Dziewiętnastu oskarżonych. Tysiące lewych umów i faktur za fikcyjne usługi doradcze, prawne, budowlane, poligraficzne, archiwizacyjne i inne. Płacenie z kas upadłych firm za prywatne zakupy, remonty domów czy naprawy samochodów i pobieranie z nich nawet po kilkaset tysięcy złotych w gotówce. Ustawianie przetargów i przejmowanie nieruchomości upadłych firm za bezcen. Prawie 85 mln zł szkód dziewięciu różnych upadłych firm. A ponadto — skorumpowany sędzia, ścigany listem gończym radca prawny, główny oskarżony, który chce zostać małym świadkiem koronnym, oraz syndyk, która twierdzi, że była słupem drugiego syndyka. Tak można streścić akt oskarżenia w sprawie wielkiej afery upadłościowej, który wpłynął do warszawskiego sądu. Dotarł do niego PB.
Upadła gwiazda
Kilka lat temu Tomasz S. był wiceprezesem giełdowej spółki PMPG Polskie Media, wydającej tygodniki „Wprost” i „Do Rzeczy”, a jednocześnie jednym z najbardziej rozchwytywanych syndyków w kraju. Na różne funkcje w procedurach upadłościowych wyznaczały go sądy z Warszawy, Lublina, Kielc, Poznania, Katowic, Krakowa, Białegostoku, Płocka i Nowego Sącza. Zasiadał we władzach dwóch branżowych stowarzyszeń, był syndykiem, nadzorcą, zarządcą i likwidatorem prawie 100 różnych podmiotów.
Dziś Tomasz S. jest oskarżony o kierowanie w latach 2011-15 zorganizowaną grupą przestępczą, nadużycie uprawnień, niegospodarność, poświadczanie nieprawdy i używanie dokumentów poświadczających nieprawdę, pranie i przywłaszczanie pieniędzy, oszustwa podatkowe i wystawianie nierzetelnych faktur. Co ciekawe — do wszystkich 11 przedstawionych mu zarzutów się przyznaje. Poszedł na szeroką współpracę z prokuraturą i liczy na status tzw. małego świadka koronnego, a co za tym idzie — nadzwyczajne złagodzenie kary.
Zdaniem dolnośląskiego wydziału Prokuratury Krajowej gang stworzony przez Tomasza S. działał na szkodę dziewięciu firm bankrutów, m.in. specjalizującego się w budownictwie i remontach kolejowych Przedsiębiorstwa Napraw Infrastruktury (PNI), hurtowni papieru Cezex, budującej gazociągi Gazobudowy-Kraków, Konsorcjum Inwestycyjnego II, posiadającego w Warszawie trzygwiazdkowy hotel, czy modernizującej publiczne szpitale Grupy 3J.
W Grupie 3J Tomasz S. był zastępcą syndyka, a funkcję syndyka, podobnie jak w trzech innych poszkodowanych firmach bankrutach pełniła Anna Sz. Oprócz udziału w gangu śledczy zarzucają jej przestępstwa podobne do Tomasza S. (bez prania pieniędzy i przestępstw karnoskarbowych). A ponadto — ukrywanie przez ponad pół roku dokumentów dwóch upadłych firm oraz wyrządzenie jednej z nich, Spółdzielni Budowlano-Mieszkaniowej Beta, szkody na prawie 2,5 mln zł przez podjęcie decyzji o prowadzeniu inwestycji budowlanej na nieruchomości w Warszawie zamiast sprzedania tej nieruchomości.

Usługi prawne od przestępcy
Zdaniem prokuratury metod drenowania upadłych firm było kilka. Najwięcej pieniędzy, ponad 50 mln zł, wyprowadzono z nich w formie fikcyjnych usług różnego rodzaju, rzekomo świadczonych na podstawie pozornych umów (często zawieranych post factum), a czasem nawet bez nich, na podstawie jedynie ustnych porozumień i lewych faktur. Te ostatnie miewały charakter gotówkowy, co owocowało przypadkami, gdy Tomasz S. bezpośrednio wypłacał sobie z kas upadłych firm nawet po kilkaset tysięcy złotych.
