HIMALAJSKA WYPRAWA TO GIGANTYCZNY KOSZT

Dariusz Styczek
opublikowano: 1998-12-07 00:00

HIMALAJSKA WYPRAWA TO GIGANTYCZNY KOSZT

Wydobycie specjalistycznego sprzętu z urzędów celnych Pakistanu czy Nepalu jest koszmarem

Zdobywanie himalajskich 8-tysięczników to nie tylko wyczyn sportowy, ale i organizacyjno-finansowy. Przygotowania do wyprawy na Mount Everest trwają dłużej niż samo zdobywanie szczytu. Koszt uczestnictwa jednej osoby w wejściu na Nanga Parbat to 15 tys. USD.

Andrzej Zawada od 1971 roku kilkanaście razy był szefem himalajskich eskapad. Jak sam przyznaje za każdym razem kierowana przez niego wyprawa najpierw wyznaczała sobie cel sportowy, a dopiero potem zastanawiano się nad tym, jak ją sfinansować.

Koszty trzeba zacząć liczyć już w momencie podjęcia decyzji, który ze szczytów będzie zdobywany. Bowiem za samo zezwolenie na wejście na Mount Everest władze Nepalu życzą sobie około 70 tys. USD, znacznie tańsza jest wspinaczaka od strony Tybetu — 15 do 20 tys. USD. Są jednak szczyty poniżej 8 tys. metrów, które nie wymagają żadnych zezwoleń. Po zdobyciu zezwolenia trzeba być cierpliwym. Co roku prawo wspinania na najwyższe szczyty dostaje zaledwie 4-5 ekip. Czas oczekiwania w kolejce do wejścia na Mount Everest dochodzi do 4-5 lat i zdarzają się już przypadki handlowania zezwoleniami.

W kosztorysie wyprawy najpoważniejszą pozycję stanowią koszty ogólne, czyli sprzęt bazowy i żywność, oraz transport — samolot, helikopter i na końcu karawany ludzi.

— W przypadku wejścia na Nanga Parbat, gdzie mamy do czynienia z dość krótką karawaną, koszt ogólny uczestnictwa na jedną osobę wynosi blisko 10 tys. USD, a do tego trzeba doliczyć około 5 tys. na dobry osobisty sprzęt — mówi Andrzej Zawada.

Wspomnienie Jelcza

Sprzęt bazowy to przede wszystkim namioty — jadalny i kuchenny ze sprzętem magazynowym. Dawniej wszystko przywoziło się z kraju. Jak przyznaje Andrzej Zawada, teraz bardziej opłacalne jest wypożyczenie tego sprzętu na miejscu. Lekkie namioty — zarówno bazowe, jak i do górnych obozów — dostosowane do warunków zimowych kosztują ponad 100 dolarów jeden. Niezmiernie ważny z punktu widzenia bezpieczeństwa i sprawności komunikacyjnej wyprawy jest sprzęt elektroniczny — 2-3 radiostacje do łączności z ambasadą i krajem — wymagające specjalnego zezwolenia, radiotelefon dla każdego uczestnika, telefon satelitarny, komputer, kamery wideo, baterie słoneczne oraz generatory prądu w przypadku złej pogody.

Bardzo kosztowny jest sam sprzęt wspinaczkowy i osobisty uczestników. Śpiwór bazowy — skuteczny do temp. -40 st. C — kosztuje 1200-1400 zł. , puchowa kurtka 800 zł, takież spodnie 400 zł, buty 200 zł, skarpety i rękawice po 150 zł. A potrzebny jest identyczny sprzęt również dla tzw. oficera łącznikowego, tragarzy wysokościowych zwanych w Nepalu szerpami. W sumie zapakowany do specjalnych bębnów sprzęt może ważyć od 3 do12 ton.

To wszystko trzeba przewieźć — przy wyprawie na Nanga Parbat — do Islamabadu, do Pakistanu, a stamtąd pod szczyt. Podczas jednej z wypraw ekwipunek trafił zamiast do Katmandu na Kamczatkę. Jedna z polskich wypraw spotkała się z sytuacją, że spłonął statek wraz ze sprzętem i wyprawa omal się nie załamała.

