Biedronka tania już nie jest

Marcel ZatońskiMarcel Zatoński
opublikowano: 2019-07-28 22:00

Właściciel największej sieci handlowej w Polsce miał dobre wyniki. Analitycy wskazują jednak na ryzyko i nie widzą dużego pola do wzrostu kursu

Przeczytaj tekst i dowiedz się:

  • Czy to dobry moment na inwestycje w akcje Jeronimo Martins
  • Jak na wyniki spółki może wpłynąć ograniczenie handlu w niedzielę, o którym mówi się w Portugalii

Biedronka wyraźnie przytyła. Od początku roku na giełdzie w Lizbonie kurs Jeronimo Martins, właściciela największej sieci handlowej w Polsce, skoczył o 42,5 proc. i jest najwyżej od wiosny ubiegłego roku. Od połowy lipca polscy inwestorzy indywidualni mogą w łatwiejszy niż dotychczas sposób inwestować w akcje spółki, bo certyfikaty strukturyzowane, dla których walory te są instrumentem bazowym, wprowadził do obrotu na GPW Raiffeisen Centrobank. Czy to jednak dobry moment na inwestycje? Analitycy wielkiego optymizmu nie wykazują.

— Od początku roku kurs giełdowy Jeronimo Martins wzrósł o prawie 50 proc. i wydaje się, że dużego potencjału do wzrostu już nie ma — mówi Łukasz Wachełko, analityk Wood & Company.

Brak „dużego potencjału” nie oznacza jednak, że na zwyżkę kursu nie można liczyć.

— Notowania Jeronimo Martins mają jeszcze potencjał do wzrostu — moja wycena jest o 13 proc. wyższa od obecnego kursu. Można oczekiwać bardo dobrych wyników w czwartym kwartale, który jest historycznie najmocniejszy, a w dodatku sieciom handlowym — zwłaszcza Biedronce jako liderowi rynku — pomoże bodziec konsumpcyjny w postaci 500+. Spółka ma koszty pod kontrolą, marża na poziomie EBITDA powinna być płaska, a przychody wzrosną — mówi Krzysztof Kawa, analityk Ipopemy.

Dobry kwartał

Jeronimo Martins pod koniec ubiegłego tygodnia opublikowało wyniki kwartalne. Wynika z nich, że największy gracz na polskim rynku detalicznym jest jeszcze większy i odbiera rynkowe udziały rywalom. Biedronka w ciągu pierwszych sześciu miesięcy 2019 r. powiększyła się tylko o 16 sklepów (otworzono 27 nowych, zamykając jednocześnie 11 starych), ale i tak wyraźnie zwiększyła przychody. W całym pierwszym półroczu wzrosły o 7 proc., a tylko w drugim kwartale — o 12,1 proc. O 7 proc. wzrósł też zysk na poziomie EBITDA. Stało się tak mimo tego, że w pierwszym półroczu, ze względu na ograniczenia handlu w niedziele, dni handlowych było o 8 mniej niż rok wcześniej. W całym pierwszym półroczu Biedronka miała 6,1 mld EUR przychodów, czyli około 26 mld zł. Na poziomie EBITDA zarobiła 428 mln EUR, czyli ponad 1,8 mld zł. To 68 proc. sprzedaży i 90 proc. zysków całej grupy, która działa też w Portugalii (pod szyldami Pingo Doce i Recheio) oraz od kilku lat w Kolumbii (pod szyldem Ara).

— Wyniki Jeronimo Martins są dość dobre: przede wszystkim w Polsce, ale też w Portugalii w drugim kwartale sprzedaż porównywalna wyraźnie wzrosła. Niepokoić może kondycja biznesu w Kolumbii — zarząd zapowiadał, że jego straty w tym roku będą o 20 proc. mniejsze, ale w pierwszej połowie tempo poprawy wyników nie wskazuje na to, by udało się to osiągnąć — mówi Krzysztof Kawa.

Dla spółek detalicznych jednym z najważniejszych wskaźników jest sprzedaż porównywalna LFL, czyli na tej samej powierzchni sklepów co rok wcześniej, bez uwzględniania nowych otwarć. W pierwszym kwartale dynamika sprzedaży LFL Biedronki była ujemna i wynosiła -1,1 proc. W drugim kwartale sprzedaż ta wzrosła jednak o 8,6 proc.

— Wysoka dynamika sprzedaży porównywalnej w drugim kwartale to w dużej mierze efekt Wielkanocy i w kolejnych okresach trudno będzie utrzymać takie tempo, choć jeśli sprzedaż LFL będzie rosła o około 5 proc., to powinno mieć to pozytywne przełożenie na wycenę spółki — mówi Łukasz Wachełko.

Ryzyko na horyzoncie

Jeronimo Martins na polskim rynku nieprzerwanie rośnie, zresztą nie tylko pod szyldem Biedronka, bo obroty rzędu 0,5 mld zł w pierwszym półroczu wypracowała też drogeryjna sieć Hebe. Duża skala ma swoje konsekwencje.

— Inwestorzy muszą brać pod uwagę dwie duże niewiadome. Podstawowym ryzykiem jest wprowadzenie podatku handlowego w Polsce. W dodatku w Portugalii coraz głośniej mówi się o tym, by także tam wprowadzić ograniczenie handlu w niedziele — mówi Łukasz Wachełko.

Przypomnijmy, że przyjętej w 2016 r. daniny nigdy nie zaczęto pobierać, bo Komisja Europejska (KE) uznała ją za pomoc publiczną. W maju jednak Trybunał Sprawiedliwości UE uznał, że była to błędna decyzja, co otworzyło drogę do wprowadzenia podatku nawet od września tego roku, choć KE niedawno ten wyrokzaskarżyła. DM mBanku szacował, że w przekroju całego roku 2020 w przypadku Biedronki podatek od sprzedaży detalicznej oznaczałby konieczność odprowadzenia 838 mln zł dodatkowej daniny do budżetu.

— Potencjalne wprowadzenie podatku handlowego nie powinno być dużym obciążeniem dla Biedronki. Jako lider rynku powinna być w stanie przenieść podatek w większości na konsumentów i dostawców — pytanie tylko, w jakiej proporcji. Z kolei zakaz handlu w niedziele będzie miał coraz mniejszy wpływ na wyniki. Sieci przez ostatni rok ponosiły duże nakłady marketingowe na zmianę zwyczajów konsumentów i przeniesienie niedzielnej sprzedaży na pozostałe dni tygodnia. Teraz konsumenci do zakazu już się przyzwyczaili i nakłady te można zmniejszyć — mówi Krzysztof Kawa.

Przedstawiciele Jeronimo Martins nie chcą na razie oceniać potencjalnego wpływu podatku na ich biznes. Uspokajają jednak nastroje.

— Podatek, podobnie jak zakaz handlu w niedziele, będzie miał wpływ na cały rynek i wszyscy gracze będą musieli się do niego dostosować pod względem operacyjnym i kosztowym. Na tym etapie nie wiemy nawet, czy podatek wejdzie w życie, ale jeśli wejdzie, to Biedronka będzie chciała pozostać konkurencyjna kosztowo wobec innych sieci. Na pewno nie będziemy mieli do czynienia ze wzrostem cen proporcjonalnym do nowego podatku, to nie miałoby sensu — mówiła w piątek podczas telekonferencji z analitykami Ana Luisa Virginia, szefowa finansów Jeronimo Martins.