzyko utraty stabilności finansowej w gospodarce i deflacji. Musiały wtedy korzystać z mocniejszego narzędzia, czyli skupu obligacji — tłumaczy Mateusz Szczurek, minister finansów.

Prawo obecnie jest niejednoznaczne — eksperci nie są zgodni, czy polski bank centralny może skupować obligacje. Autorzy ustawy o NBP nie mogli bowiem przewidzieć, że banki centralne będą kiedyś zmuszone do używania tak silnej broni. Rynki finansowe działały wówczas inaczej, globalny system finansowy nie musiał mierzyć się z tak potężnymi kryzysami, jak te wywołane upadkiem banku Lehman Brothers w 2008 r. i utratą płynności finansowej przez Grecję dwa lata później.

— Ostatnie lata pokazały, że sytuacja na rynkach finansowych potrafi być bardzo trudna i trzeba używać czasem niestandardowych rozwiązań. Z tego punktu widzenia dobrze się stanie, że NBP otrzyma do dyspozycji takie narzędzie walki z kryzysem. To zwiększy jego elastyczność — mówi Neil Shearing, ekonomista Capital Economics.

— Miejmy nadzieję, że NBP nigdy z tego narzędzia nie będzie musiał korzystać, ale dobrze taką furtkę mieć — zaznacza Mateusz Szczurek.

Dodruk niekontrolowany

Skup obligacji to jednak kontrowersyjna forma walki z kryzysem, bo źle użyta może być niebezpieczna dla gospodarki. Ponieważ bank centralny kupuje papiery za nowo kreowane fundusze, jest to w pewnym sensie nowa forma dodruku pustego pieniądza i może prowadzić do nadmiernej inflacji. Ponadto, skup obligacji jest pośrednio formą wsparcia rządu przez bank centralny. Sztuczny dodatkowy popyt na rządowe papiery obniża ich rentowności, czym pośrednio poprawia sytuację budżetową. W skrajnych przypadkach takie narzędzie może wręcz finansować deficyt budżetu państwa — wystarczy, że obligacje od rządu będzie kupował państwowy Bank Gospodarstwa Krajowego i odsprzedawał NBP. To może rodzić pokusę wśród przedstawicieli rządu, by użyć NBP — tak jak w PRL — do zasypywania pustym pieniądzem dziury budżetowej.

— W rękach nieodpowiedzialnych polityków to może być bardzo szkodliwe narzędzie. Nie można wykluczyć, że kiedyś ktoś użyje go w zły sposób. Pamiętajmy, że nie wiemy, jacy ludzie będą na tych stanowiskach za 10 czy 20 lat — mówi Piotr Bielski.

To tym większe zagrożenie, że jeśli propozycje rządu i NBP wejdą w życie, odpalić „bazukę” będzie nawet łatwiej, niż po prostu ściąć stopy o ćwierć punktu procentowego. Nowelizacja ustawy mówi bowiem, że do uruchomienia skupu obligacji ma wystarczyć decyzja zarządu NBP, tymczasem o standardowych działaniach decyduje cała Rada Polityki Pieniężnej (RPP), czyli ciało składające się z 10 osób, celowo — dla zwiększenia niezależności — dobierana z różnych środowisk politycznych. Mateusz Szczurek tłumaczył wczoraj, że chodziło o to, by NBP mógł działać szybciej, jednak nie wszystkich to przekonuje. Posiedzenie RPP również można zwołać w trybie pilnym.

— W kontekście nagranych negocjacji prezesa Belki i ministra Sienkiewicza próba ograniczania uprawnień członkom RPP nie wygląda dobrze — mówi Piotr Bielski.

EBC nie pomoże

Co prawda, Jacek Rostowski, były minister finansów, przekonuje, że „bazuki” nie będzie można odpalić pochopnie, bo zablokuje nam to wówczas Europejski Bank Centralny (EBC).

— Nie było żadnej możliwości, aby użyć tych zapisów dla wspierania ambicji politycznych, celów politycznych rządu, partii rządzącej. EBC na pewno powiedziałby, że nie pozwala — mówił Jacek Rostowski we wtorek w RMF FM.

Jednak EBC jest innego zdania. Tłumaczy, że choć ma obowiązek monitorować decyzje banków centralnych w UE w zakresie ich zgodności z traktatem o funkcjonowaniu UE, nie może wpływać na decyzje NBP i nie byłby w stanie zablokować skupu obligacji w Polsce.

— Skupowanie aktywów o dużej wartości na rynku wtórnym jest w pełni uprawnionym narzędziem realizacji polityki pieniężnej przez EBC i krajowe banki centralne UE — mówi Wiktor Krzyżanowski, rzecznik EBC.

Choć EBC przez lata był ostrym przeciwnikiem skupowania obligacji przez Bank Anglii, nie miał prawa wpływać na decyzję „sąsiada” i nie próbował tego robić.