Kinga Matuła: Przepalam 40 tys. EUR w sześć minut, żeby się czegoś dowiedzieć

Marcel ZatońskiMarcel Zatoński
opublikowano: 2025-09-17 20:00

O finansowaniu nauki, potrzebie akceptacji ryzyka w projektach badawczych i start-upowej mentalności mówi dr inż. Kinga Matuła, założycielka i prezeska QurieGen.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

„Mamy w Polsce innowacyjne firmy i mamy tysiące wykształconych osób, które na przestrzeni ostatniej dekady z hakiem rozpoczęły karierę i mają doświadczenie w zaawansowanych technologicznie branżach. Czy ci ludzie będą chcieli zakładać swoje firmy w Polsce, czy jednak przenieść się tam, gdzie wsparcie jest lepsze?” – pytał w wywiadzie rozpoczynającym inicjatywę #BudzimyInnowacje Paweł Przewięźlikowski, prezes biotechnologicznego Ryvu.

Zdaniem przedstawicieli branż innowacyjnych system publicznego wsparcia badań i rozwoju w ostatnich latach w Polsce się zaciął – nie brakuje pieniędzy, ale szwankują procedury, a w instytucjach rozdających dotacje nie ma apetytu na ryzyko, dlatego finansowania nie dostają projekty potencjalnie przełomowe.

Pierwiastek polskości

QurieGen, start-up założony przez dr inż. Kingę Matułę, kierowany jest przez Polaków i ma spółkę zarejestrowaną w Polsce. Nazwa, odwołująca się do Marii Skłodowskiej-Curie, też do Polski nawiązuje. Ale…

- Operacyjnie działamy w Holandii - tam mamy infrastrukturę i prowadzimy badania naukowe. Nie mamy inwestorów z Polski, z Holandii zresztą też nie. Większość jest z Czech, jeden z USA. To Tim Draper, inwestor m.in. SpaceX i Tesli, którego poznałam na jednym ze startupowych bootcampów. Spółkę w Polsce powołaliśmy z kilku powodów. Po pierwsze, mamy w kraju naprawdę wysokie kompetencje w IT i sztucznej inteligencji. Po drugie, część naszych inwestorów wymaga CEE presence [czyli mają mandat do inwestycji wyłącznie w regionie – red.] i w ten sposób podkreśliliśmy nasze polskie korzenie. I po trzecie, nasze technologie mogą mieć podwójne zastosowanie, a tutaj obecnie intensywnie poszukuje się takich projektów. Polska spółka, jeśli zdoła pozyskać finansowanie, skoncentruje się na wykrywaniu broni biologicznej i chemicznej oraz efektów jej użycia – mówi dr inż. Kinga Matuła.

QurieGen formalnie powstało trzy lata temu. Wiosną tego roku zamknęło rundę kapitałową o wartości 10 mln zł.

- Pozyskanie finansowania nie było łatwe, bo nie jesteśmy biotechem szukającym nowych cząsteczek, którego model działalności jest zrozumiały dla branżowych inwestorów. Jesteśmy pharmatechem, czyli deep techem, który wykorzystuje uczenie maszynowe do wspomagania badań firm farmaceutycznych – mówi założycielka start-upu.

Komórkowa mapa

QurieGen zajmuje się m.in. analizowaniem tego, jak potencjalny lek działa na poziomie pojedynczej komórki. Jego twórcy nazywają technologię „Google Maps dla komórek” – spółka dostarcza firmom pracującym nad nowymi lekami nformacje, jakie mechanizmy na poziomie molekularnym są aktywowane pod wpływem różnych terapii.

- W Polsce nie ma kapitału wysokiego ryzyka – tak publicznego, jak i prywatnego – pozwalającego rozwijać taki biznes. Kiedy robię eksperyment, w sześć minut przepalam 40 tys. EUR. Jak coś nie wyjdzie albo wynik jest niejasny, to trzeba długo przygotowywać się do kolejnego podejścia - a potem znowu w sześć minut przepalić 40 tys. EUR. W Polsce na takie eksperymenty pieniądze by się nie znalazły - a na pewno nie dla osoby „jedynie” z doktoratem, a nie wyżej w hierarchii naukowej - uważa Kinga Matuła.