Tak było m.in. w przypadku relacji z wielokrotnie karanym i przebywającym obecnie w więzieniu Michałem W., od którego firmy zarządzane przez Tomasza S. nabywały… usługi prawne. W celu umożliwienia wyprowadzania i przywłaszczania większych kwot pieniędzy recydywista założył też trzy spółki: Alpha Konsultant, Beta Doradztwo i Gamma Wsparcie. Wszystkie, a także prowadzona przez Michała W. kancelaria prawnicza (sic!) z czterech różnych upadłości prowadzonych przez Tomasza S. zainkasowały łącznie (często bez umów i w formie gotówki) ponad 7,5 mln zł.
Co więcej — od 2015 r., czyli momentu, gdy licencja Tomasza S. została zawieszona, aż do kwietnia 2017 r., kiedy został zatrzymany, były już syndyk kupował od firm Michała W. puste faktury także na potrzeby prowadzonej przez siebie działalności gospodarczej. Faktycznie niewykonane usługi prawne opiewały w tym wypadku na kolejny ponad 1 mln zł, co przyniosło Tomaszowi S. zarzut oszustw podatkowych na prawie 200 tys. zł. Co miał z tego Michał W., który podobnie jak Tomasz S. przyznał się do przedstawionych mu zarzutów? Prowizję rzędu do kilku procent od wartości netto wystawianych przez niego faktur VAT.
Gang Tomasza S. najwięcej, bo aż 39 mln zł, wyprowadził ze specjalizującego się w budownictwie i remontach kolejowych Przedsiębiorstwa Napraw Infrastruktury (PNI), do 2018 r. należącego do Budimeksu, a dziś do PKP PLK. W latach 2012-15 PNI znajdowało się w upadłości układowej, a jego zarządcą sądowym był właśnie Tomasz S.
W warszawskim sądzie od ponad roku trwa proces 12 osób, z których cztery to byli pełnomocnicy zarządcy Tomasza S.: Rafał P., Małgorzata S., Paweł K. i Marek G. Ten ostatni według śledczych miał nawet, w zakresie ograniczonym do PNI, współkierować gangiem stworzonym przez byłego syndyka. I on, i pozostali pełnomocnicy nie przyznają się do winy. Twierdzą, że działali za wiedzą i zgodą zarządcy, jedynie wykonując jego polecenia.
Pozostała ósemka oskarżonych, w tym Michał Lisiecki, większościowy akcjonariusz giełdowej spółki PMPG Polskie Media, i Piotr Surmacki, założyciel notowanej kiedyś na NewConnect firmy Fachowcy.pl Ventures, to przedstawiciele 20 podmiotów, które były rzekomymi usługodawcami kolejowej spółki. Beneficjentów lewych przelewów z PNI było jednak aż 26. Osoby związane z kolejnymi sześcioma firmami zasiądą bowiem na ławie oskarżonych w głównym procesie, wspólnie z Tomaszem S.
Poszukiwani: prawnik i sędzia
Do przyjmowania podobnych prowizji przyznało się też kilka innych osób, prowadzących firmy, w tym cypryjskie, faktycznie kontrolowane przez Daniela B., radcę prawnego, którego prokuratura uznaje za drugiego z szefów upadłościowego gangu. Z Tomaszem S. łączyło go bardzo wiele: bliskie relacje towarzyskie i biznesowe, a także wspólne biuro w tym samym budynku na warszawskiej Woli.
Zdaniem śledczych Daniel B. był łącznikiem między syndykiem a dużą częścią firm beneficjentów wykorzystywanych w całym procederze. Choć radca prawny sam nie piastował w nich żadnych funkcji, to według prokuratury w pełni je kontrolował za pośrednictwem ich formalnych prezesów, czyli swoich „żołnierzy”, jak określił ich jeden z nich. Daniel B. był też największym, obok Tomasza S., beneficjentem pieniędzy wyprowadzonych z firm bankrutów. W przeciwieństwie do byłego syndyka prawnik nie zasiądzie jednak na ławie oskarżonych. Mimo wydanego za nim już w 2019 r. listu gończego Daniel B. skutecznie bowiem ukrywa się przed prokuraturą poza granicami Polski.
