Godzinę, ale naprawdę

Danuta Hernik
opublikowano: 2004-03-26 00:00

Człowiek biznesu nie ma czasu. I nie będzie miał. Najczęściej — to już stereotyp — nawet życie rodzinne traktuje jak obszar zadań. Zapewnić! Zaspokoić! Zorganizować!

Głowa człowieka biznesu, zajęta mieleniem informacji, jest nieobecna.

— Dziecku nie zależy, by rodzic był z nim długo, ale żeby był naprawdę — mówi Piotr Fijewski, psycholog, kierownik Ośrodka Pomocy i Edukacji Psychologicznej Intra.

— Generalnie dzieci nudzą się z dorosłymi. Godzina z synem czy córką to dla nich dużo. Rzecz w tym, aby w tym czasie nie robić nic innego — dodaje.

A to bardzo trudne — nie czytać gazety, kiedy malec rysuje, nie dzwonić w czasie kąpieli, gdy unieruchomiony jest w wannie. Często czas spędzony z dzieckiem traktuje się jak chwilę wytchnienia od ważniejszych spraw, jak czas tracony na głupstwa — rysowanie, spacer po parku, puszczanie latawca... Wszystko inne jest ważniejsze. Do czasu.

Kłopoty z dzieckiem

Kilkuletni maluch nie powie: nie mogę na ciebie liczyć. Jeszcze nie umie tego precyzyjnie określić. Ale ma żal, nierzadko nawet nieuświadomiony. Jego zachowanie mówi samo za siebie: zainteresuj się mną. Staje się kapryśny, zamyka na kontakt z rodzicem, zachowuje demonstracyjnie, złości, staje się niemiły. Domaga się zapłaty za poczucie opuszczenia. Bywa — bardzo wysokiej.

— Możliwość utraty zaufania dziecka nasila się z jego wiekiem. Skutki zaniedbania (opuszczenia) zaczynają być widoczne kiedy wymyka się ono spod pełnego wpływu i kontroli rodziców, zaczyna dojrzewać, myśleć samodzielnie, ulega wpływom grupy rówieśniczej. Właśnie wtedy obnażają się ułomności dotychczasowych kontaktów, widać już ich skutki — opowiada Grażyna Kaszyńska, psycholog szkolny.

Im starsze dziecko, tym trudniej nadrobić straty. A kiedy już pojawią się problemy, to czas musi się znaleźć.

Doganianie czasu

— Trener uczy zarządzania czasem: jak maksymalnie go wykorzystać, jak pracować szybciej, jak oszczędzać czas. Nieporozumienie w owym zarządzaniu polega na tym, że pewnych rzeczy nie da się zrobić szybciej. Rodzi się paradoks: im bardziej jesteśmy w pośpiechu, tym mniej mamy czasu — tłumaczy Piotr Fijewski.

Okazywanie miłości, zainteresowanie sprawami dziecka, wspólne przebywanie — jak to upchnąć w schematy zarządzania czasem? Zatrzymywanie się co chwila, kiedy maluch zobaczy coś ciekawego, gapienie się na chmury, liczenie liści w kałuży, zaglądanie przez dziurę w płocie, rzucanie patyków z mostu do wody — żaden trener cudotwórca nie „zagospodaruje” optymalnie w czasie tak nieracjonalnych czynności.

Wspólny świat

— Rodzic musi wiedzieć, co się dzieje w życiu dziecka. Orientować w jego problemach i sprawach dla niego ważnych, znać jego potrzeby. Jeśli ma kontrolę nad życiem potomstwa, jego świat nie jest mu obcy, wtedy nieobecność rodzica na balu choinkowym nie spowoduje katastrofy — podkreśla Grażyna Kaszyńska.

Nie trzeba też demonizować sprawy kontaktów z dzieckiem.

— Czas spędzony wspólnie nie musi polegać tylko na sprawianiu przyjemności. Karcenie też jest częścią wychowywania, podobnie jak egzekwowanie obowiązków. Ale nie można sprawiać dziecku zawodu. Dotrzymywanie słowa, odpowiedzialność za nie, za obietnice, za czyny nie podlegają negocjacjom — dodaje terapeutka.

Święta godzina

Kiedy tak mało czasu można poświęcić, warto te chwile nieco sformalizować.

Zdaniem Piotra Fijewskiego, czas przeznaczony na kontakt z dzieckiem (poświęcony mu wyłącznie) powinien stać się czasem rytualnym, świętą godziną, której nic nie zakłóca. Uczestnicy mają jasno określone granice czasowe „od-do”, wiedzą, co będą robić i mają poczucie, że to chwile wyłącznie im darowane — ich rytuał.

Przykłady: po niedzielnym obiedzie wspólnie z tatą dziecko sprząta ze stołu lub segreguje gazety i magazyny z minionego tygodnia. W czasie tych czynności może toczyć się wartka rozmowa lub nie paść nawet słowo — ale wiadomo, że to chwila współpracy i porozumienia z dzieckiem — i inni nie mają tu dostępu.

Rytuały mogą się odbywać regularnie i w miarę często (wspólne uprawianie sportu), w dłuższych odstępach czasu, ale systematycznie (wspólne ubieranie choinki) i sporadycznie (wspólne sprzątanie garażu). Wtedy „uczestnicy” mają wspólne przeżycia, jednakowe doświadczenia, poznają swoje reakcje i możliwości. Rodzi się więź. Z czasem zaczynają się porozumiewać symbolami tylko dla nich zrozumiałymi, jednakowo odczytują skróty myślowe. Budowanie własnego kilkuosobowego języka to ślad wspólnych przeżyć.

Jak podkreśla Grażyna Kaszyńska, kontakty z dzieckiem są kolekcjonowaniem dobrych doświadczeń. A one motywują do następnych spotkań. Sprawiają, że dorosły przestaje traktować czas z dzieckiem jako stracony, a grzebanie patykiem w piachu — za zupełny absurd.