Naukowe pomysły

Założycielka QurieGen pochodzi z Krynicy Zdroju. Od dziecka chciała zostać lekarzem, ale - jak mówi - boi się widoku krwi.

- Wymyśliłam więc sobie dosyć wcześnie, że zajmę się nauką i w ten sposób będę mogła uratować więcej istnień, niż gdybym została lekarką. Studiowałam na Politechnice Rzeszowskiej, ale szybko przeniosłam się na Uniwersytet w Magdeburgu i jednocześnie zaczęłam pracę w Instytucie Maxa Plancka. Specjalizowałam się w inżynierii chemicznej i procesowej. Już wtedy proponowano mi pracę w koncernie Bayer, ale postanowiłam wrócić do Polski i rozwijać karierę naukową - wspomina Kinga Matuła.

Przeniosła się do Instytutu Chemii Fizycznej PAN, gdzie prowadziła badania pod kierunkiem prof. Roberta Hołysta.

- Zainspirowana skrzydłami cykady, które są pokryte igiełkami zabijającymi bakterie, postanowiłam zreplikować mechanizm ich działania. Miałam nadzieję, że powłoka z takimi igiełkami mogłaby np. ograniczać liczbę zakażeń szpitalnych, gdyby pokryć nią klamki. Zrobiłam więc eksperyment i stworzyłam taką powłokę. Efekt? Za pierwszym razem prawie wszystkie bakterie zginęły. Te, które przeżyły, potraktowałam igłami jeszcze raz. I na drugi dzień urosły. Powtórzyłam to kilka razy, bakterie rozwijały się świetnie, więc byłam zdruzgotana. Plus był taki, że badanie udowodniło nabywanie odporności mechanicznej przez bakterie i zdobyłam dużo wiedzy, jeżdżąc i pracując w różnych laboratoriach biologicznych. Minus – że zabiłam sobie projekt – opowiada Kinga Matuła.

Onkologiczny test

Po obronie doktoratu zaczęła zajmować się technologiami single-cell, czyli analizą zjawisk na poziomie pojedynczej komórki. I znowu wyjechała za granicę – tym razem do Holandii, gdzie dołączyła do zespołu prof. Wilhelma Hucka, najpierw do start-upu Cytofind Diagnostics, a później do grupy badawczej.

- Zajmowałam się tam platformą do wczesnej detekcji przerzutów nowotworów. Wtedy sama zdiagnozowałam się jako pacjentka onkologiczna. W ramach eksperymentu potrzebowaliśmy testów kontrolnych. A tym samym krwi, więc wszyscy w grupie tę krew oddawaliśmy. W mojej były komórki nowotworowe. Przeszłam w krótkim okresie trzy operacje, a jednocześnie cały czas pracowałam. Do zespołu zgłosiła się wtedy spora firma farmaceutyczna, która chciała zrozumieć, dlaczego jej potencjalny lek onkologiczny nie działa. Zlecenie, które dla niej realizowaliśmy, stało się początkiem QurieGen – mówi Kinga Matuła.

Start-up rodził się powoli. Naukowczyni uczestniczyła w programach akceleracyjnych w Holandii i USA, pozyskiwała mniejsze i większe granty oraz szukała inwestorów – długo bez powodzenia.

- Naukowcowi łatwo oderwać się od rzeczywistości i pogrążyć w badaniach. Sama ocknęłam się pewnie gdzieś po doktoracie, że kariera naukowa to nie wszystko i warto byłoby jednak zrobić coś, co da się zaaplikować w praktyce, nawet jeśli miałoby to zająć kilkanaście lat. Akademia daje wolność badań i kreatywność, przemysł jest bardzo ustrukturyzowany i nastawiony na cel. Start-up łączy najlepsze rzeczy z obu tych środowisk – mówi Kinga Matuła.

Startupowa mentalność

Twórczyni QurieGen podkreśla, że badania i rozwój pochłaniają ogromne pieniądze, a eksperymenty są koszmarnie kosztowne. W niektórych krajach o pieniądze na ich prowadzenie jest łatwiej niż w innych. A mówiąc wprost – w Holandii jest o nie łatwiej niż w Polsce.

