Znane porzekadło głosi, że nie trzeba kupować browaru, by napić się piwa. Czasem jednak warto kupić browar, gdy potrzebna jest duża powierzchnia produkcyjna, a okazja sama pcha się w ręce.
Dwa lata temu Grupa Żywiec, kontrolowana przez koncern Heineken, ogłosiła, że ostatecznie wygasza produkcję piwa w browarze w Leżajsku, który działał od lat 70. ubiegłego wieku. Z ludzkiego punktu widzenia wiązało się to z redukcją zatrudnienia o ponad 100 osób. Z finansowego - pozostawiło Grupę Żywiec z niewykorzystywanymi murami i wyposażeniem w Leżajsku, na które trzeba było znaleźć kupca.
Znalazł się szybko. Za nieujawnioną kwotę aktywa w Leżajsku kupiła utworzona niewiele wcześniej spółka Mycofeast z kapitałem zakładowym w wysokości 5 tys. zł. Firma krzak? Rzut oka na strukturę własnościową wskazywał, że nie.
Udziałowcy Mycofeastu to osoby związane z butikiem doradczym Azimutus, od lat doradzającym na polskim rynku przy małych i dużych fuzjach i przejęciach. Reprezentują kogoś?
- Siebie. Azimutus od lat przynosi nadwyżki finansowe, a nie jest kapitałochłonny. Historycznie zainwestowałem już w sześć spółek, a potem z nich z zyskiem wyszedłem. Ta jest siódma i powinna być największa. To projekt, który narodził się w Oxfordzie, gdzie od kilku lat spędzam większość czasu, bo uczą się i studiują tam moje dzieci. Jego dynamika wzrostu przerosła moje oczekiwania, dlatego zdecydowaliśmy się na dużą inwestycję w aktywa produkcyjne - mówi Witold Hruzewicz, szef Azimutusa, a jednocześnie członek zarządu i udziałowiec Mycofeastu.
Międzynarodowy zespół
Witold Hruzewicz z wykształcenia jest biotechnologiem, w latach 90. studiował w USA, m.in. na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley. Przed przejściem do branży doradczej pracował w amerykańskich firmach biotechnologicznych.
- Mycofeast to projekt, w który zaangażowali się dwaj moi koledzy z lat studenckich. Jeden to profesor Paul Brennan, szef dużego departamentu na Uniwersytecie Oxfordzkim, zajmujący się m.in procesami fermentacji i białkami. Drugi to Doane Chilcoat, który w koncernie chemicznym DuPont kierował liczącym prawie 500 osób zespołem R&D biologii molekularnej. Dla żadnego z nas to nie jest pierwsza firma. Myśleliśmy wspólnie o jej stworzeniu od siedmiu lat, trzy lata temu to sformalizowaliśmy, a rok temu kupiliśmy aktywa w Leżajsku - mówi udziałowiec Mycofeastu.
Do kalifornijskiego zespołu firmy dołączył też m.in. Chris Davis, wcześniej odpowiadający za badania i rozwój w Impossible Foods, producencie roślinnych zamienników mięsa, który zebrał od inwestorów ponad 1,3 mld USD i dostarcza produkty m.in. do dużych sieci fast food.
- Do wyżywienia jest ponad 8 mld ludzi, a możliwości planety są ograniczone - choć z bogatej i relatywnie chłodnej Europy może tak tego nie widać. W Indiach jednak, odpowiadających za czwartą część globalnej produkcji mleka, na początku kwietnia temperatury zaczynają przekraczać 40 stopni, czyli dla krów robi się zwyczajnie za gorąco. W Chinach prosięta hoduje się w wielkich, wielopiętrowych, bardzo drogich klimatyzowanych chlewniach. Na całym świecie bardzo szybko rośnie skala hodowli ryb, tylko w Chinach hodowle są dziś dziesięć razy większe niż 20 lat temu. To wszystko sprawia, że rosnąć będzie zapotrzebowanie na tanie źródła dużej ilości białka alternatywnego dla zwierzęcego - i na potrzeby hodowli, i dla ludzi - uważa Witold Hruzewicz.
Mikrobiologiczny potencjał
Jak na to zapotrzebowanie ma odpowiedzieć Mycofeast? Spółka ma w Kalifornii laboratorium i dział badawczo-rozwojowy, który pracuje nad metodami efektywnego namnażania biomasy. W tym roku za prawie 5 mln USD przejęła od notowanej w Toronto firmy biotechnologicznej Willow Biosciences aktywa laboratoryjne wraz z zespołem, który obecnie prowadzi wspólne projekty R&D z globalnymi firmami spożywczymi i farmaceutycznymi.
- W mikrobiologii w ostatnich dwóch dekadach dokonano wielu przełomów, m.in. w zakresie precyzyjnej fermentacji, których komercyjne efekty widoczne są głównie w medycynie. W branży spożywczej widać to w mniejszym stopniu - z naszych analiz wynika, że globalnie działa ok. 130 start-upów, które pracują nad metodami produkcji biomasy na potrzeby rynku pasz i żywności dla ludzi, ale ekonomika produkcji wciąż jest kiepska - a nie zastąpi się składników kosztujących 10 USD za kilogram produktem kosztującym 50 USD. Dlatego tak potrzebny był nam zakład produkcyjny umożliwiający efektywne skalowanie - tłumaczy Witold Hruzewicz.
Produkcyjne inwestycje
Współtwórca Mycofeastu zaznacza, że zakład w Leżajsku był doinwestowany, a znajdujące się w nim fermentatory można było relatywnie łatwo przystosować do produkcji innej niż browarnicza. W mieście pozostała też część wykwalifikowanej kadry, którą udało się przekonać do powrotu - na razie w zakładzie zatrudnionych jest ok. 20 osób.
