Mijający rok w światowej gospodarce był rokiem turbulencji. Stany Zjednoczone w nieprzewidywalny sposób nakładały i znosiły cła zarówno wobec tradycyjnych rywali, jak też sojuszników. Nie zabrakło też nowych, potencjalnie poważnych konfliktów zbrojnych — jak np. między Izraelem a Iranem czy Indiami a Pakistanem, które jednak ostatecznie zostały wyciszone. Choć Polska na tym tle jawi się jako oaza spokoju, to nie jesteśmy zupełnie odporni na zawirowania światowej koniunktury. Widać to po eksporcie, który pozostaje najsłabszym punktem ożywienia gospodarczego w naszym kraju po kryzysie energetycznym.
Czekamy na drugi silnik wzrostu
Na razie polską gospodarkę napędza tylko jeden silnik: konsumpcja. Inflacja spadła w tym roku dużo szybciej, niż wyhamowały wynagrodzenia, i mocniej, niż przewidywali analitycy. W efekcie Polacy dysponują większą siłą nabywczą i chętnie z niej korzystają. Dodatkowo spadek stóp procentowych zwiększył dostępność kredytu. Inwestycje natomiast pracują na razie na niskim biegu. Dzięki odblokowaniu KPO nie brakuje na nie pieniędzy, ale dotychczas brakowało rozpędu. Być może było to nieuniknione. Duże programy transformacyjne, jakich się podjęliśmy — budowa atomu, Portu Polska (CPK), wzmocnienie armii, dekarbonizacja energetyki — mają to do siebie, że trudniej ruszyć je z posad niż mniej ambitne inwestycje. Ten etap — jak się wydaje — dobiega już końca i teraz czas na przyspieszenie. To wniosek nie tylko na podstawie obserwacji postępu wspomnianych projektów, lecz także nastrojów firm budowlanych i dostawców materiałów. W 2026 r. inwestycje wrzucą wyższy bieg i dołączą do konsumpcji jako motor wzrostu gospodarczego.
Otoczenie międzynarodowe się poprawia
Najwięcej niewiadomych dotyczy polskiego eksportu, gdyż jego perspektywy zależą od koniunktury wśród naszych głównych partnerów handlowych, a zwłaszcza Niemiec, na to nie mamy dużego wpływu. Widzę jednak kilka powodów do optymizmu. Przede wszystkim tanieją surowce energetyczne, czyli to, czego w naszym regionie brakuje i co ciąży na konkurencyjności Unii Europejskiej. Widać też w Brukseli zalążki programu deregulacyjnego: zmniejszenie zakresu raportowania wpływu firm na środowisko oraz zapowiedź podobnych działań w zakresie usług cyfrowych (uproszczenie ochrony danych), rynku kapitałowego, przemysłu chemicznego, rolnictwa itp. Rok 2026 ma również szansę być rokiem stymulacji fiskalnej w Europie, zwłaszcza w Niemczech. Bardziej korzystne otoczenie dla polskiego eksportu może także się otworzyć po zakończeniu wojny w Ukrainie. Obie strony mają coraz większą motywację do zakończenia konfliktu i nie zdziwiłbym się, gdyby nastąpiło to w nieodległej przyszłości.
Innymi słowy, korzystny splot czynników wewnętrznych i zewnętrznych sprawia, że można z optymizmem spojrzeć na przyszły rok w polskiej gospodarce. Samo przyspieszenie inwestycji może podnieść tempo wzrostu PKB do 4 proc. rocznie, a w przypadku poprawy otoczenia zewnętrznego nawet wyżej. Wszystko to w warunkach względnie niskiej inflacji, gdyż presję kosztową ze strony wzrostu wynagrodzeń i cen energii — jak się wydaje — mamy już za sobą. Taki scenariusz, choć z pozoru zbyt dobry, aby mógł być prawdziwy, wydaje mi się całkiem prawdopodobny.
Najważniejsze wyzwanie — sztuczna inteligencja
Nie wolno nam jednak spocząć na laurach. Sprzyjające otoczenie makroekonomiczne powinniśmy wykorzystać do zmierzenia się z rewolucją technologiczną, jaką niesie sztuczna inteligencja. Wprawdzie Polska nie posiada własnych poważnych rozwiązań w tej dziedzinie, ale od tego, czy nasze firmy i państwo nauczą się skutecznie pracować ze sztuczną inteligencją, zależy, czy odniosą sukces w gospodarce przyszłości. To trudny proces. Większość wdrożeń sztucznej inteligencji w firmach — jak wynika z niedawnego badania MIT — na razie nie przekłada się na poprawę ich wyników.
Samo udostępnienie pracownikom copilota czy agenta AI nie sprawi, że staną się bardziej efektywni. Trzeba na nowo przemyśleć procesy biznesowe i przebudować je wokół sztucznej inteligencji, by w całości odciążać pracowników od wykonywania rutynowych i powtarzalnych zadań, a nie wyłącznie towarzyszyć im w tym, co robili dotychczas. Musimy wypracować nowy podział pracy – taki, w którym AI i ludzie skupiają się na tym, w czym są najlepsi. Czyli w przypadku sztucznej inteligencji w szybkim przetwarzaniu ogromnych i często nieuporządkowanych zbiorów informacji, a w przypadku ludzi w nadawaniu sensu i korygowaniu tego, co robi sztuczna inteligencja, oraz budowaniu relacji z innymi ludźmi. Zdaję sobie sprawę, że brzmi to ogólnikowo i sam nie znam jeszcze wszystkich odpowiedzi, jak to osiągnąć w banku, którym kieruję, ale wiem też, że nikt za nas tej pracy nie wykona. Ten wysiłek musimy podjąć sami — i to właśnie będzie naszym najważniejszym zadaniem na rok 2026 i kolejne lata.
Doktor nauk prawnych Uniwersytetu Warszawskiego. W latach 2010-24 prezes mBanku. Wcześniej kierował pracami zarządu Grupy PZU oraz Banku Handlowego. Pracował w JP Morgan w Londynie. Jest członkiem rady Institute of International Finance (IIF) w Waszyngtonie, najważniejszej globalnej organizacji branży finansowej.