- Holandia to bardzo przedsiębiorczy kraj, start-upy wyrastają tam jak tulipany. Pomysły bywają przedziwne, z wielu nic nie wynika, ale ludzie po prostu nie boją się zakładać start-upów - i jako coś normalnego traktowane jest to, że upadają. Mają duże wsparcie w postaci różnego rodzaju akceleratorów i grantów oraz venture studiów, czyli zespołów specjalistów, którzy doradzają twórcom start-upów w tworzeniu biznesplanów i analizach potencjału komercjalizacyjnego. Fundusze wspierające transfer rozwiązań z nauki do biznesu są w większości dotowane pośrednio przez państwo, osobiście angażuje się w to zresztą rodzina królewska, szczególnie Constantijn van Oranje – mówi Kinga Matuła.

Różnice w podejściu widać już na etapie edukacji.

- Studentów uczy się bardzo wcześnie - i na różnych przedmiotach - o przedsiębiorczości. Oczekuje się zresztą od nich, by szli w czasie nauki do firm i przynajmniej zobaczyli, jak wygląda praca w biznesie. I nie chodzi tylko o dojrzałe firmy - nawet my w start-upie mamy kilku studentów, którzy mogą przypatrywać się z bliska, jak wygląda budowanie firmy – mówi twórczyni QurieGen.

Rola ekosystemu

Widać również wyraźne różnice pod względem zaawansowania współpracy między biznesem a ośrodkami naukowymi.

- Istnieje ekosystem - na pewno lepszy niż w Polsce - zachęcający do wyjścia z akademickiego laboratorium i pracowania nad przemysłowym wdrożeniem wyników badań. W Polsce to są nadal wyjątki, nie reguła – a transfer z nauki do biznesu udaje się zazwyczaj profesorom, którzy mają na uczelniach swoje zespoły i konsekwentnie przez lata realizują projekty, by później je komercjalizować. Dla pracownika naukowego niższego szczebla to szalenie trudne – mówi Kinga Matuła.

Istotny jest też kapitał ludzki.

- W Europie o ludzi z wiedzą ekspercką najłatwiej w Wielkiej Brytanii, Szwajcarii, Holandii, Niemczech czy Belgii. W Polsce też mamy specjalistów, to nie jest tak, że nie prowadzimy tu zaawansowanych badań. Z perspektywy start-upu dostęp do kapitału ludzkiego, do osób, które mają wiedzę w różnych obszarach i chcą pracować w mniejszych firmach, jest jednak znacznie lepszy poza Polską, szczególnie w takiej dziedzinie jak nasza, w której polskich specjalistów mogę wyliczyć na palcach i wymienić z nazwiska - mówi twórczyni start-upu.

W Polsce brakuje specjalistów, bo na rynku pracy – przynajmniej w biotechnologii – popyt jest nie na twórców nowych rozwiązań, tylko na weryfikatorów rozwiązań już stworzonych.

- Większość moich znajomych po biotechnologii pracuje w kraju przy monitoringu badań klinicznych. To też jest oczywiście potrzebne i wartościowe, ale ci często fantastyczni ludzie nie pracują nad innowacjami, tylko sprawdzają skuteczność potencjalnych leków opracowanych przez zagraniczne koncerny – wskazuje Kinga Matuła.

Teoria i praktyka

Tyle diagnozy. A recepta dla Polski?

- Mam porównanie różnych systemów edukacyjnych i w Polsce na pewno pierwszą rzeczą do wyrzucenia jest formuła sesji egzaminacyjnych, ze zdawaniem kilkunastu przedmiotów w ciągu kilku tygodni. Po co aż tyle? I co to daje? Większy nacisk trzeba kłaść na staże w biznesie, by po zakończeniu studiów człowiek miał już jakieś doświadczenie - i pomysł na to, co chce robić, a czego robić nie chce - mówi twórczyni QurieGen.

Student czy studentka muszą też, zdaniem Kingi Matuły, wiedzieć, jak założyć start-up i komercjalizować badania.

