Europa jest dotychczas największym pozytywnym zaskoczeniem tego roku w sferze gospodarczej i rynkowej. Jednak jak ze wszystkim, co staje się oczywiste, dalsze tak systematyczne umocnienie euro (i tym samym złotego) już tak oczywiste nie jest. Strefa euro miała dotychczas bardzo nieudaną dekadę, szczególnie na tle ożywienia gospodarczego w Stanach Zjednoczonych czy choćby Wielkiej Brytanii, które dużo szybciej odrobiły straty z kryzysu. W strefie euro solidny wzrost gospodarczy mieliśmy ostatnio w 2011 r., kiedy jednak dobre statystyki były jeszcze prostym odrabianiem strat z głębokiej recesji. Później przyszedł długi i bolesny eurokryzys.
EBC wyciągnął z marazmu rynki finansowe, ale gospodarka pozostawała w stagnacji. To się zmieniło w tym roku. Żeby było jasne: zagrożenia dla ożywienia w strefie cały czas są, jego dynamika wynika po części z mocnego popytu z Azji, który jest mało stabilny (szczególnie że Bank Chin od kilku miesięcy stara się ograniczyć ekspansję kredytową i część lokalnych danych już uległa pogorszeniu). Jednak zagrożenia zawsze są, tymczasem w tym roku dla Europy realizuje się po prostu wymarzony scenariusz. W rok po decyzji o brexicie, kryzysie imigracyjnym i miałkiej koniunkturze mamy triumf euroentuzjastów we Francji oraz dynamiczne odbicie koniunktury na całym kontynencie.
Warto podkreślić, że dane o aktywności w biznesie nie tylko poprawiały się w każdym z pięciu miesięcy tego roku, one za każdym razem pozytywnie zaskakiwały rynek. Wygląda to trochę tak, jakby inwestorzy nie mogli uwierzyć w to, co pokazują raporty, lub przez lata zostali przyzwyczajeni do tego, że jakakolwiek poprawa jest jedynie statystyczną anomalią. Tym razem jednak jest inaczej, widzi to także EBC, który w związku z tym będzie zmuszony dokonać korekty swojej polityki.
Nic więc dziwnego, że euro systematycznie zyskuje, szczególnie że informacje płynące ze Stanów Zjednoczonych nie rozpieszczają. Euro wydaje się mieć świetlane perspektywy, jednak gdy wszyscy wiedzą, jak dobrze już jest, jego dalsze umocnienie nie będzie tak oczywiste. Kiedy w raporcie kwartalnym z marca wskazywaliśmy na potencjał dla pozycji długich w EUR/AUD na drugi kwartał, cały czas było wielu niedowiarków, a wygrana Marine Le Pen cały czas była możliwa.
Teraz nie tylko optymizm wobec euro stał się powszechny, ale pewne miary rynkowe wskazują na powolne przegrzewanie się tego trendu. Jedną z nich jest różnica stawek na rynku obligacji, która zmienia się na korzyść euro, ale nie w tym tempie co kurs waluty, szczególnie w ciągu ostatnich dwóch tygodni.
Drugą jest pozycjonowanie inwestorów spekulacyjnych na rynku kontraktów, które jeszcze niedawno było netto negatywne, teraz zaś jest nie tylko pozytywne, ale zbliża się do szczytów dekady. Analiza raportów CFTC pokazuje, że z jednej strony zarządzający coraz częściej kierują kapitał na Stary Kontynent, a jednocześnie fundusze lewarowane, które przez ostatnie lata grały przeciwko euro (korzystając z ujemnych stóp), zmuszone są ograniczać swoje pozycje.
Tymczasem szybkie umocnienie euro nie jest na rękę EBC i prezes Mario Draghi będzie tego świadom podczas konferencji 8 czerwca. Mając te zastrzeżenia na uwadze, perspektywy euro cały czas nie wyglądają źle. Pamiętajmy, że coś, co jest drogie dziś, może być droższe jutro (przykładem akcje na Wall Street, że o bitcoinie nie wspomnę) i podobnie może być z euro.