Od lat polskie drogi należą do najniebezpieczniejszych w Europie. Na szczęście wskaźniki wypadków w ostatnich latach spadają. Liczba wypadków zmniejszyła się w 2011 o prawie 9,5 tys. w stosunku do roku 2007. Poprawiły się też inne statystyki — liczba rannych spadła o niecałe 14 tys., a zabitych o ponad 1,3 tys.
Należy dodać, że statystyki spadały regularnie od 2007 do 2010 r., w 2011 r. nieznacznie wzrosły. Mimo to nadal pod względem bezpieczeństwa na drogach jesteśmy opóźnieni w stosunku do reszty Europy. Dlatego w Polsce od dłuższego czasu administracja publiczna prowadzi wiele kampanii związanych z bezpieczeństwem ruchu drogowego. Jak wpisują się w to działania CSR firm?
Bezpieczne działania
Jak mówi Bartłomiej Morzycki, prezes Stowarzyszenia Partnerstwo dla Bezpieczeństwa Drogowego, w ostatnich latach widać coraz więcej działań firm, zmierzających do podniesienia bezpieczeństwa na drodze.
— Jednak nadal większość z nich to działania na zewnątrz, a nie wewnątrz firmy — dodaje. Ciekawą akcję przeprowadziła pod koniec 2011 r. Coca- Cola HBC Polska. W ramach działań promujących bezpieczną jazdę zorganizowała tygodniową kampanię, w trakcie której pracownicy dostawali na służbowe telefony szokujące SMS-y czy e-maile z drastycznymi zdjęciami. Otrzymali również krótkie informacje na temat bezpieczeństwa na drodze i dane związane z wypadkami. Dla pracowników warszawskiego biura wypożyczono nawet symulator dachowania, aby mogli się przekonać, jakie są skutki jazdy samochodem z nadmierną prędkością bez pasów.
Z kolei firma Carefleet która zorganizowała program „Safe Driving School — Carefleet”, propagujący bezpieczne zachowania na drodze wśród jej pracowników i osób użytkujących samochody służbowe w przedsiębiorstwach będących jej klientami. — To projekt stworzony dla firm posiadających floty samochodowe. Podczas szkoleń pokazujemy, jak jeździć bezpiecznie, efektywnie i co robić, aby zminimalizować ryzyko wypadku lub kolizji. Celem kursów jest rozwijanie zdolności panowania nad samochodem i wykształcenie prawidłowych reakcji za kierownicą w sytuacjach ekstremalnych — opowiada Klaudia Kowalczyk, menedżer ds. marketingu w Carefleet.
Program Carefleet jest realizowany od 2008 r. To cykliczne i obowiązkowe szkolenie, które przechodzą wszyscy pracownicy korzystający z samochodów służbowych. Jak mówi Klaudia Kowalczyk, korzyści uzyskane po szkoleniumożna rozpatrywać w dwóch aspektach. Pierwszy to bezpośredni wpływ szkolenia na użytkowników pojazdów — uświadomienie kierowcy, jaki jest jego poziom wiedzy o bezpiecznych zachowaniach na drodze i jakie ma praktyczne umiejętności, by bezpiecznie prowadzić samochód.
— Drugi aspekt jest bardziej wymierny. W firmach, które systematycznie szkolą pracowników, odnotowuje się niższą wypadkowość, a co za tym idzie — spadają koszty napraw samochodów. Zastosowanie zasad ograniczenia prędkości przez kierowców wpływa bezpośredniona koszty eksploatacji samochodów — twierdzi Klaudia Kowalczyk. Jak mówi Robert Sroka z Accreo Taxand, jeśli w firmie często dochodzi do wypadków, to automatycznie po pewnym czasie wzrasta koszt ubezpieczenia samochodów flotowych, więc w interesie firmy jest jak największe ograniczenie liczby takich zdarzeń.
Nie tylko kampanie
Andrzej Piasecki, kierownik zespołu ds. floty samochodowej Grupy Lotos, tłumaczy, że wewnętrzne działania dotyczące bezpieczeństwa nie ograniczająsię do kampanii informacyjnych.
— Obecnie nasza flota liczy około 130 samochodów. Nasza polityka skupia się na zakupach pojazdów, które odznaczają się wysokim standardem bezpieczeństwa. Przez ostatnie 2 lata nie doszło do żadnego wypadku, w którym został poszkodowany pracownik spółki — opowiada Andrzej Piasecki. Dodaje, że firma ma w planach opracowanie modelu edukacyjnego propagującego bezpieczne zachowania na drodze użytkowników pojazdów służbowych i szkolenia z technik doskonalenia jazdy.
Według Roberta Sroki, innymi działaniami, które zwiększają bezpieczeństwo we flocie, są na przykład: zmiana polityki handlowej tak, aby pracownicy mniej czasu spędzali w samochodzie, ograniczanie podróży służbowych czy podróże innymi środkami transportu, np. pociągami. Bartłomiej Morzycki wskazuje, że działania zmierzające ku poprawie bezpieczeństwa drogowego w firmie są tym bardziej potrzebne, że szkodowość dotyczy nie tylko kosztów finansowych, ale i pozafinansowych.
— Przykładowo, po niegroźnej stłuczce handlowca samochód firmowy ma wgnieciony błotnik i pękniętą przednią szybę. Kosztów finansowych nie ma, bo pokrywa je ubezpieczyciel. Tymczasem ten pracownik musi wykonać telefon do kolegi z pracy, aby przyjechał na miejsce, podrzucił do domu czy biura, bo pęknięta szyba uniemożliwia dalszą jazdę. W tym momencie już dwie osoby z firmy nie wykonują swoich obowiązków. Idąc dalej: administracja firmowa poświęca czas na omówienie z warsztatem naprawy, ktoś inny musi odebrać i później zdać samochód zastępczy. Księgowość poświęca więcej czasu na dodatkowe dokumenty. Dodać należy do tego koszt rozmów telefonicznych przy załatwianiu tej sprawy i ostatecznie łączne koszty pozafinansowe przy tym wypadku mogą sięgnąć nawet kilku tysięcy złotych — tłumaczy Bartłomiej Morzycki.