Jak przekonać się do giełdy

Marcel ZatońskiMarcel Zatoński
opublikowano: 2024-05-21 20:00

Edukacja finansowa, szczelniejsze regulacje i korzystniejsze podatki — to wszystko może pomóc w popularyzacji giełdy. Wysokich stóp zwrotu jednak nie zastąpi.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Giełda odgrywa coraz mniejszą rolę w polskiej gospodarce. Półtorej dekady temu łączna kapitalizacja spółek, które były notowane na warszawskim parkiecie, przekraczała 40 proc. polskiego PKB. Teraz około 24 proc.

— To bardzo słabo. To jeden z najgorszych wskaźników w Unii Europejskiej. Co możemy robić, by to zmienić? Jednocześnie jesteśmy o 50 proc. więksi niż druga giełda w regionie, czyli Wiedeń, mamy też całkiem niezłą płynność. Mamy dobry czas, który trzeba wykorzystać — mówił Tomasz Bardziłowski, od kilku miesięcy kierujący GPW.

Przyszłość giełdy i poszukiwanie sposobów na zachęcenie do niej inwestorów były jednym z tematów dyskusji podczas tegorocznej edycji kongresu Impact. Szef warszawskiej giełdy przekonywał, że rynek, z którego w ostatnich latach zdecydowanie więcej spółek odchodzi, niż na niego przychodzi, cieszy się rosnącą popularnością.

— Od połowy października nasze indeksy są najlepsze na świecie. Zainteresowanie polską giełdą wśród inwestorów zagranicznych jest olbrzymie, porównywalne chyba tylko z tym, co działo się mniej więcej od wejścia Polski do UE do 2007 r. Byłem niedawno na serii spotkań w Nowym Jorku. Dawno nie było tylu pytań: widać oczekiwanie na pieniądze z KPO i poszukiwanie spółek, które mogą skorzystać z tego zastrzyku pieniędzy — mówił szef GPW.

Czy samo zainteresowanie strukturalnie poprawi sytuację warszawskiej giełdy?

— Inwestorzy zagraniczni przychodzą i odpływają. By giełda przyciągała emitentów, potrzebny jest krajowy kapitał: inwestorzy instytucjonalni i indywidualni. Dziś głównym pytaniem jest to, co możemy zrobić, by masy oszczędności na rachunkach bankowych trafiły na giełdę — przyznawał Tomasz Bardziłowski.

Menedżer zapewniał, że kierowana przez niego spółka pracuje nad tym, by „była moda na giełdę wśród emitentów i inwestorów”.

— Musimy nauczyć tego Polaków, ważna jest edukacja finansowa — żeby nie mówiło się o graniu na giełdzie, lecz o inwestowaniu na niej — mówił prezes GPW.

Rynkowe bariery

Uczestnicy dyskusji panelowej „Dlaczego giełda to nie kasyno” również szukali odpowiedzi na pytanie, dlaczego brakuje chętnych do wejścia na GPW i inwestorów indywidualnych.

— Jestem świadoma, że regulacje mają zwiększać bezpieczeństwo, ale jednocześnie stanowią dziś główną barierę ograniczającą rozwój rynku. Nie może być tak, że np. rady nadzorcze dwa razy oceniają sprawozdania finansowe — raz w standardzie k.s.h., a raz rozporządzenia MAR. Dla popularności rynku wśród inwestorów indywidualnych kluczowa jest też kwestia podatkowa. Nieruchomości są na tle giełdy uprzywilejowane, więc masa pieniędzy idzie na rynek mieszkaniowy, co pewnie jest już systemowym problemem — mówiła Katarzyna Szwarc, przewodnicząca rady nadzorczej w Rockbridge TFI.

Piotr Krupa, prezes i znaczący akcjonariusz Kruka, na nadmiar regulacji nie narzekał, wskazywał natomiast na problemy z egzekucją.

— Ważne, żeby reguły gry były dla wszystkich równe. Jestem zwolennikiem amerykańskiego podejścia, żeby nadzorca dla przykładu porządnie przywalił biczem, jeśli dostrzeże jakiś problem. Doświadczyłem zresztą konkurenta na giełdzie, który, jak się okazało, nie wszystko robił w porządku i nie do końca dobrze o wszystkim informował — mówił Piotr Krupa.

Zgadzał się z tym Marcin Wlazlo, dyrektor biura maklerskiego Pekao.