— Kiedyś najtańsze było przewożenie sprzętu z Polski ciężarowym Jelczem, ale teraz jest to zbyt niebezpieczne — wspomina Andrzej Zawada.

Turyści redukują

Poważne wydatki czekają uczestników wyprawy na miejscu. Transport helikopterem do najbliższego lotniska pod szczytem kosztuje 2000 USD za 600 kg. Żeby te koszty obniżyć polskie wyprawy w drodze powrotnej helikoptera do bazy przewożą turystów.

— To redukuje koszt jednego przelotu o 1000 dolarów, a największe szanse zorganizowania „powrotnego bagażu” w postaci turystów są wówczas, kiedy następuje w górach nagłe załamanie pogody i trudno się z nich wydostać samolotem — wyjaśnia Andrzej Zawada.

Wbrew panującym mitom uczestnicy wyprawy nie wydają majątku na tragarzy.

— Zależy pod jaki szczyt chcemy dotrzeć, jak długo trwa piesza wędrówka — tłumaczy Andrzej Zawada.

Tragarze dostają około 5 USD dniówki. Ich ubezpieczenie łącznie kosztuje od 3 do 20 tys. USD. Jedynym znakiem ich zatrudnienia są odciski kciuka na rachunkach i polisach, które trafiają jako rozliczenie kosztów wyprawy do rąk zdziwionych urzędników UKFiT. Znacznie drożej od tragarza kosztuje opłacenie oficera łącznikowego (przedstawiciela miejscowej administracji nadzorującego wyprawę). Za 3 miesiące otrzymuje on 3 tys. USD pensji plus koszty ubezpieczenia u Lloyda.

Andrzej Zawada podkreśla, że trzeba się także liczyć z kosztami opłacenia miejscowej agencji (150 USD od osoby), która załatwia wszelkie formalności celne i zezwolenie. Wydobycie sprzętu z urzędów celnych Pakistanu czy Nepalu jest podobno koszmarem. W Nepalu i Pakistanie nie można się obejść bez bakszyszu ułatwiającego życie. W Nepalu obowiązuje kaucja za wwieziony sprzęt, której nikomu jeszcze nie udało się odzyskać.

Uniknąć zakazu wjazdu

— Część żywności wieziemy z kraju, ale coraz więcej kupujemy na miejscu. Połowę przywiezionych lekarstw przeznaczamy dla miejscowej ludności, która chętnie korzysta z naszego lekarza. Do tradycji należy przekazywanie oszczędzonych leków miejscowemu szpitalowi — wyjaśnia Andrzej Zawada.

Często sprzętu nie warto zabierać, bo za każdy kilogram bagażu powrotnego trzeba płacić około 5 USD. Części sprzętu nie można odzyskać, a za każdy pozostawiony w ścianie metr liny i namiot trzeba płacić kary. Polskie wyprawy, liczące się z kosztami, 2-3 dni poświęcają na sklepywanie zużytych puszek i pakowanie ich do bębnów, bowiem tutejsze przepisy są rygorystyczne, a kary za zaśmiecanie wysokie. Wyprawę kończy obowiązkowa fotografia miejsca obozowiska, którą trzeba przedstawić lokalnym władzom oraz zaświadczenie z parku narodowego, że wyprawa zniosła na dół śmiecie. Dopiero po rozliczeniu się z miejscową administracją kierownik wyprawy może opuścić kraj. Wszelkie zaniedbania szefa wyprawy miejscowe władze karzą 3-4-letnim zakazem wjazdu.

POMOC Z URZĘDU: Organizacyjne i finansowe przygotowania Andrzeja Zawady (na zdj. po prawej stronie) trwają kilka miesięcy. Część niezbędnych środków pochodzi z Urzędu Kultury Fizycznej i Turystyki. fot. ARC