Od kilku lat nieuchwytny dla organów ścigania pozostaje też Sławomir B., były sędzia warszawskiego sądu, który jako sędzia komisarz prowadził postępowania upadłościowe większości z dziewięciu poszkodowanych firm bankrutów. Zdaniem śledczych to jego przychylność oraz przymykanie oczu na przekręty Tomasza S. i Anny Sz. w zamian za łapówki wręczane przez tego pierwszego umożliwiały wyprowadzanie tak dużych kwot z upadłych firm przez ponad cztery lata. W 2019 r. sąd dyscyplinarny uchylił immunitet Sławomirowi B. i zezwolił na pociągnięcie go do odpowiedzialności karnej, a sprawę sędziego w odrębnym śledztwie prowadzi Wydział Spraw Wewnętrznych Prokuratury Krajowej.
Czterech podejrzanych z PMPG
Spośród 19 osób objętych aktem oskarżenia część, podobnie jak Tomasz S. i Michał W., przyznaje się do winy, a część nie. W tej drugiej grupie jest m.in. Piotr Surmacki (zgadza się na podawanie pełnych danych osobowych), założyciel firmy Fachowcy.pl Ventures, której akcje zostały w niesławie wykluczone z obrotu na NewConnect w 2020 r.
Zgodnie z aktem oskarżenia biznesmen wspólnie z Danielem B. reprezentował aż cztery firmy, do których z Grupy 3J wyprowadzono nielegalnie prawie 3 mln zł: Toxic Software, Ad2Run, Lineor i United Titans. Z ustaleń prokuratury wynika, że duża część pieniędzy niedługo później trafiła… na konta Fachowcy.pl Ventures. W tej sprawie Piotr Surmacki w charakterze podejrzanego pojawił się w prokuraturze dwa razy. W maju 2021 r. nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień, zaznaczając, że do zarzutów odniesie się później. Wezwany ponownie w marcu 2022 r. znów odmówił jednak składania wyjaśnień.
Obszerne wyjaśnienia składał w prowadzonej odrębnie sprawie, dotyczącej wyprowadzania pieniędzy tylko z PNI, która już toczy się przed sądem (patrz ramka). Piotr Surmacki oskarżony jest w niej o udział w gangu Tomasza S., pomoc w uszczupleniu o 3,8 mln zł podatku VAT i przywłaszczenie aż 20,4 mln zł. Taka właśnie kwota zdaniem śledczych trafiła z PNI do Toxic Software, Ad2Run i Lineor na podstawie około 200 fikcyjnych faktur, dokumentujących równie fikcyjne usługi doradcze.

Analogicznie, zdaniem prokuratury, było w przypadku 22 faktur wystawionych przez firmę Capital Point, należącą do Michała Lisieckiego, większościowego akcjonariusza giełdowej firmy PMPG Polskie Media, właściciela tytułów „Wprost” i „Do Rzeczy”. To dlatego Michał Lisiecki (również nie przyznaje się do winy i zgadza się na podawanie pełnych danych osobowych) w sprawie PNI oskarżony jest o udział w zorganizowanej grupie przestępczej, przywłaszczenie 1,35 mln zł oraz dokonanie uszczupleń podatkowych.
Piotra Surmackiego i Michała Lisieckiego z Tomaszem S. i Danielem B. łączą nie tylko problemy karne, ale też fakt, że wszyscy pracowali w PMPG. Piotr Surmacki w latach 2007-09 był wiceprezesem giełdowej spółki Michała Lisieckiego. Daniel B. pracował w PMPG od 2002 r. do 2007 r., pełniąc m.in. funkcje prokurenta i szefa departamentu prawnego. Tomasz S. natomiast od 2001 r. był m.in. doradcą zarządu, dyrektorem działu prawnego, szefem rady nadzorczej, a w latach 2007-16 wiceprezesem medialnej grupy.

