Gorączki złota ciąg dalszy

DI
opublikowano: 2012-01-20 00:00

GRZEGORZ LASKOWSKI

szef wydziału ryzyka rynkowego KGHM

Już od dziesięciu lat na rynku złota trwa nieustanna hossa. Z roku na rok tempo wzrostu systematycznie się zwiększa.

Średnia roczna cena złota w 2011 r. była o 28,2 proc. wyższa niż w roku poprzednim i wyniosła 1572 USD za uncję. Tym samym inwestycja w ten metal była jedną z najbardziej opłacalnych decyzji w ubiegłym roku. Nowy rok rozpoczął się od efektu stycznia, który przyniósł już ponad 5-procentowy wzrost ceny metalu. Co dla wielu inwestorów jest szczególnie istotne, cena złota bez problemów przebiła psychologiczną barierę 1600 USD za tonę i powróciła powyżej średniej z 200 ostatnich dni. Czy dobry początek roku oznacza, że posiadaczy złotych sztabek i akcji „złotych” spółek górniczych czeka kolejny rok zysków? Czy nagromadzenie w styczniu białych świec na dziennym wykresie złota można potraktować raczej jako noworoczny falstart?

Sygnały płynące z rynku fizycznego potwierdzają dobre fundamenty złota. Po zatrzymaniu deprecjacji hinduskiej waluty wobec dolara wzrósł import metalu do Indii. Co ważniejsze, w dalszym ciągu wzrasta rola Chin na tym rynku. Według analityków UBS Investment Research, w ostatnich miesiącach ilość tego kruszcu dostarczona do Państwa Środka, przy wykorzystaniu portu w Hongkongu, zwiększyła się kilkukrotnie. Analitycy szacują, że złotem w Państwie Środka są zainteresowani nie tylko inwestorzy prywatni, ale także sektor oficjalny. Thomson Reuters GFMS szacuje, że popyt na złoto ze strony wszystkich banków centralnych w I połowie 2012 r. wyniesie 190 ton. Jest to informacja pozytywna, szczególnie że od wielu lat sprzedawały one swoje zapasy, a w ostatnim roku to właśnie zakupy banków centralnych podawane są jako jeden z podstawowych czynników odpowiedzialnych za zwyżki cen tego metalu.

Istotne znaczenie dla ceny złota mogą mieć także wydarzenia w strefie euro. Europejski Bank Centralny oficjalnie opiera się naciskom na rozpoczęcie zakrojonego na szeroką skalę procesu wykupu obligacji zadłużonych państw. Jednak w tym samym czasie nie dość, że i tak skupuje obligacje włoskie i hiszpańskie, to dodatkowo udziela prywatnym bankom niskooprocentowanych pożyczek, które lokowane są później w obligacjach zagrożonych państw. Można więc powiedzieć, że w praktyce i tak jesteśmy świadkami luzowania ilościowego w Europie (Quantitative Easing), tyle że „bankowego”. Kontynuacja tego procesu może pogłębić obniżenie wartości światowych walut, a głównym beneficjentem takiego scenariusza jest zazwyczaj złoto.

Już od dziesięciu lat na rynku złota trwa nieustanna hossa. Z roku na rok tempo wzrostu systematycznie się zwiększa. Co więcej, czynniki, które zapoczątkowały wzrost ceny złota, czyli obniżanie stóp procentowych i zalanie rynku tanim pieniądzem, nie zostały wyeliminowane. Trudno w takiej sytuacji zakładać, że wieloletni trend zostanie odwrócony właśnie w tym roku. Szczególnie w obliczu niepewności na rynkach finansowych, spodziewanej recesji w strefie euro i poszukiwań inwestorów dobrych okazji inwestycyjnych.