Cła powstrzymują chiński import. Ale nie chińską ekspansję

Gabriel ChrostowskiGabriel Chrostowski
opublikowano: 2025-10-07 19:00

Europa kupuje coraz mniej aut elektrycznych z Chin, co jest naturalną konsekwencją wprowadzonych ceł. Pytanie, czy na koniec pozwoli to wyeliminować chińską konkurencję? Bariery handlowe jedynie kupują czas na transformację technologiczną, ale same w sobie nie są w stanie jej wywołać. By tak się stało, trzeba szybkości i elastyczności w działaniu, a nie jest to mocna strona UE.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Coraz mniej aut w pełni elektrycznych trafia z Chin na europejski rynek. Import elektryków wyrażony w tonach z Państwa Środka kurczy się w Niemczech w tempie 28 proc. rocznie, w Hiszpanii jest to 35 proc., a we Francji aż 59 proc. Cały unijny import elektryków z Państwa Środka zmniejszył się w okresie styczeń-lipiec r/r o 17,7 proc. Ktoś mógłby argumentować, że obserwowany spadek importu aut z Chin może wynikać z malejącej wagi pojazdów, np. przez mniejsze baterie czy lżejsze konstrukcje. Jednak dane o liczbie sztuk importowanych samochodów pokazują, że również w tym ujęciu w 2024 roku nastąpił spadek (za 2025 r. nie ma jeszcze danych). Ponieważ Chiny odpowiadają za ponad 50 proc. importu pojazdów elektrycznych do UE, z dużą dozą pewności można stwierdzić, że to właśnie one w największym stopniu stoją za obserwowanym trendem. Mamy więc do czynienia z realnym spadkiem popytu na chińskie samochody elektryczne w Europie.

Widać tu przede wszystkim efekt działań politycznych Komisji Europejskiej, czyli najpierw wszczęcia dochodzenia w sprawie subsydiowania chińskich aut w 2023 r., a potem wprowadzenia ceł na pojazdy elektryczne z Państwa Środka w październiku ubiegłego roku. Do pewnego stopnia jest to też pochodna słabego popytu na europejskim rynku motoryzacyjnym. Polska stanowi tu jeden z wyjątków, m.in. przez wprowadzenie w tym roku programu dofinansowania do aut elektrycznych, który mocno podnosi popyt. Patrząc jednak na główne rynki UE, widać wyraźne spadki.

Lecz nie jest to ani sygnał, że chińska ekspansja się kończy, ani sygnał, że europejscy producenci zaczynają śmielej poczynać sobie na swoim podwórku. Mimo nałożenia barier handlowych, chińskie marki samochodowe notują wciąż mocne wzrosty na europejskim rynku. Wedle danych JATO Dynamics, firmy monitorującej branżę motoryzacyjną, w pierwszej połowie roku podwoiły one już swój udział w stosunku do analogicznego okresu rok wcześniej, odpowiadając za 5,1 proc. sprzedaży aut w krajach UE i Wielkiej Brytanii.

Główną przyczyną jest to, że eksporterzy chińscy skutecznie obchodzą cła poprzez wzrost sprzedaży aut hybrydowych. Wprawdzie nie jest to tak duży rynek zbytu jak pojazdy w pełni elektryczne, więc import aut elektrycznych z Chin ogólnie wciąż wykazuje spadkowy trend. Pozwala jednak powiększać udziały rynkowe i do pewnego stopnia mitygować negatywne skutki ceł. Felipe Munoz, analityk JATO Dynamics, pisze: „Mimo nałożenia przez UE ceł na chińskie pojazdy elektryczne tamtejsze marki samochodowe notują silny wzrost w całej Europie. Ten dobry wynik to po części zasługa ich strategii wprowadzania do regionu alternatywnych napędów, takich jak hybrydy typu plug-in i pełne hybrydy".

Tak czy inaczej, chińska fala aut elektrycznych, która zalała Europę po pandemii, na razie osiągnęła poziom plateau i najważniejsze pytanie jest teraz takie, czy do końca tej dekady chiński szturm rozpocznie się ponownie, czy może europejscy producenci zdążą podnieść swoje zdolności produkcyjne i technologiczne, przejdą transformację i zaczną eliminować chińską konkurencję.

Na samych restrykcjach handlowych UE raczej daleko nie zajedzie. Dalsze wzrosty ceł są mało prawdopodobne ze względów politycznych (cła uderzają w konsumentów), a same cła w pojedynkę nie załatwią sprawy, bo nie podnoszą zdolności technologicznych. Kupują jedynie czas.

Kilka miesięcy temu think tank działający przy Parlamencie Europejskim w swoim raporcie zarysował kilka scenariuszy rozwoju unijnego przemysłu motoryzacyjnego. Pozytywny wariant zakłada, że do 2030 r. chińskie auta nadal będą obecne, ale ich udział ustabilizuje się na umiarkowanym poziomie 10-15 proc. dla pojazdów elektrycznych i poniżej 10 proc. całego rynku motoryzacyjnego, a jednocześnie europejskie marki utrzymują ponad 60 proc. udziału.

Dzieje się tak, ponieważ unijna polityka przemysłowa stymuluje krajową produkcję, kadry kierownicze skupiają się na rozwoju tańszych modeli EV, a nie marek premium. W UE zaczyna kiełkować jedność i zdolność myślenia długoterminowego, a konsumenci coraz chętniej zaczynają kupować elektryki, dzięki przystępności cenowej i rozbudowanej infrastrukturze stacji ładowania.

To wszystko ładnie brzmi na papierze, ale w praktyce wymaga bardzo dużych zmian w bardzo krótkim czasie. A akurat szybkość i elastyczność w działaniu to nie jest mocna strona UE.