- W ciągu roku przeznaczyliśmy kilkadziesiąt milionów złotych na inwestycje w bazę produkcyjną - modyfikację istniejącej infrastruktury i zamówienie nowych bioreaktorów, które trafiają teraz do Leżajska. Z zakładu wyjechały już pierwsze pilotażowe partie produkcyjne. Jego potencjał pozwala myśleć o sprzedaży liczonej w setkach milionów dolarów za kilka lat. W bliższej perspektywie to kilkanaście milionów, ale już mamy realną sprzedaż - podkreśla Witold Hruzewicz.
Co jest produkowane w byłym browarze?
- W uproszczeniu to po prostu namnażane białka, sfermentowana biomasa, która nadaje się do spożycia. Pracujemy też nad fermentacją precyzyjną. Nie brzmi to może apetycznie, ale produkcja jogurtu, sera lub chleba też wykorzystuje fermentację, a przy odpowiedniej technologii ta biomasa może mieć teksturę i walory smakowe odpowiednie dla zwierząt: drobiu, trzody czy ryb – mówi udziałowiec Mycofeastu.
Dla przykładu łososie są bogate w tłuszcze Omega 3, bo jedzą sardynki, a te z kolei jedzą zawierające te kwasy algi.
- My z tego łańcuszka w hodowli przemysłowej możemy eliminować sardynki, namnażając biomasę z alg. Sama produkcja nie jest specjalnie skomplikowana, kluczowe są szczepy bakterii, które powstają w ramach prac badawczo-rozwojowych - i to na ich bazie firmy z branży mogą budować przewagę konkurencyjną - tłumaczy Witold Hruzewicz.
Mycofeast koncentruje się na sprzedaży B2B - jego klienci to hodowcy i producenci spożywczy z Europy, USA oraz Azji.
- Wykorzystując istniejącą infrastrukturę, wytwarzamy też dodatki funkcjonalne do napojów, np. od przyszłego roku będziemy produkować laktoferynę. Docelowo zakładamy, że połowę przychodów może przynosić nam masowa produkcja na potrzeby hodowli zwierzęcej, a resztę - dodatków do żywności dla ludzi - mówi menedżer.
Finansowe zabezpieczenie
Na to wszystko potrzeba pieniędzy. Skąd spółka je weźmie?
- Jest dużo start-upów finansowanych przez fundusze venture capital, które pracują nad technologią fermentacji biomasy lub precyzyjną. My świadomie nie sięgnęliśmy po finansowanie venture'owe, bo za pomocą takiego kapitału nie moglibyśmy zainwestować dużych pieniędzy w twarde aktywa. Oprócz założycieli pieniądze wyłożyli cierpliwi inwestorzy, m.in. z Europy Zachodniej, wśród nich biura rodzinne - mówi Witold Hruzewicz.
Twarde aktywa - badawcze w USA i produkcyjne w Polsce - już są. Co dalej?
- Mamy bazę aktywów i namacalne przychody, co oznacza, że możemy się już potencjalnie finansować kredytami bankowymi. Nie ma potrzeby prowadzenia kolejnych rund kapitałowych, by pozyskać pieniądze na rozwój. Mieliśmy już kilka zapytań od potencjalnych inwestorów strategicznych, ale budujemy biznes na dekady, to nie jest chwilowa moda technologiczna - ludzie zawsze będą potrzebowali jedzenia. Docelowo być może widzimy się na giełdzie, raczej amerykańskiej niż polskiej, gdyż jest to biznes globalny - mówi Witold Hruzewicz.
Słowo „biomasa" kojarzy nam się przede wszystkim z biogazem - i niewątpliwie mamy na nią już dziś znaczący popyt w energetyce. W kontekście żywności przemysłowe namnażanie biomasy przy wykorzystaniu bakterii - przede wszystkim na potrzeby wytwarzania komponentów do produkcji pasz zwiększających ich wartość odżywczą - to niewątpliwie jeden z przyszłościowych kierunków. Mierzymy się ze zmianami klimatycznymi i ograniczeniem dostępności tradycyjnych zasobów w rolnictwie, poszukuje się więc alternatywnych źródeł białka. Jednym z nich jest np. białko owadzie, innym właśnie białko z hodowli mikroorganizmów. Wykorzystanie ich w dużej skali to przyszłość, choć oczywiście przede wszystkim w kontekście żywienia ludności wszystkie produkty muszą przejść ścieżkę regulacyjną, by mogły być dopuszczone do spożycia.
Poszukiwanie alternatywnych i wydajnych możliwości produkcji białka nie jest obce inwestorom na polskim rynku kapitałowym. Na NewConnect od 2022 r. notowana jest spółka HiProMine, która w ubiegłym roku kosztem ponad 200 mln zł uruchomiła w Karkoszowie w województwie lubuskim fabrykę zdolną do wytwarzania rocznie 50 tys. ton produktów na bazie owadów, w tym 25 tys. ton białka i tłuszczu. Zaopatruje m.in. producentów karmy dla psów i kotów oraz hodowców z branży akwakultury. W pierwszym półroczu 2025 miała 4,66 mln zł przychodów, nie jest jeszcze rentowna. Jej kapitalizacja rynkowa to obecnie ponad 160 mln zł. Przygotowania do inwestycji w produkcję owadziego białka w Polsce rozpoczęła też w ubiegłym roku holenderska grupa Protix, która otrzymała na ten cel wielomilionową pożyczkę z Europejskiego Banku Inwestycyjnego.