- Muszą chociaż usłyszeć od praktyków, jak się zdobywa finansowanie i jak to funkcjonuje. Nie każdy naukowiec musi być przedsiębiorczy, może w start-upie być dyrektorem naukowym i nie interesować się specjalnie finansową stroną działalności, ale trzeba wiedzieć, jak się funkcjonuje w biznesie. Sama – poza działalnością naukową – zdobyłam kompetencje w zakresie analizy finansowej i obok własnego start-upu pracuję jako analityczka inwestycyjna, w Polsce m.in. dla giełdowego Scope Fluidics. Nierzadko dostaję również zapytania od zagranicznych funduszy VC – mówi Kinga Matuła.

Głębokich zmian, zdaniem twórczyni QurieGen, wymaga też krajowy system finansowania innowacji.

- Podejście do grantów na badania naukowe musi być elastyczne, nie można oczekiwać punktowej realizacji planu przedstawianego we wniosku dotacyjnym. Grant jest po to, żeby spróbować czegoś nowego, a mówimy o projektach wysokiego ryzyka. W nauce jest naturalne, że coś nie wyjdzie, ale przynajmniej wtedy dowiemy się, co nie działa, i będziemy mogli zrobić piwot. I start-upy na te piwoty powinny mieć przyzwolenie. Tak to z mojej perspektywy działa w Holandii - przedstawiamy zarys planu, dostajemy pieniądze, a potem modyfikujemy kolejne kroki w zależności od tego, czego się dowiedzieliśmy w toku prac - mówi Kinga Matuła.

Kłody pod nogi

Jej zdaniem warunki wielu polskich programów dotacyjnych są takie, że innowacyjne start-upy nie mają żadnych szans na wsparcie.

- W jednym był np. warunek, by firma istniała co najmniej dwa lata. Jaki to ma sens z punktu widzenia innowacji? Jak mam dobry pomysł, to muszę odczekać dwa lata, żeby uzyskać wsparcie? W naszej dziedzinie, czyli technologii single-cell, w Polsce mamy - jak wspominałam - nielicznych specjalistów. Instytucje grantowe, podobnie zresztą jak krajowe fundusze venture, nie mają więc pod ręką ekspertów, którzy mogą kompetentnie ocenić potencjał takiego projektu. W instytucjach bez wątpienia potrzebne są eksperckie kapituły międzynarodowe, dla ubiegających się o granty to zresztą oczywistość - ja przez całą karierę naukową pracuję po angielsku, nie znam nawet polskich słów, żeby opisywać to, czym się zajmuję - mówi Kinga Matuła.

Zdaniem twórczyni QurieGen dotacje relatywnie rzadko trafiają do spółek naprawdę innowacyjnych, bo ich projekty trudno skwantyfikować i porównać do istniejących rozwiązań. Takich spółek unikają też fundusze venture.

- W naszej części Europy inwestorzy niekoniecznie rozumieją, czym się zajmujemy, ale przynajmniej chwilowo otworzyło się okienko na technologie dual-use. Łatwiej więc przebić się nawet z bardzo skomplikowanym projektem, o ile może on mieć również zastosowanie militarne. Na Starym Kontynencie kapitału chętnego do finansowania najbardziej zaawansowanych innowacji jest jednak nieporównywalnie mniej niż w USA. Dlatego, szykując się już do kolejnej rundy, na cel bierzemy USA. Amerykańscy inwestorzy wiedzą, o czym mówimy, gdy zaczynamy opowiadać o naszej technologii - mówi Kinga Matuła.

#BudzimyInnowacje

Pod koniec czerwca wystartowała inicjatywa #BudzimyInnowacje, zapoczątkowana przez Pawła Przewięźlikowskiego z biotechnologicznego Ryvu i Grzegorza Bronę z działającego w branży kosmicznej Creotechu. Jej partnerem strategicznym jest "Puls Biznesu", a celem - wskazanie, co blokuje rozwój innowacji w Polsce, i zaproponowanie administracji publicznej takich zmian, by nasza myśl technologiczna miała szanse na globalnej arenie.

Więcej o inicjatywie i wsparciu innowacji na stronach

budzimyinnowacje.pl

i pb.pl/budzimy-innowacje