Czy bezrobocie może być za niskie

Ignacy MorawskiIgnacy Morawski
opublikowano: 2022-09-25 20:00

Mamy w Polsce bardzo niskie bezrobocie, a rynek pracy mimo spowolnienia PKB wciąż trzyma się bardzo dobrze. Według mainstreamowej teorii ekonomicznej mamy w Polsce wręcz za niskie bezrobocie i ono jest elementem problemu inflacyjnego. Jeżeli chcemy mieć niską inflację, musimy zgodzić się na wyższe bezrobocie.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Ale jak to możliwe? Dlaczego fakt, że niemal wszyscy chętni do pracy, mają zatrudnienie może być jakimś problemem? Może teoria jest błędna? Jako człowiek, który wszedł na rynek pracy w warunkach 20-procentowego bezrobocia, często zadaję sobie to pytanie. Postaram się krótko nakreślić tę kontrowersję.

Najpierw dane, jak zwykle. W sierpniu stopa bezrobocia rejestrowanego wyniosła w Polsce 5 proc. (po oczyszczeniu z sezonowości), podał w piątek GUS. Od trzech miesięcy stopa ani drgnie, mimo że ofert pracy jest coraz mniej, firmy są w coraz gorszych nastrojach, a gospodarka ewidentnie zwalnia.

Z analitycznego punktu widzenia jeszcze ważniejsze jest bezrobocia mierzona metodą ankietową. Ono wynosi w Polsce tylko 2,6 proc. i jest prawie najniższe w UE (wstępne dane za lipiec; oficjalne dane za drugi kwartał pokazują 2,7 proc.). Tymczasem istnieje coś takiego, co ekonomiści nazywają bezinflacyjną stopą bezrobocia, czyli taką, poniżej której gospodarka doświadcza presji na nadmierny wzrost cen i płac. Narodowy Bank Polski szacuje tę bezinflacyjną stopę na ok. 4,5 proc. Dzięki temu mamy proste wyjaśnienie wysokiej inflacji w Polsce. Po prostu stopa bezrobocia jest za niska. Trzeba podnieść stopy procentowe, ograniczyć popyt, 400 tys. ludzi straci pracę, a inflacja zwolni.

Ale czy to ma sens? Najsłynniejszy polski ekonomista Michał Kalecki pisał w latach 40. XX wieku, że duży biznes zawsze będzie przekonywał społeczeństwo, że za niska stopa bezrobocia jest zła. Przy niskim bezrobociu firmom trudniej o taniego pracownika. Czyżby współczesna ekonomia była po prostu produktem interesów właścicieli kapitału? Wiele osób, szczególnie na lewicy, jest przekonanych co do tego.

Istnienie za niskiego bezrobocia można wyjaśnić na wiele sposobów. Choć żaden nie jest w 100 proc. przekonujący. Najbardziej oczywista sytuacja to taka, w której gospodarka jest przeinwestowana na kredyt. W strukturze zakupów i produkcji za dużą część stanowią towary kapitałowe, służące zaspokojeniu przyszłej, a nie obecnej konsumpcji. Duża część gospodarki pracuje wtedy na rzecz przyszłości, która jest bardzo niepewna. Plany inwestycyjne firm mogą nie być dopasowane do potrzeb konsumpcyjnych ludności. Dochody są wyższe niż dostępność towarów konsumpcyjnych (bo dochody pochodzą z produkcji towarów konsumpcyjnych i inwestycyjnych) i jak ludność nie będzie utrzymywała odpowiednio wysokich oszczędności, to pojawia się wysoka inflacja. Nagle się okazuje, że biznes inwestował w moce produkcyjne, które nie są potrzebne – bo na przykład konsumenci nie potrzebują towarów i usług, w których produkcję inwestowano. Wtedy gospodarka musi się „oczyścić”, zmienić strukturę produkcji, a to zajmuje trochę czasu. Zanim ludzie zmienią branże, bezrobocie jest wysokie.

Ale to nie jest dobre wyjaśnienie dzisiejszej sytuacji. Bo dziś nie mamy przeinwestowania, a już na pewno nie na kredyt. Jeżeli w Polsce i UE jest jakiś problem, to zbyt małych, a nie zbyt dużych inwestycji. Musimy więc szukać dalej.

Jest jeszcze inna możliwość tłumacząca, dlaczego bezrobocie może być za niskie. Rosnąca inflacja może stworzyć iluzję oszukującą firmy i skłaniającą je do zatrudniania ludzi, których w normalnych warunkach przy niskiej inflacji by nie potrzebowali. Przy rosnącej inflacji część firm myśli, że rosną tylko ich ceny sprzedaży, a nie wszystkie ceny w gospodarce (stąd iluzja). Skoro rosną ich ceny, to spadają ich realne wynagrodzenia (relacja płacy w przeliczeniu na jednostkę produkcji do ceny). A skoro spadają realne wynagrodzenia, to firma zatrudnia więcej ludzi, myśląc, że są dla niej tańsi. Jak w ekonomii – spadek ceny czegoś powoduje większe zakupy. Mamy więc w gospodarce za wysokie zatrudnienie.

To wyjaśnienie może być już bliższe dzisiejszej rzeczywistości. Ale też ma wady. W Polsce bezrobocie jest niższe od bezinflacyjnego już od sześciu lat, przynajmniej według szacunków NBP. Trudno założyć, że przez sześć lat firmy nie rozumieją, co się dzieje, ulegają iluzjom i dokonują systematycznie złych decyzji zatrudnieniowych na dużą skalę.

Więc jest jeszcze jedna możliwość, która tłumaczy, dlaczego bezrobocie może być za niskie. Ono nie jest za niskie bezwzględnie, moglibyśmy żyć z takim przez wiele wiele lat. Ale niestety pojawiła się inflacja, wynikająca z różnych wielkich wstrząsów, która w warunkach rozgrzanej gospodarki zaczęła nam się „przyklejać” do systemu ekonomicznego. To znaczy, że firmy zaczęły podnosić płace, wierząc, że szybko przerzucą to na ceny, i podnosić ceny, wiedząc, że wkrótce będą musieli dać wyższe wynagrodzenia. Gdyby nie wstrząsy związane z pandemią i wojną, ta inflacja mogłaby się w ogóle nie pojawić lub moglibyśmy nad nią łatwo zapanować. Ale się pojawiła i już „przykleiła”. Teraz jedynym sposobem, by ją obniżyć, to zaskoczyć firmy niskim popytem. Zrobić coś, czego nie oczekują, czyli zdusić gospodarkę.

Brzmi to fatalnie. Ale warto pamiętać, że długotrwale wysoka inflacja też niesie bardzo wiele zagrożeń – one nie są widoczne dziś, ale ujawniają się powoli. Większa niepewność cen oznacza mniej inwestycji, mniej długookresowych więzi biznesowych, a więc też mniej innowacji i ogółem słabszy rozwój.

Optymiści powiedzą, że wcale nie musimy zaskoczyć firm niskim popytem, by ograniczyć wzrosty cen. Wystarczy rozsądnie zarządzać oczekiwaniami inflacyjnymi, przekonywać firmy i pracowników, że inflacja będzie się stopniowo obniżała – tak, żeby też uwzględniali te oczekiwania w swoich decyzjach. Oby optymiści mieli rację, trzymam kciuki. Choć nie wiem, czy dziś łatwo kogoś przekonać, że ceny zwolnią.