Kiedy w listopadzie 2010 r. akcje GPW debiutowały na GPW, ówczesny prezes Ludwik Sobolewski deklarował jasno: „Będziemy spółką dywidendową”. Kupno nowego systemu transakcyjnego i plany mariażu z giełdą wiedeńską wpłynęły jednak na zmianę polityki dywidendowej, co zepchnęło akcje spółki do drugiej ligi pod względem hojności dla akcjonariuszy. W ostatnich dwóch latach GPW nie wypłacała wysokich dywidend — w 2012 r. na akcje przypadło 0,78 zł, w roku ubiegłym 1,2 zł. Przy kursie z dnia wypłaty zysku to dało stopy 2 i 3,3 proc. stopy dywidendy.

Zmienił się jednak prezes, zmieniła też polityka — Paweł Tamborski ogłosił, że na dywidendę będzie szło co najmniej 60 proc. zysku (do tej pory miało to być 30-50 proc.), a być może nawet 100 proc., jeśli potrzeb inwestycyjnych nie będzie. Zdecydowano, że z zysku za 2014 r. do kieszeni akcjonariuszy może trafić 2,4 zł, a za 2015 r. 2,6 zł. To rekomendacja zarządu, którą musi jeszcze zaakceptować WZA, na którym dominujący głos ma skarb państwa. Nawet po wczorajszym imponującym wzroście notowań (cena poszła w górę o 14 proc.) stopadywidendy sięga — odpowiednio — 5,6 oraz 6 proc. To pozwala na powrót do grona dywidendowych prymusów.
W zestawieniu z bankami ustępuje Handlowemu (6,1- -6,2 proc.) i równa się z Pekao. Po mBanku analitycy oczekują natomiast dywidend, której odpowiadają stopy na poziomie 4,5-4,6 proc. W sektorze finansowym absolutnym liderem jest jednak PZU, w którym można liczyć na 7-7,3-procentową dochodowość. GPW wypada również korzystnie na tle innych spółek z indeksu WIG50, choć w ścisłej czołówce nie jest.
Według analityków, wyższych premii w najbliższych dwóch latach można się spodziewać po Famurze, Budimeksie, Netii, Magellanie oraz Newagu.