Koniec 2021 roku upłynął pod znakiem doskonałej koniunktury w przemyśle w Polsce i w wielu krajach świata. Są dwa powody tego zaskakującego przyspieszenia. Po pierwsze, widać oznaki złagodzenia zaburzeń w łańcuchach dostaw i odblokowania wąskich gardeł w handlu międzynarodowym. Po drugie, i chyba ważniejsze, bardzo szybki wzrost cen, wraz z dotychczasowymi zaburzeniami, podnosi popyt na zapasy towarów – firmy gromadzą środki produkcji w obawie, że będą droższe lub że ich zabraknie. Tym samym możemy obserwować w akcji jedno z najsłynniejszych prawideł makroekonomii – przy spadku realnej stopy procentowej rośnie popyt i spadają oszczędności.
Indeks PMI dla przetwórstwa nieoczekiwanie wzrósł w Polsce w grudniu do 56,1 pkt – najwyższego poziomu od lipca. Indeks ten, powstający na podstawie ankiet wśród menedżerów zamówień w firmach produkcyjnych, jest ważny dla analizy bieżącej koniunktury, ponieważ daje szybki wgląd w sytuację gospodarczą sektora przetwórczego. PMI za grudzień znamy już, a dane o produkcji poznamy dopiero za dwa tygodnie.
W innych krajach PMI nie rośnie tak jak w Polsce, ale za to często jest na wyższych poziomach. Na przykład, w Niemczech indeks utrzymał się w grudniu na poziomie 57,4 pkt, czyli znacznie powyżej średniej historycznej. W USA indeks lekko spadł, ale jest też bardzo wysoko. W Chinach PMI nieznacznie wzrósł, choć znajduje się niżej niż w USA czy Niemczech. Ogólny obraz koniunktury przemysłu jest generalnie bardzo dobry, choć Chiny ewidentnie zostają w tyle stawki, w przeciwieństwie do sytuacji z pierwszych miesięcy pandemii.

Jako pozytywne należy traktować sygnały o złagodzeniu opóźnień w dostawach. W Niemczech odsetek firm raportujących rosnące czasy dostaw jest najniższy od ubiegłego stycznia. W USA rośnie optymizm, że zaburzenia w łańcuchach dostaw zostaną zredukowane. Na razie są to tylko jaskółki poprawy występujące we wciąż bardzo trudnym środowisku, ale kierunek zmian budzi nadzieję na złagodzenie powszechnych niedoborów i opóźnień.
Najciekawszym elementem całej przemysłowej układanki jest ogromny popyt na zapasy, widoczny szczególnie w Polsce. Firma Markit, prowadząca badanie, pisze tak w publikacji na temat PMI: „Obawy, że trudności w zakupie towarów i wyższe ceny utrzymają się w nadchodzących miesiącach, zachęciły firmy do gromadzenia zapasów buforowych, gdy tylko było to możliwe. Według najnowszych danych aktywność zakupowa wyraźnie wzrosła, co wyjaśnia największy w historii badania wzrost zapasów środków produkcji”.
To jest run na towary, o którym pisałem już parę razy w grudniu. Obawy firm przed dalszym wzrostem cen i niską dostępnością artykułów zmuszają je do zapełniania magazynów. A na to nakładają się strukturalne zmiany w działaniu łańcuchów dostaw i odejście fabryk od polityki niskich stanów magazynowych, która jest efektywna kosztowo, ale ryzykowna. Obserwujemy zatem ewidentne przegrzanie gospodarki wywołane nadmierną akumulacją towarów.
Wiele wskazuje, że podobne zjawisko może występować wśród konsumentów, choć jeszcze zobaczymy, czy dane to potwierdzą. Wysoka inflacja sprawia, że gwałtownie spadła realna stopa procentowa, czyli stopa nominalna pomniejszona o oczekiwaną dynamikę cen. To zredukowało skłonność do oszczędzania i podniosło bieżący popyt konsumpcyjny. W ten sposób zmaterializowałoby się jedno z najsłynniejszych teoretycznych prawideł makroekonomicznych, wedle którego konsumpcja zależy od oczekiwanej konsumpcji (ludzie dążą do wygładzania wahań zakupów) oraz od realnej stopy procentowej. Wygląda na to, że możemy być na szczycie górki bardzo mocnego popytu. Oby zejście z tej górki nie było bolesne.