Założony w 2017 r. Hindenburg Research – amerykańska firma zarabiająca na spadku cen akcji spółek, w których wykryła i nagłośniła nieprawidłowości – doprowadził już do kilku głośnych afer, m.in. w indyjskiej Adani Group kontrolowanej przez jednego z najbogatszych ludzi na świecie. Teraz wziął na celownik notowane na GPW LPP, największego w Polsce detalistę modowego, właściciela marek Reserved, Sinsay, Mohito, House i Cropp.
Gra na spadek i oskarżenia
Hindenburg zajął tzw. krótką pozycję na akcjach LPP (gra na spadek), co doprowadziło do ich bezprecedensowej przeceny podczas piątkowej sesji, 15 marca. Cena spadła z 18 do 11,5 tys. zł (-35,6 proc.) przy kilkakrotnie wyższych od średniej obrotach. Giełdowa kapitalizacja LPP zmniejszyła się w jeden dzień o około 21 mld zł. Jedynym znaczącym akcjonariuszem LPP (31,2 proc. akcji, 60,8 proc. głosów) jest fundacja Semper Simul związana z Markiem Piechockim, prezesem i współzałożycielem LPP.
Amerykański podmiot zarzuca polskiej spółce, że jej wyjście z Rosji w 2022 r., kluczowego dla niej rynku zagranicznego, było pozorne. Powołując się m.in. na dokumenty oraz relację anonimowego byłego dyrektora LPP, stwierdza, że LPP ciągle nadzoruje i kontroluje sprzedaż w tym kraju, choć robi to nieoficjalnie. Korzysta przy tym rzekomo z fasadowych spółek oraz z Kazachstanu jako kraju pozwalającego omijać sankcje eksportowe.
Hindenburg wskazuje różne argumenty podpierające oskarżenia. Wśród nich są wątpliwości co do podania w angielskiej wersji raportu za rok obrotowy 2022/23 3,2 mld zł przychodów (jedna piąta całości) w kategorii „pozostałe”. W polskojęzycznym raporcie kwota ta wynosi zaledwie 207 mln zł, a reszta rozkłada się w różnym stopniu po wszystkich markach.
Druga pod względem wielkości polska firma modowa, CCC, miała w Rosji relatywnie nieduży biznes, rzędu 100 mln zł przychodów rocznie. Sprzedała go w połowie 2022 r. Nie czekając na potencjalne pytania w obliczu oskarżeń Hindenburg Research wobec LPP, sama skontaktowała się z PB.
— Podtrzymujemy dotychczasowy przekaz: nasza działalność w Rosji została zakończona pod względem prawnym i operacyjnym, a za dotychczasowe sklepy odpowiada nowy, lokalny inwestor działający pod własnym brandem. Według naszej wiedzy zmniejszył on przejęty biznes o połowę i zamyka kolejne lokale. Nie prowadzimy bezpośrednio ani pośrednio sklepów w Rosji i nie zamierzamy tego robić w przyszłości — informuje Wojciech Latocha, zarządzający relacjami inwestorskimi CCC.
Kurs spółki spadł w piątek o ponad 2 proc.
Dementi LPP i powiadomienie prokuratury
LPP nie odpowiedziało na prośbę PB o m.in. wyjaśnienie tej rozbieżności. Zamiast tego wystosowało kilka oświadczeń dementujących ustalenia Hindenburga.
„Raport […] jest elementem przygotowywanego od 5 miesięcy zorganizowanego ataku dezinformacyjnego obliczonego na spadek kursu akcji grupy LPP. O sprawie poinformowaliśmy wcześniej Ministerstwo Spraw Zagranicznych oraz Krajową Agencję Skarbową. […] Wywiadownia działa na zlecenie podmiotów trzecich. Nie można wykluczyć, że tego typu działania mogą być próbą przejęcia wpływów w spółce” — informuje biuro prasowe LPP.
W piątek spółka złożyła do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa na szkodę swoją oraz akcjonariuszy „zagrażającego bezpieczeństwu rynku finansowego”. Jako podstawę wskazała „nieprawdziwe bądź zmanipulowane” informacje przedstawione przez Hindenburga.
LPP podkreśla m.in., że nie prowadzi żadnej działalności w Rosji i nie wysyła tam towarów przez Kazachstan, nie ma żadnych powiązań ze wskazanymi przez amerykańską firmę podmiotami, a zmiana audytora (z EY na Grant Thorntona) wynikała z upływu terminu współpracy, a nie doszło do niej w związku ze sprzedażą rosyjskich aktywów.
