Jak grzyby po deszczu wyrastają firmy, które chcą oferować mikroprzedsiębiorcom faktoring przez internet. Rynkowa rzeczywistość pokazuje, że dobrze wstrzeliły się w potrzeby spółek z usługą, na którą jest spory popyt — mimo wygórowanych cen. Problemem jest jednak wysokie ryzyko i koszty takiej działalności. Pragma deklaruje, że już zarabia na faktoringu oferowanym online. Firma ledwie dwa lata temu zaczęła przekształcać się ze spółki działającej w modelu tradycyjnym w fintech skupiający się na sferze online.

— Obecnie prawie 70 proc. przychodów naszej grupy jest generowanych przez produkty pozyskiwane i w dużej części obsługiwane online. Rosną tam też zyski. W ciągu trzech kwartałów bieżącego roku wypracowaliśmy zysk netto o 86 proc. wyższy niż rok wcześniej — mówi Daniel Mączyński, wiceprezes Pragmy Faktoring.
Firma coraz odważniej wychodzi do klientów z produktami online. W efekcie rosną limity finansowania przez internet — do 1 mln zł. Pojawił się także szerszy wachlarz produktów, w postaci choćby finansowania zakupów, czyli faktoringu odwrotnego. Podobną ścieżką podąża Faktoria, spółka należąca do Nest Banku, która wystartowała dwa miesiące temu, od razu z propozycją pozyskiwania limitów online do 1,2 mln zł oraz finansowaniem zakupów.
Klientów przybywa
Inne faktoringowe fitnechy też chwalą się sukcesami. InviPay, prekursor faktoringu przez internet na naszym rynku, informuje, że obsłużył w sumie ponad 7 tys. przedsiębiorców. W samym 2018 r. spółka sfinansuje faktury o łącznej wartości ok. 180 mln zł (od początku działalności będzie to prawie pół miliarda złotych). Wzrost jej przychodów w tym roku wyniesie 30 proc.
— Na poziomie operacyjnym jesteśmy już w stanie generować zyski, nasi akcjonariusze jednak reinwestują je w dalszy rozwój — zapewnia Maciej Jędrzejak, prezes InviPay.
Już w ubiegłym roku rentowna była Monevia, która stosuje jednak ostrożny, półautomatyczny model oceny klientów. Natomiast z eFaktoringu NFG, spółki należącej do grupy Kaczmarski, działającej od około półtora roku, skorzystało 3 tys. klientów, z czego najwięcej z branż transportowej, budowlanej i usługowej. Miesięczne przychody spółki sięgają 1 mln zł.
— Odnotowujemy już zysk z działalności, ale wciąż inwestujemy dużo w rozwój produktu i pozyskiwanie klientów — zapewnia Dariusz Szkaradek, prezes spółki.
Jego zdaniem większość start-upów fintechowych nie obciąża bieżących wyników kosztami ryzyka odpowiedniej wysokości.
W efekcie są one niedoszacowane, a finalny wynik finansowy spółek — zawyżony. Za wcześnie na mówienie o sukcesach w przypadku Fandli, która dopiero w listopadzie tego roku wyszła z fazy proof of concept i pozyskała nowego inwestora. Podobnie z Faktorią, działającą od dwóch miesięcy, oraz Smeo, które ruszyło 10 miesięcy temu.
Zagadka
O rozwoju na naszym rynku mówi też Finiata, działająca w nieco odmienny sposób niż inne faktoringowe fintechy. Jej produkt — faktoring cichy — swoją konstrukcją bardziej przypomina bowiem pożyczkę niż klasyczny faktoring, a więc jest bardziej ryzykowny niż usługi, na które zdecydowały się pozostałe fintechy. A trzeba pamiętać, że również klasyczny faktoring, udzielany online to nie lada wyzwanie, jeśli chodzi o ryzyko fraudów. Firma dość agresywnie weszła na rynek w ubiegłym roku. Jej reklamy powszechnie pojawiały się w sieci, co wymaga niemałych nakładów. Ale przyniosły skutek. Alexander Beresford, zarządzający działem marketingu w Finiacie, informuje, że spółka niedawno przekroczyła liczbę 26 tys. zarejestrowanych użytkowników. W przyszłym roku chce ją podwoić.
— Zakładamy coroczny wzrost przychodów na poziomie 300 proc. — zapewnia Alexander Beresford.
Duże ryzyko
Jednak sam wzrost przychodów i rosnąca liczba klientów niewiele mówią o kondycji fintechów, szczególnie takich, które przyjęły dość ryzykowny model działalności. Analiza funkcjonowania — choćby Finiaty — może sugerować, że rzeczywistość nie wygląda tak różowo, jak deklaracje. Eksperci z branży zauważają, że choć na początku działalności Finiata deklarowała udzielanie limitów finansowania przez internet rzędu 250 tys. zł i wyższe, to teraz ograniczyła je do ledwie 50 tys. zł.
— To może oznaczać, że ryzyko okazało się wyższe niż firma zakładała — zauważa ekspert z branży faktoringu, który nie chce ujawniać tożsamości.
Jego zdaniem spółka w ostatnim czasie znacznie ograniczyła także marketing w sieci. Niepokojące wydają się też częste zmiany na stanowisku dyrektora polskiego oddziału spółki. Od początku działalności Finiata miała w Polsce trzech dyrektorów regionalnych zarządzających krajowym rynkiem. Na pytanie o to, kto obecnie piastuje tę funkcję, Finiata informuje, że w ramach restrukturyzacji zdecydowała się na jednego prezesa dla Niemiec i Polski. Natomiast odpowiedzialność za nasz rynek przejął wspomniany Alexander Beresford, dyrektor marketingu.
Nie wszyscy przetrwają
Zdaniem naszego informatora co najmniej dwa fintechy mogą mieć w najbliższym czasie problemy.
— Wiele takich firm wzięło na siebie za duże ryzyko i zbyt pochopnie wydawało pieniądze — twierdzi. Fintechy zgadzają się, że właśnie ryzyko wiążące się z finansowaniem online jest dla nich największym ograniczeniem.
Chodzi głównie o fraudy, które znacznie łatwiej ograniczyć mając bezpośredni kontakt z klientem w tradycyjnym modelu obsługi. Problemem jest również cena.
— Obecnie stawki oferowane przez faktoringowe fintechy są zbliżone do tych, jakich żądają firmy pożyczkowe. Pomimo tak wysokich kosztów mikrofirmy decydują się na tę usługę. Większość z nich może sobie na to pozwolić jednak tylko sporadycznie, bo na dłuższą metę takie firmy po prostu nie są w stanie udźwignąć podobnych kosztów finansowania faktur. Dlatego branża musi myśleć o ich obniżeniu w przyszłości — mówi nasz informator.
Wszyscy zgadzają się co do tego, że stawki za faktoring online w przyszłości spadną. Wpłyną na to dwa czynniki.
— Po pierwsze — coraz większa konkurencja, a po drugie — większe możliwości ograniczenia ryzyka przez same fintechy. My się nadal uczymy, rozwijamy procedury antyfraudowe — i jak tylko nabierzemy większego doświadczenia, a także dopracujemy swoje modele scoringowe, będziemy mogli zaproponować niższe ceny — zapewnia Daniel Mączyński.