Wyraźny brak zdecydowania towarzyszył wczorajszym notowaniom na rynku paliw. W Londynie za baryłkę ropy w dostawach na styczeń płacono 25,22 USD, czyli o 6 centów powyżej piątkowego zamknięcia. Tymczasem na nowojorskiej giełdzie styczniowe kontrakty staniały o 12 centów (0,5 proc.) do 26,77 USD za baryłkę.
W dalszym ciągu poczynaniom inwestorów towarzyszy duża nerwowość. Zanim rynek całkowicie zdążył zignorować informacje o niedzielnych nalotach USA i Wielkiej Brytanii na instalacje naftowe Iraku, już pojawiły się kolejne zagrożenia, mogące rzutować na ceny ropy. Szczególnie niepokojące wieści napływają z Wenezueli, która jest największym dostawcą ropy dla USA i czołowym eksporterem tego surowca. Zapowiadane strajki mogą poważnie zakłócić dostawy paliw z tego państwa.
O konsekwencjach strajku w Wenezueli przekonaliśmy się już w kwietniu. Wówczas ośmiodniowe protesty doprowadziły do wstrzymania dostaw ropy. Powtórka tego scenariusza może oznaczać wzrost cen.