Zakończona fiaskiem bitwa sprzed dwóch lat o utrzymanie Boryszewa w składzie prestiżowego indeksu WIG20 odbija się czkawką głównym akcjonariuszom giełdowej grupy motoryzacyjnej. Warszawska Prokuratura Okręgowa skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko Romanowi i Grażynie Karkosikom, według „Wprost” dwunastym wśród najbogatszych Polaków.




Walka o prestiż
Prokuratura oskarża ich nie o to, że osiągnęli zysk dzięki manipulacji kursem — bo kurs niemal nie drgnął, a oskarżeni „ponieśli stratę w wysokości prowizji maklerskich”. Chodzi natomiast o sztuczne generowanie wysokich obrotów, co miało posłużyć osiągnięciu wolumenu wystarczającego do utrzymania Boryszewa w indeksie WIG20. A to istotne tak ze względu na prestiż, jak i inwestycje funduszy indeksowych w akcje największych spółek. Zawiadomienie w tej sprawie w maju 2013 r. złożyła Komisja Nadzoru Finansowego (KNF), która zakwestionowała transakcje między 19 a 30 kwietnia 2013 r. Wtedy średni sesyjny wolumen obrotu wzrósł o prawie 600 proc. w porównaniu ze średnią od początku 2013 r.
Według KNF, crossowe transakcje między powiązanymi inwestorami Boryszewa odpowiadały wtedy za prawie trzy czwarte całego wolumenu. Ostatecznie Boryszew wypadł ze składu WIG20 21 czerwca 2013 r. Manipulacja akcjami jest zagrożona maksymalną karą 5 mln zł i 5 lat więzienia.
Oskarżeni nie przyznają się do winy. Co więcej, ostro krytykują prokuraturę i zapowiadają kontratak. „Wyjaśniam stanowczo, że transakcje zawierane były w celu dokonania uprawnionej optymalizacji podatkowej. Mimo składanych przeze mnie na potwierdzenie tej tezy wniosków dowodowych o powołanie biegłego z dziedziny podatków, prokuratura mojej wersji nie zweryfikowała” — głosi oświadczenie Romana Karkosika, który pośrednio i bezpośrednio ma ponad 57 proc. akcji Boryszewa.
Prokuratura uważa, że kwestionowane przez KNF transakcje były „skrajnie nieefektywne, ponieważ oskarżeni nie odnieśli i nie mogli odnieść bezpośredniego zysku”.
„To stanowisko świadczy nie tylko o arogancji i elementarnej niekompetencji prokuratury, ale i o przekroczeniu uprawnień oraz niedopełnieniu obowiązków w prowadzonym postępowaniu” — grzmi Roman Karkosik. Inwestor zapowiada, że „podejmie stosowne kroki”, i nie wyklucza, że zażąda od skarbu państwa odszkodowania za wyrządzone mu szkody.
Jaka manipulacja?
Akt oskarżenia to tylko ostatni odcinek telenoweli, związanej z wątpliwościami KNF w sprawie transakcji na akcjach spółek kontrolowanych przez Romana Karkosika. Jeszcze w 2007 r. komisja nałożyła na inwestora 200 tys. zł kary, a na jego żonę — 30 tys. zł, zarzucając im niepoinformowanie w porę rynku o przekroczeniu 66 proc. głosów na walnym Boryszewa. W połowie 2009 r. karę uchylił Naczelny Sąd Administracyjny, który stwierdził, że nie doszło do naruszenia prawa.
Inwestor dostawał kary za niedopełnienie obowiązków także w Alchemii czy Skotanie, ale uchylał je sąd administracyjny. Kary od komisji za niewłaściwą politykę informacyjną dostawały też kontrolowane przez niego spółki Hutmen i Alchemia. Ta ostatnia spółka ponownie znalazła się na celowniku KNF w marcu tego roku. Wtedy zablokowano rachunki pieniężne i rachunki papierów wartościowych inwestora, który sprzedawał sam sobie akcje Alchemii, generując ponad 90 proc. wolumenu.
