W zeszłym miesiącu na Londyńskiej Giełdzie Metali (LME) odbyło się spotkanie przedstawicieli przemysłu miedziowego, na którym zgodnie ustalon, że powinien zostać wprowadzony całkowity zakaz handlu rosyjskimi metalami. Rada nadzorcza giełdy nie przychyliła się jednak do tego wniosku, w wyniku czego inwestorzy nadal mają możliwość bezpośredniego kupna lub odsprzedaży miedzi, platyny i innych surowców pochodzących z Rosji.
Moralność a zyski giełdowe
Oficjalnym uzasadnieniem decyzji giełdy surowcowej była chęć działania zgodnego z sankcjami, które na razie omijają prawie cały przemysł metalowy. Postawiło to inwestorów przed trudną decyzją. Kupno rosyjskich metali będzie dla niektórych działaniem wbrew moralności, pokusa natomiast jest duża, gdyż podaż miedzi i aluminium była zbyt niska jeszcze przed wybuchem wojny. Potencjalne niedobory na światową skalę mogą być szansą zarobku dla tych, którzy odpowiednio wcześnie zrtobili zapasy.
Rosyjskie metale nadal są wykorzystywane w fabrykach i na budowach. Wielu przedsiębiorców i dystrybutorów związanych jest umowami, które będą obowiązywać latami. Pozostali jednak zdają się stronić od jakichkolwiek kontaktów finansowych ze spółkami z Kremla, zarówno ze względu na własne poglądy, jak i wizerunek firmy. Naturalnie prowadzi to do obniżki cen pochodzących z Rosji metali.
Podobny problem ma LME, której zapasy w znacznej części składają się z rosyjskich metali. W przypadku ograniczenia handlu giełda zostałaby zmuszona do pokrycia braków surowcami innego pochodzenia. W krótkim terminie byłoby to dodatkowym kosztem, w długim natomiast, w przypadku ewentualnego uwolnienia metali z Rosji, spowodowałoby nienaturalnie duży przypływ podaży.

Sankcje mało realne
Jeżeli londyńska giełda rzeczywiście planuje wprowadzać ograniczenia skorelowane z sankcjami, to do całkowitej blokady handlu rosyjskimi metalami może w ogóle nie dojść. Rosja jest jednym z największych producentów palladu, niklu, aluminium, stali i miedzi. Ceny każdego z tych surowców od początku marca są rekordowo wysokie, mimo że tylko rynek stali dosięgły sankcje. We wtorek, na wieść o planach dotyczących kolejnych ograniczeń międzynarodowego handlu z Rosją, ceny miedzi wzrosły o 1 proc. do 10,56 tys. USD za tonę.
Aurubis, największa huta miedzi w Europie, w oficjalnym komunikacie zapewniła, że stara się „wykręcić” z umów z Rosjanami i w pełni popiera wszelkie sankcje nakładane na ten kraj. Norsk Hydro, norweski producent aluminium, ogłosił natomiast, że kupuje minimalną ilość surowca z Rosji, na jaką pozwala mu kontrakt.
Nadal są jednak spółki współpracujące z rosyjskimi potentatami. Agencja Bloomberg podaje, że moskiewskie MMC Norilsk Nickel PJSC oraz United Co. Rusal International PJSC mają w zwyczaju zawierać duże, wieloletnie umowy z europejskimi kontrahentami i obecnie większość nadal obowiązuje. Handlarze, tacy jak Glencore czy Trafigura, którzy zobowiązali się przez następne trzy lata kupować od Rusala aluminium, również realizują kontrakty.

Giełdowa loteria
Producenci metali co do zasady wolą sprzedawać towar bezpośrednio przedsiębiorcom, jednak w obecnej sytuacji zmuszeni są również współpracować z giełdami, które chętnie skupują przecenione surowce. Inwestorzy indywidualni, nieposiadający kontaktów z producentami i kupujący kontrakty terminowe na giełdzie, nie wiedzą, jakiego pochodzenia będzie metal, aż do momentu wygaśnięcia instrumentu. Może to skłaniać część z nich do ograniczenia handlu.
Argumentem przemawiającym za zakończeniem współpracy giełd z Rosjanami może być też ryzyko, że producenci będą chcieli szybko pozbyć się metali, zapewne po zaniżonych cenach, aby zebrać kapitał na działania wojenne swojego państwa. Partycypowanie w takiej wymianie byłoby bezpośrednim wspieraniem działań Rosji, a w dodatku mogłoby mocno zdestabilizować rynek.
Spośród przedstawicieli przemysłu miedziowego za dalszym handlem z Rosją oficjalnie opowiedziały się chińskie spółki Minmetals oraz IXM. Ich zdaniem giełda w Londynie nie ma podstaw do nakładania sankcji, które utrudniłyby spółkom działalność rynku, który już jest mało stabilny. Co ciekawe, według agencji Bloomberg od głosu w tej sprawie wstrzymał się Nexans, francuski producent kabli.
W piątek LME ogłosiła, że nowo nabyte rosyjskie aluminium, miedź oraz lit nie zostaną przetransportowane do klientów, których kontrakty straciły ważność w ostatnich tygodniach. Jest to decyzja raczej symboliczna, zważywszy że wynika z nowego prawa importowego, obowiązującego od początku kwietnia w Wielkiej Brytanii.
Jednocześnie przedstawiciele giełdy zapowiedziali, że LME nie zamierza wprowadzać innych ograniczeń w handlu rosyjskimi metalami niż wynikające z międzynarodowych sankcji. Oznacza to, że inwestorom pozostaje obserwować ruchy Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej, gdyż to one będą miały największy wpływ na sytuację na rynku.