Hipoteki w depresji

Eugeniusz TwarógEugeniusz Twaróg
opublikowano: 2013-04-12 00:00

Rynek kredytów mieszkaniowych po wyprowadzce Rodziny na Swoim wpadł w prawdziwy dół. Prognozy nie są optymistyczne, ale jest światełko w tunelu

Wielkie pustki na rynku hipotecznym uczyniła Rodzina na Swoim. Program dopłat do kredytów mieszkaniowych zniknął z końcem 2012 r., jednak dopiero w lutym widać, jak bardzo zubożył banki. W styczniu rozpatrywały jeszcze wnioski złożone w grudniu, dzięki czemu sprzedaż hipotek szła lepiej niż miesiąc wcześniej. Na rynek trafiły kredyty za 2,7 mld zł. W lutym, kiedy po Rodzinie na Swoim zostało tylko wspomnienie, sprzedaż spadła do 2,4 mld zł.

None
None

Płacz po Rodzinie

Brakuje danych historycznych, ale można zaryzykować tezę, że był to najgorszy miesiąc dla kredytów mieszkaniowych od wielu lat. Nawet bardzo trudny początek kryzysowego 2009 r. nie poczynił takich spustoszeń jak wyprowadzka Rodziny. Zanosi się też na najsłabszy kwartał od wybuchu kryzysu finansowego. Według danych Związku Banków Polskich, w ciągu pierwszych trzech miesięcy 2009 r. sprzedaż wyniosła 7,61 mld zł. W styczniu i lutym 2013 r. banki udzieliły kredytów o wartości 5,14 mld zł.

— Obniżanie stóp procentowych nie działa tak silnie na wzrost popytu na kredyty, jak można się było spodziewać. Nie banki, nie ludzie, ale gospodarka będzie płakać po Rodzinie na Swoim — mówi Krzysztof Rosiński, prezes Getin Noble Banku.

Szef czwartego na rynku producenta hipotek, który w lutym uplasował na rynku kredyty o wartości 240 mln zł, uważa, że bez dodatkowych impulsów sprzedaż w kolejnych miesiącach nie ruszy.

— Powstaje powoli błędne koło: banki nie są skłonne obniżać cen i udzielają mniej kredytów, słabnie zatem popyt, co sprawia, że spadają ceny nieruchomości, a to dodatkowo powstrzymuje potencjalnych nabywców przed zaciąganiem kredytów w oczekiwaniu na dalsze spadki — mówi Krzysztof Rosiński. Dane za luty rzeczywiście sugerują, że banki nie są skłonne podwyższać mocy produkcyjnych i wypuszczają tylko tyle hipotek, ile wymaga utrzymanie udziałów w rynku. Lider, PKO BP, po doskonałym styczniu, kiedy otarł się o 1 mld zł, w lutym wrzucił na luz i udzielił kredytów za 730 mln zł, co nadal daje mu ponad 30-procentowy udział w nowej sprzedaży. Pekao też nacisnął hamulec (330 vs 395 mln zł w styczniu), ale nie na tyle mocno, żeby przegonił go rynek. Z pierwszej szóstki największych kredytobiorców w tej kategorii wyniki poprawiły ING Bank Śląski (wzrost ze 132 do 175 mln zł) oraz DB PBC (264 vs 220 mln zł). BZ WBK w lutym udzielił kredytów za 163 mln zł wobec 192 w styczniu.

Pierwsze jaskółki

— Miejmy nadzieję, że to tylko dołek i po odejściu Rodziny na Swoim rynek się odbuduje. Lepsze wyniki powinny pojawić się w drugiej połowie roku. Spadły stopy i do ludzi zacznie docierać, że kredyt jest naprawdę tani. Pozytywny impuls powinien też wyjść z KNF, która przygotowuje liberalizację rekomendacji S. Poprawi to dostępność kredytów, ale też bardziej otworzy banki, które teraz często są bardziej rygorystyczne niż sam nadzorca — mówi Aleksandra Łukasiewicz, doradca zarządu Expandera. Jacek Obłękowski, szef detalu i wiceprezes PKO BP, uważa, że pojawiły się już pierwsze jaskółki zwiastujące koniec zimy na rynku hipotecznym.

— Na podstawie zwiększonej aktywności banków w marcu i kwietniu jak również obserwowanej większej chęci klientów do podejmowania inwestycji mieszkaniowych przypuszczam, że kolejne miesiące nie powinny być gorsze niż luty — ocenia Jacek Obłękowski. Łukasza Molendę, dyrektora departamentu ds. kredytów dla ludności BZ WBK, rozmiary lutowego dołka zaskoczyły. Pokazały, w jakiej kondycji naprawdę jest rynek. Dane za grudzień i styczeń, a także częściowo luty, zaburzone przez zwiększoną aktywność Rodziny na Swoim, zafałszowały obraz.

— Rynek mieszkaniowy jest mocno powiązany z koniunkturą w całej gospodarce. Pierwsze dwa kwartały mają być najtrudniejsze w całym roku. Takie też będą dla kredytów mieszkaniowych — mówi Łukasz Molenda. Uważa, że być może jesteśmy w przededniu przełomu na rynku hipotecznym. Jego zdaniem, rysują się dwa scenariusze: pesymistyczny, zakładający eskalację oczekiwań dotyczących spadku cen mieszkań, o którym mówił prezes Rosiński, oraz… mniej prawdopodobny.

— Trzeba brać pod uwagę, że podobnie jak w gospodarce, gdzie spodziewane jest odbicie w drugiej połowie roku, w górę pójdzie też rynek kredytów — stwierdza dyrektor Molenda. I uzasadnia: stopy są na rekordowo niskim poziomie. Nie jest to poziom Szwajcarii, ale kredyt złotowy dzieli od frankowego raptem 2-2,5 pkt proc. Coraz więcej osób zdaje sobie sprawę, że mieszkania są już mocno przecenione i spadek cen będzie hamował. To może być dobry moment na decyzję o zakupie. I wreszcie — zmiany w rekomendacji S prawdopodobnie zniosą limit wskaźnika zadłużenia, co poprawi dostępność kredytów.

— Jesteśmy w bardzo ciekawym momencie. Nie chciałbym być nadmiernym, optymistą, ale wydaje się, że pozytywny przełom jest blisko — mówi Łukasz Molenda.

2730 mln zł Tyle kredytów banki udzieliły w styczniu tego roku. Dla porównania: w pierwszym miesiącu 2012 r. na rynek trafiły kredyty wartości 3037 mln zł, a w 2011 r. 3260 mln zł.

2409 mln zł To wartość hipotek w lutym 2013 r. Rok wcześniej było to 3173 mln zł, a w 2010 r. 3101 mln zł.