Bracia, król i gruz

Karol Jedliński
opublikowano: 2008-10-30 00:00

ReportaŻ Lepsza kupa kamieni czy kupa problemów z zamkiem? Bracia Laseccy w Jurze walczą ze ścianą urzędniczej indolencji o Polskę murowaną.

Ludzie lubią legendy. Jarosław Lasecki i jego brat Dariusz, od pokoleń związani z Jurą Krakowsko-Częstochowską, dorobili się swoich. O pierwszym było głośno po poprzednich wyborach parlamentarnych. Ciekawscy dziennikarze poszperali w oświadczeniach majątkowych i wyszło, że najbogatszym senatorem jest Jarosław.

— Och, panie, czego on tu nie ma, ludzie mówią, że gdziekolwiek spojrzysz, tam Laseccy gospodarzą. Ale dobrze gospodarzą. Lubią ich, bo są stąd, a nie z Warszawy, na walizkach pieniędzy przywiezieni. A i nam samochód kupili — mówi strażak spod Częstochowy.

Parę lat temu majątek senatora Laseckiego, który wybory w swoim okręgu wygrał w cuglach, i to dwukrotnie (głosowanie było powtarzane), oszacowano na ponad 20 mln zł. Wartość należącej do niego kamienicy stojącej nieopodal krakowskiego Rynku Głównego sięgała 15 mln zł. A na dokładkę setki hektarów gruntu, spółki z branży nieruchomości i zamek. Ten ostatni — wcale nie byle jaki. Królewski, budowany za Kazimierza Wielkiego. Na Szlaku Orlich Gniazd, naszej średniowiecznej tarczy przeciw najazdom. W rękach Laseckich od 1999 r.

— Dzieci w pierwszych klasach podstawówki, ucząc się o historii Polski, poznają zamek w Bobolicach. Uczą się także o nieodległym zamku w Mirowie, który od niedawna też jest naszą własnością — podkreśla Jarosław Lasecki.

Ruina naszym dobrem

Na razie rzecz idzie o Bobolice. Eks-senator ma pieniądze i chęci, aby obiekt podnieść z ruiny. Zamienić go w tętniącą życiem atrakcję turystyczną. Twierdzi, że sprawę utrudnia konserwator zabytków z delegatury w Częstochowie, więc przysłał do redakcji "Pulsu Biznesu" list.

"Już od prawie 10 lat królewski zamek Bobolice powstaje z ruin. (...) Dotrwał do naszych czasów w formie ledwie ruiny. Zniszczony zarówno w czasach potopu szwedzkiego, jak i w powojennym okresie panowania doktryny konserwatorskiej, w myśl której dobrem najwyższym była ruina" — pisze Jarosław Lasecki.

Dalej informuje, ile udało się im zrobić. W całości z prywatnych pieniędzy. A można by dużo więcej.

"Niestety, nadal musimy walczyć z urzędniczą ignorancją i indolencją. I powoli brakuje sił" — reasumuje właściciel Bobolic.

— Nic pan nie ruszył sprawy, gdy był pan senatorem? — pytam wprost w rozmowie telefonicznej.

Po drugiej stronie chwila ciszy i odpowiedź:

— Właśnie o to chodzi, że ja nie po to zostałem senatorem, żeby prywatę załatwiać. Nie kandydowałem po raz kolejny właśnie dlatego, aby z czystym sumieniem zająć się zamkiem. Proszę przyjechać, pogadamy — pada odpowiedź.

Z Warszawy do Bobolic jedzie się jakieś cztery godziny. W sezonie turystycznym kręcą się tu zwykle setki osób. Najpierw trafiają do zamku w Mirowie, bliżej głównej drogi. Sypie się na potęgę, ale nie można odmówić mu romantyczności i widowiskowości. W październiku nie dzieje się tu prawie nic, gdyby nie szkolne wycieczki. Wszyscy podziwiają ten paradoks — piękna ruina.

— W Mirowie nie chcemy odbudowywać zamku. Raczej zabezpieczyć go tak, aby turyści mogli go bez obaw zwiedzać — zaznacza Jarosław Lasecki.

Szwarccharakter dręczy

Rozmawiamy u stóp zamku w Bobolicach. Wre praca. Górale układają konstrukcję dachu, traktor burczy, plany porozkładane, u podnóża buduje się karczma. Patrzymy na zdjęcia przed remontem i po nim. Na oko laika — ładnie. Jak na starych litografiach. W środku widać pietyzm. Byle jak najbliżej oryginału. Komputer w Krakowie tydzień mielił dane, jak uratować wieżę stojącą na niestabilnej półce skalnej.

— Do odbudowy wykorzystujemy kamień z rozbiórek, zaprawę robimy tak samo jak w średniowieczu, stosujemy podobne techniki murarskie. Prowadziliśmy tu prace archeologiczne, korzystamy ze starych opisów i planów warowni. A mimo to na jakieś różne głupie pozwolenia musimy nieraz czekać miesiącami — zaznacza Jarosław Lasecki.

Osobowość. Nawet na budowie elegancki, zawsze szarmancki, a język ma giętki, dykcję czystą i głos donośny. Ironia z jego ust przyszpila podwójnie. On gra tego złego, awanturnika, szwarccharakter.

— Pamiętam pierwszą wizytę u konserwator w Częstochowie. Na wstępie usłyszeliśmy: "Panowie, po co wam to?". Jasny sygnał: przyjechał problem. W myśl nowej doktryny: im większa ruina, tym większą ma wartość — konkluduje Jarosław Lasecki.

