Certyfikat ISO w motoryzacji to zdecydowanie za mało
Producenci aut wyznaczają własne kryteria
MOC JAKOŚCI: Montownie starają się rygorystycznie dobierać dostawców. fot. ARC
Normy ISO serii 9000 nie spełniają już oczekiwań koncernów motoryzacyjnych, dlatego producenci samochodów tworzą własne, rygorystyczne normy jakości. Są ujęte wspólnym kodem QS 9000.
Koncerny produkujące auta w Polsce wykorzystują coraz więcej części krajowego pochodzenia. Wymaga to ogromnego wysiłku logistycznego ze strony dostawców, bowiem procesy zarządzania jakością w firmach produkujących na potrzeby przemysłu motoryzacyjnego podlegają większym rygorom.
— Normy stworzone pod kątem przemysłu motoryzacyjnego są nieporównanie ostrzejsze od norm ISO. Każdy koncern tworzy własny system. Kooperanci dostarczający podzespoły do produkcji aut muszą się im bezwzględnie podporządkować — mówi Eugeniusz Kozielski, wiceprezes firmy doradczej ZETOM.
Zdaniem firm motoryzacyjnych, normy ISO nie spełniają wymogów nowoczesnego podejścia do zarządzania przez jakość. Wynika to przede wszystkim z ogólnych wytycznych zawartych w „Księgach Jakości”, które nie ogarniają istotnych dla nich procedur produkcji i kontaktów między kooperantami.
Pierwsze normy z serii QS 9000 zostały wprowadzone przez trzech potentatów amerykańskiego przemysłu motoryzacyjnego- koncernów GM, Forda i Chryslera. Potem ten pomysł rozprzestrzenił się na świat.
Pojęcie QS 9000 jest nieco mylące, gdyż odnosi się do całego przemysłu motoryzacyjnego, natomiast nie każdy koncern zgadza się nazywać swoje regulacje tym mianem. Na przykład w Niemczech certyfikaty o podobnym zakresie funkcjonalnym noszą nazwę VDA. Najbardziej cierpią na tym przedsiębiorstwa produkujące na potrzeby kilku koncernów.
— Osiągnięcie porozumienia pomiędzy danym koncernem a firmą produkującą podzespoły wymaga dużo czasu. Przed podpisaniem kontraktu trzeba wiele uzgodnić, nawet gdy producent ma certyfikat QS 9000 — komentuje Eugeniusz Kozielski.