Podczas poniedziałkowego porannego handlu na azjatyckich rynkach wycena jena zniżkowała aż o 1,2 proc. schodząc do poziomu 160,17 za USD. Tak słaba japońska waluta nie była od 34 lat.
W stosunku do euro przekroczony został poziom 170, co jest pierwszym przypadkiem od stworzenia wspólnej waluty europejskiej.
Po tak znaczenie deprecjacji doszło do lekkiego korekcyjnego odbicia. A wszystko to miało miejsce w warunkach ograniczonej płynności gdyż Japonia obchodzi w poniedziałek Rocznicę urodzin Cesarza, która jest dniem wolnym.
Eksperci twierdzą, że przy braku wcześniejszych interwencji i wykorzystując sytuację z dniem wolnym, część inwestorów próbuje jak najdalej osłabić jena. To swoiste testowanie „wytrzymałości i cierpliwości” zarówno japońskiego banku centralnego jak i rządu. Ten drugo de facto zajmuje się interwencjami na rynku walutowym.
Decydenci już nie raz podkreślali, że samo osłabienie jena nie jest jeszcze tak groźne. O wiele istotniejsze jest zapewnienie mu stabilności. Część z nich sugeruje, że takim progiem tolerancji jest przecena powyżej poziomu 10 jenów w ciągu jednego miesiąca.
Tymczasem w ciągu ostatniego miesiąca japońska waluta osłabiła się o około 8 jenów za dolara, ale w samym zeszłym tygodniu spadła o ponad 2 proc., zaś od początku roku strata sięga już ponad 10 proc.
Tak drastyczne osłabienie jena wynika z ogromnej różnicy w polityce pieniężnej prowadzonej przez Bank Japonii, a innymi bankami centralnymi w tym przede wszystkim przez amerykański Fed i Europejski Bank Centralny. Choć w marcu BOJ przeprowadził pierwszą od 17 lat podwyżkę stóp procentowych kończąc tym samym trwający od ośmiu lat okres ujemnych stóp, jego nastawienie pozostało ultrałagodne.