— Regulacje muszą chronić inwestorów indywidualnych, którzy doświadczyli wielu afer. Powinny być oczywiście tak ograniczone, jak się da, ale jednocześnie bicz musi być nieuchronny. Klient musi wiedzieć o tym, że na giełdzie nikt go nie oszuka, a zwrot z inwestycji będzie adekwatny do ryzyka — mówił Marcin Wlazło.

Kuszenie emitentów

Tymczasem przedsiębiorcy według ekspertów mają kilka podstawowych powodów, by rozważać obecność na giełdzie.

— Pierwszy to oczywiście kapitał. Drugi to wizerunek, bo jednak spółki giełdowe grają w zupełnie innej lidze pod względem rozpoznawalności wśród inwestorów i instytucji finansowych. Bycie spółką giełdową wyposaża też w walutę, którą można finansować własny rozwój, czyli akcje jako narzędzie do realizacji fuzji i przejęć — wyliczał Wojciech Hann z KPMG.

Skoro atutów giełdy jest tyle, to dlaczego w ostatnich latach mieliśmy znacznie mniej debiutów niż sytuacji, w których spółki ściągano z parkietu?

— Odwrócenie tego trendu będzie wymagało wielu zmian. Trzeba przede wszystkim uprościć procedury, m.in. w sprawie sposobu przeprowadzania ofert wtórnych, niewymagających nowego prospektu napisanego od A do Z. Trzeba pracować nad rozwojem giełdy w kontekście regionalnym. Przede wszystkim trzeba jednak odejść od filozofii, którą mieliśmy w ostatnich latach — że najwyższą formą istnienia spółki jest spółka skarbu państwa — mówił Wojciech Hann.

Prezes Kruka, pytany o to, co powiedziałby przedsiębiorcy myślącemu o wejściu na giełdę, najpierw długo milczał, szukając pozytywów.

— Nasz biznes potrzebuje dużo kapitału, więc nie byłoby Kruka bez giełdy. Kogoś, kto myśli o debiucie, najpierw spytałbym, czy na pewno potrzebuje kapitału i czy naprawdę nie ma innych niż giełda źródeł jego pozyskania. Jeśli ktoś naprawdę chce wejść na giełdę, to podstawowe reguły są dwie: nie obiecuj nadmiernie i dowieź to, co obiecałeś. To jest prosta gra, w której stawia się na szali swoje dobre imię. Jeśli nie dowozisz, to odejdź, bo się do tego nie nadajesz — mówił Piotr Krupa.

Zysk ponad wszystko

Na marginesie czysto giełdowych dyskusji swoje trzy grosze w temacie atrakcyjności GPW dorzucił w czasie jednej z kongresowych rozmów Jacek Jastrzębski, szef Komisji Nadzoru Finansowego (KNF).

– To, że w Polsce rynek kapitałowy odgrywa niewystarczającą rolę, można moim zdaniem przezwyciężyć tylko w jeden sposób — czyniąc giełdę bardziej atrakcyjną dla inwestorów i emitentów. To jest oczywiście truizm, ale z badań jasno wynika, że dla większości konsumentów jedyną alternatywą dla trzymania pieniędzy na depozytach jest inwestowanie w nieruchomości — mówił Jacek Jastrzębski.

Wszystko dlatego, że w ocenie potencjalnych inwestorów giełda przynosi niesatysfakcjonujące stopy zwrotu przy wyższym ryzyku.

— Skąd w Polsce biorą się te niskie stopy zwrotu? Jedni wiążą to ze zbyt dużym udziałem w indeksach spółek z udziałem skarbu państwa, inni ze zmianami wprowadzonymi w OFE. Według mnie na naszym rynku mamy do czynienia z niewystarczającą efektywnością informacyjną — wyceny giełdowe niekoniecznie odzwierciedlają wartość spółek. W efekcie dobre spółki wyceniane są gorzej, a złe lepiej niż powinny. Potencjalni emitenci to widzą i jeśli wiedzą, że mają dobre firmy, które zapewne nie będą wysoko wyceniane, to nie mają powodu do wchodzenia na giełdę — mówił szef KNF.

Potencjalnych inwestorów odstraszają od giełdy także wysokie koszty.

— Domy maklerskie i TFI dużo zrobiły w tym zakresie, ale poziom opłat jest wciąż wyższy niż w analogicznych krajach. Możemy edukować potencjalnych inwestorów na temat korzyści z giełdy, taka działalność może nawet pomóc, ale nie zastąpi podstawy, czyli tego, by rynek po prostu dawał zarabiać — mówił szef KNF.