KNF już analizuje
Skutki oskarżeń Hindenburg Research mogą być długotrwałe — kapitalizacja grupy Adani wciąż nie wróciła do poziomu sprzed zarzutów m.in. o manipulację akcjami. Eryk Szmyd, analityk rynków finansowych XTB, podkreśla, że Hindenburg już długo współpracuje z organami regulacyjnymi przy tworzeniu raportów. Często odpłatnie przekazuje ustalenia do amerykańskiego regulatora w ramach tzw. programu informacyjnego.
— Globalna renoma Hindenburga sprawia, że wiadomości o LPP znajdą szeroki rozgłos w świecie finansowym, nawet jeśli firma podważy zarzuty krótkiego sprzedawcy. Wydaje się całkiem prawdopodobne, że regulatorzy zainteresują się wszystkimi wymienionymi w raporcie praktykami, choć nie jest jasne, jakiego typu zagrożenie stwarza to dla LPP — komentuje Eryk Szmyd.
— Każdy przypadek, w którym pojawiają się wątpliwości dotyczące prawidłowości wykonywania przez spółki publiczne obowiązków informacyjnych lub podejrzenia o manipulację akcjami, jest poddawany przez UKNF wszechstronnej i wnikliwej analizie, a w uzasadnionych sytuacjach komisja podejmuje stosowne działania nadzorcze. Tak się dzieje także w przypadku LPP — informuje Jacek Barszczewski, rzecznik Komisji Nadzoru Finansowego.
Inwestorom, którzy mają akcje LPP, trudno podejść do tej sprawy na chłodno. Prywatnie chciałbym, by doniesienia Hindenburg Research nie były prawdziwe, ponieważ w przeciwnym razie byłaby to katastrofa nie tylko dla spółki, ale całego rynku.
LPP to nie jest spółka z ogona NewConnect, gdzie czasami dzieją się różne cuda, tylko duży, poważny podmiot z GPW — w dodatku świeżo upieczony zwycięzca kategorii Relacje z inwestorami w rankingu Giełdowa Spółka Roku. Z ustaleń Hindenburga natomiast wynika, że częściowo prowadzi nieoficjalny handel pod rosyjskim stołem jak na bazarze w latach 80. Ponadto pierwszy komunikat spółki był bardzo mało przekonujący. Dopiero kolejny — zaprzeczający doniesieniom Hindenburga — jest lepszy, ale wciąż pozostawia mnóstwo znaków zapytania, np. o to, dlaczego wyznaczono okres przejściowy wycofywania się z Rosji aż do 2026 r.?
Jeżeli informacje upublicznione przez Hindenburga ostatecznie się potwierdzą, to oznaczałoby, że LPP świadomie i celowo wprowadzało inwestorów w błąd w zakresie swojej działalności w Rosji. W związku z tym KNF już powinna przyjrzeć się tej sprawie. Jeśli zarzuty by się potwierdziły, to jest to sprawa dla prokuratury, co prawdopodobnie otworzyłoby inwestorom drogę do roszczeń o odszkodowanie. Argumentacja wydawałaby się uzasadniona: spółka zapewniała, że świetne wyniki to efekt rozwoju na innych rynkach, bo z Rosji się wycofała.
Szczególny moment
Jeden z przedstawicieli branży handlowej, chcący zachować anonimowość, przyznaje, że nie byłby zaskoczony, gdyby LPP rzeczywiście kontynuowało w jakiejś formie działalność w Rosji. Jego zdaniem coś jest na rzeczy, ponieważ wcześniej słyszał o przygotowywaniu umożliwiającej to konstrukcji kapitałowej.
— Problem działalności w Rosji dotyczy wielu zagranicznych firm, nie tylko polskich, więc można przypuszczać, że w tym przypadku może być podobnie. Wydaje się to bardzo poważny cios wizerunkowy dla LPP — mówi inny ekspert.
Zaskoczony potwierdzeniem się doniesień Hindenburga nie byłby też Sobiesław Kozłowski, dyrektor departamentu doradztwa inwestycyjnego Noble Securities. Tłumaczy, że w mediach pojawiały się już wcześniej informacje, że w związku z wyjątkowo dużym zatowarowaniem produkty LPP mogą jeszcze przejściowo pojawiać się w rosyjskich sklepach.