Land Rover i Max Mara
Z ustaleń prokuratury wynika, że niektóre z fikcyjnych faktur, wystawiane przez mniej znanych beneficjentów, wiązały się jednak z wykonaniem pewnych usług, tyle że nie na rzecz poszczególnych mas upadłości, lecz… Tomasza S. i „znajomych królika”. Za pieniądze firm bankrutów, które powinny służyć zaspokojeniu wierzycieli, były syndyk m.in. wynajmował miejsca postojowe w garażu dla ojca, lakierował swoje luksusowe auto land rover range rover, naprawiał inne samochody swoje, rodziny i znajomych czy też remontował nieruchomości, także zakupione wcześniej z pieniędzy wyprowadzonych z upadłych firm.
Z ustaleń śledczych wynika, że jeszcze większą bezczelnością w prowadzonych przez siebie upadłościach wykazywała się Anna Sz. W jej wypadku codziennością były wielokrotne wypłaty gotówki z banków i bankomatów, przelewy na swój prywatny rachunek czy płatności kartą za prywatne zakupy, także o jednorazowej wartości po kilkanaście tysięcy złotych (choćby w jednym z salonów luksusowej marki Max Mara).
Według prokuratury tylko w ten sposób Anna Sz. przywłaszczyła ponad 1 mln zł. Była syndyk, która w trakcie śledztwa składała różne wyjaśnienia, częściowo przyznając się do winy, a częściowo nie, nie uważała przy tym swoich działań za przywłaszczenie. Jak bowiem zeznała — zakładała, że wszystko rozliczy… ze swojego wynagrodzenia, a pieniędzy nie zwróciła, bo wynagrodzenia ostatecznie nie dostała. Trudno jednak, by było inaczej, skoro akta prowadzonych przez nią upadłości aż roją się od wadliwej dokumentacji. W każdej ze spraw Anna Sz. składała sprawozdania ze swojej działalności po terminie, a mimo to były nierzetelne i nieprawdziwe, a bywało, że zawierały także błędy matematyczne.
Ja tylko słupem byłam
W przypadku spółki Deka Nieruchomości Anna Sz. pozwoliła sobie nawet na taką dezynwolturę, że po tym, jak w maju 2014 r. wpłynęło do niej ponad 1 mln zł ze sprzedaży nieruchomości, większość tej kwoty, 600 tys. zł, przelała na drugie konto. Obrotów na nim nie wykazywała nie tylko w sprawozdaniach dla sądu, ale też w księgach rachunkowych i rozliczeniach podatkowych. W przypadku Spółdzielni Budowlano-Mieszkaniowej Beta natomiast wydawała pieniądze nawet już po tym, jak sędzia komisarz kategorycznie jej tego zakazał.
Bywało też tak, że Anna Sz., chcąc zapewne załatać dziurę w finansach w jednej z prowadzonych przez nią upadłych firm, po prostu przelała na jej rachunek kilkaset tysięcy złotych z konta innego bankruta. Później tłumaczyła to różnie: raz, że doszło do tego przez pomyłkę, innym razem, że przelew miał na celu „wyrównanie tych uszczuplonych kwot”.
Anna Sz. zeznała też, że była jedynie słupem Tomasza S. i faktycznie to on przy udziale swoich współpracowników prowadził upadłości, w których była syndykiem, oraz że bez jej wiedzy wyprowadzał z nich pieniądze. Te zeznania prokuratura uznała za niewiarygodne. Także dlatego, że wśród beneficjentów lewej kasy wyprowadzonej z firm bankrutów było kilka firm faktycznie reprezentowanych przez męża Anny Sz., Tomasza. Dwukrotnie karany już za oszustwo na kary więzienia w zawieszeniu także stanie przed sądem. Prokuratura przedstawiła mu pięć zarzutów, w tym dotyczący udziału w gangu stworzonym przez Tomasza S. (mąż Anny Sz. nie przyznaje się do winy).
Jak Tomasz S. i Anna Sz. ustawiali bądź obchodzili sądowe procedury sprzedaży nieruchomości należących do upadłych firm? Jacy „znajomi królika” je kupowali po cenach dużo niższych niż rynkowe? O tym napiszemy już wkrótce...