Tropy wiodły do Krezusa, również kontrolowanego przez Romana Karkosika. Kwalifikacja do giełdowych indeksów była, podobnie jak w przypadku Boryszewa, tłem innej głośnej sprawy, związanej z manipulacjami. Mariusz Patrowicz, znany inwestor giełdowy, sugerował, że KNF publikuje komunikaty o podejrzeniu manipulacji na papierach kontrolowanej przez niego spółki Investment Friends, bo nie chce wpuścić jej do indeksu mWIG40. Spółka spełniała techniczne kryteria kwalifikacji (m.in. wolumen obrotu), ale komisja uważała, że ponad połowa transakcji między lipcem a sierpniem ubiegłego roku była zawierana przez działających w porozumieniu inwestorów m.in. w celu „wprowadzenia w błąd co do rzeczywistego popytu, podaży lub ceny instrumentu finansowego”.
OKIEM EKSPERTA
Manipulację trudno udowodnić
WIESŁAW ROZŁUCKI, prezes Rady Giełdy, prezes GPW w latach 1991-2006
Ponieważ nie znam szczegółów sprawy, nie chcę oceniać oskarżeń o manipulację kursem Boryszewa, tym może teraz zająć się sąd. Nie ulega natomiast wątpliwości, że nie tylko na warszawskiej giełdzie, ale również na całym świecie manipulacja kursem jest czymś, co trudno udowodnić i za co trudno skazać. Niełatwo jest odróżnić ją od całkowicie legalnej spekulacji, czyli kupowania lub sprzedawania akcji z nadzieją, że kurs się zmieni, ale bez zamiaru wywołania tej zmiany. Za czasów mojej prezesury na GPW rozmawiałem na ten temat z szefami kilkunastu światowych giełd i wszędzie problem jest ten sam – granica między spekulacją a manipulacją jest płynna, trzeba więc zebrać naprawdę bardzo solidny materiał dowodowy, zwłaszcza gdy w grę wchodzi bardziej wyrafinowana strategia niż ordynarna „podbitka” kursu. W prokuraturach i sądach niestety często brakuje odpowiednich kompetencji, dlatego postępowania ciągną się przez wiele lat. Nadzór finansowy musi jednak zawsze interweniować, gdy podejrzewa manipulację — inaczej trudno byłoby budować zaufanie do rynku kapitałowego.
OKIEM EKSPERTA
Manipulację trudno udowodnić
WIESŁAW ROZŁUCKI, prezes Rady Giełdy, prezes GPW w latach 1991-2006
Ponieważ nie znam szczegółów sprawy, nie chcę oceniać oskarżeń o manipulację kursem Boryszewa, tym może teraz zająć się sąd. Nie ulega natomiast wątpliwości, że nie tylko na warszawskiej giełdzie, ale również na całym świecie manipulacja kursem jest czymś, co trudno udowodnić i za co trudno skazać. Niełatwo jest odróżnić ją od całkowicie legalnej spekulacji, czyli kupowania lub sprzedawania akcji z nadzieją, że kurs się zmieni, ale bez zamiaru wywołania tej zmiany. Za czasów mojej prezesury na GPW rozmawiałem na ten temat z szefami kilkunastu światowych giełd i wszędzie problem jest ten sam – granica między spekulacją a manipulacją jest płynna, trzeba więc zebrać naprawdę bardzo solidny materiał dowodowy, zwłaszcza gdy w grę wchodzi bardziej wyrafinowana strategia niż ordynarna „podbitka” kursu. W prokuraturach i sądach niestety często brakuje odpowiednich kompetencji, dlatego postępowania ciągną się przez wiele lat. Nadzór finansowy musi jednak zawsze interweniować, gdy podejrzewa manipulację — inaczej trudno byłoby budować zaufanie do rynku kapitałowego.