Chcą odbudować zamek królewski, zabytek o znaczeniu narodowym, który przez ostatnie kilkaset lat służył okolicznej ludności jako budulec. Wokoło ziemia 5-7 klasy i zero przemysłu.

— Stawiamy na turystykę, już przyciągamy 70 tys. ludzi rocznie. Wpuszczamy ich na zamek za darmo — opowiada Jarosław Lasecki.

Z konserwator z delegatury Częstochowy nie udało nam się skontaktować. Za to z centrali w Katowicach dostaliśmy taką opinię:

— Nowa konserwator na woj. śląskie jest przychylna takim inwestycjom. Ale podobno niektórzy jej wysłannicy w Częstochowie mają z tym problem — mówi osoba pracująca we władzach województwa.

Bracia duchy

Jego brat Dariusz, który gospodarzy nieopodal na ponad 1200 ha, to przy nim oaza spokoju. Delegaturę Wojewódzkiego Urzędu Konserwatorskiego w Częstochowie przy, nomen omen, ul. Mirowskiej, wychodzoną ma wszerz i wzdłuż.

— Kiedy po siedmiu dniach roboczych nie dostaję odpowiedzi na pismo, jadę się dowiedzieć, dlaczego urzędowy termin nie został dotrzymany. Po czym na korytarzu spotykam panią konserwator, czyli Agnieszkę Janikowską-Perczak. Od razu zastrzega: "Ja z panem rozmawiać nie będę, proszę się umówić w sekretariacie" i wyznacza mi spotkanie za tydzień. Wydanie decyzji jest przedłużane o tygodnie, a nawet miesiące. Powody: "skomplikowana sprawa", "nowe okoliczności w sprawie" i tym podobne — skarży się Dariusz Lasecki.

Jarosław Lasecki na pewno na tej budowie sporo się nauczył. Nie zależy mu jednak ani na walce z urzędnikami, ani na budowie szkaradka. Na zamku ma koncentrować się życie, nie będzie tu hotelu, nie zamknie go przed szeroką publicznością.

— A tu, w tym pasie ziemi, aż do zamku w Mirowie, marzą mi się spektakle "światło i dźwięk" czy turnieje rycerskie — mówi Dariusz Lasecki.

I pewnie dopnie swego. W końcu to odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi były menedżer w zachodnioeuropejskich oddziałach Boston Consulting Group, twórca sukcesu dyskontów Plus w Polsce, od lat z sukcesem prowadzący firmę Teng, zajmującą się deweloperką nieruchomości komercyjnych. Niegdyś nawet Saharę przejechał w radzieckim UAZ-ie.

— Gdybym tylko mógł, to bym zrekonstruował wszystkie jurajskie warownie. W Europie nie ma drugiego takiego miejsca. Nad Loarą, nad Renem? Przebijamy ich. Tamte zamki budowały rody rycerskie, a nasze królowie — snuje plany Dariusz Lasecki.

Jak się mawia w tych rejonach, górale jurajscy są bitni i pitni, a czego szablą nie dokonasz, tego kielichem. A jakby co, bracia Laseccy, którzy wydali na Mirów i Bobolice miliony, mają plan awaryjny: będą straszyć jak duchy, białe damy w wersji męskiej. W delegaturze w Częstochowie, na Mirowskiej. n

Z rąk do rąk

Zamek Bobolice zawsze górował nad mirowskim. Choć powstały w podobnym czasie, Mirów był jedynie zamkiem rycerskim, podczas gdy Bobolice królewskim. Warownię po 1370 r. Ludwik Węgierski przekazał księciu Władysławowi Opolczykowi. Temu z kolei odebrał go zbrojnie Władysław Jagiełło w 1396 r. Fortyfikacja przeszła następnie w ręce rodziny Krezów herbu Ostoja. W 1651 r. zamek odkupili Męcińscy, ale nie cieszyli się nim długo, gdyż kilka lat później warownię zniszczyli Szwedzi. W 1882 r., w wyniku parcelacji, ziemię, na której stoją ruiny, otrzymała chłopska rodzina Baryłów.

Wojskowy smok

UAZ469, którym Jarosław Lasecki w studenckich czasach przejechał pustynie Afryki, produkowany był jeszcze w zeszłym roku w fabryce w Uljanowsku. Używany przez wojska Układu Warszawskiego. Auto paliło nawet 25 litrów benzyny na 100 km w terenie, przy silniku o pojemności 2,4 l

Bitni, pitni i bogaci

163

km Tyle liczy Szlak Orlich Gniazd.

700

tys. zł Za tyle, podobno, Laseccy kupili zamek Mirów wraz z gruntami.

1

Tyle razy pan Baryła, eks-właściciel Bobolic, pogonił z siekierą konserwatora zabytków.

Dwaj bracia i kochanka

Zamki w Mirowie i Bobolicach mają swoją legendę o dwóch braciach. Zamieszkiwali oni zgodnie

w dwóch zamkach i w tunelu je łączącym gromadzili łupy z wypraw i z handlu. Z jednej z wypraw, bardzo zresztą udanej, gospodarz Bobolic przywiózł piękną białogłowę. Wkrótce została jego żoną. Szczęście nie trwało długo, bo pewnego razu rycerz nakrył małżonkę baraszkującą w tunelu z jego bratem. Wpadł w furię i kazał zamurować kochanków. Od tego czasu duch białej damy, podobnie jak choćby na zamku Książ, pojawia się na murach zamku. A na razie bracia Laseccy żyją w zgodzie, a tunelu przezornie nie szukają.

Karol Jedliński