— Zaskakują mnie dwie inne kwestie. Po pierwsze, moment opublikowania raportu przez Hindenburg Research nie jest, moim zdaniem, przypadkowy — doszło do tego tuż przed wygasaniem kontraktów na WIG20. Po drugie, skala przeceny ma znamiona paniki. Nie kojarzę, by cena akcji jakiejkolwiek spółki kontynuującej działalność w Rosji spadła równie mocno. Dziwią mnie więc pojawiające się już rekomendacje mocno ścinające wycenę LPP, które jest bardzo dobrze postrzegane przez rynek i ma silną pozycję płynnościową. Warto zaczekać, jak ta sytuacja wpłynie na wyniki spółki. Spodziewam się szybkiego uspokojenia na giełdzie — mówi Sobiesław Kozłowski.
— Istotne spadki notowań na GPW były już po wybuchu pandemii, wojny, a także po wprowadzeniu podatku od kopalin. LPP coraz bardziej szczegółowo odnosi się do raportu. Spółka wiedziała i informowała organy urzędowe o sprawie. Zastanawia mnie, czy można było coś zrobić wcześniej, a jeśli tak, to co — dodaje Sylwia Jaśkiewicz, analityczka DM BOŚ.
Sam spadek kursu LPP nie dziwi, ale głębokość już tak. Przecenienie o prawie 40 proc. akcji spółki mającej potężny, 7-procentowy udział w WIG20 tylko dlatego, że jakaś firma, zająwszy krótką pozycję, opublikowała raport niekorzystny dla LPP, budzi moje wątpliwości. Ta informacja ewidentnie miała wywołać spadek notowań z korzyścią dla Hindenburg Research. A co będzie z inwestorami sprzedającymi akcje na 40-procentowej przecenie, jeśli LPP udowodni, że ten podmiot kłamie? Wtedy dopiero rozpęta się afera.
Obstawianie krótkiej pozycji, publikowanie tego typu informacji i zacieranie rąk, widząc załamanie kursu, uznaję za wątpliwe etycznie. Czy wątpliwe także prawnie — to już powinna ocenić KNF. Powinna też zwrócić uwagę na jeszcze jeden wątek. Mianowice przecena LPP doprowadziła do spadku WIG20 o około 2 proc., a Hindenburg opublikował raport akurat przed dniem wygasania kontraktów na WIG20. Czy w takim razie ktoś z otoczenia tej spółki nie obstawiał również spadku tego indeksu? To też należy zweryfikować.
Pierwszy szok wywołany rosyjską agresją na Ukrainę był ogromny i wywołał bardzo emocjonalne reakcje, ale firmom kontynuującym działalność w Rosji oberwało się nierównomiernie. Koncern Nestle np. nie odczuł szczególnie bojkotu konsumentów, ponieważ niewielu kojarzy z nim marki, pod jakimi sprzedaje produkty w Polsce, takie jak Winiary. Tymczasem Leroy Merlin wyjątkowo dotkliwie doświadczył reakcji konsumentów m.in. z powodu silnego przekazu obrazowego w mediach — zdjęciom zbombardowanych sklepów tej sieci w Ukrainie towarzyszyły te ze zbrodni w Buczy. Krach wizerunkowy był podobny do kryzysu Volkswagena po aferze dieslowej w Niemczech. Sentyment polskich konsumentów wobec francuskiej sieci ostatecznie ustabilizował się na dużo niższym poziomie niż przed inwazją, ale poziom rozważania zakupu wzrasta skokowo w okresie silnych promocji — wynika z danych YouGov BrandIndex.
W przypadku Reserved wpływ ataku Rosji na Ukrainę na markę nie był zauważalny, zwłaszcza że LPP szybko odcięło się od działalności w Rosji, choć trzeba przyznać, że kontynuacja sprzedaży w modelu resellingu nie jest niewykonalna. Opinia społeczna karmi się obrazami, dlatego jeśli obecnej aferze nie będzie towarzyszył silny przekaz wizualny, to nie sądzę, by konsumenci reagowali emocjonalnie i masowo. Sprawa będzie miała krótkoterminowy wpływ i będzie dyskutowana w dość wąskim gronie osób zainteresowanych tematem. Z naszych badań wynika, że zainteresowanie sprawami dotyczącymi Ukrainy spada.