Obrzydzenie społeczne wobec ich rozgrywek nieuchronnie odbije się 7 czerwca na frekwencji.
Dwubiegunowością skażone jest również myślenie najważniejszych decydentów o gospodarce, zwłaszcza o finansach publicznych. Ale akurat w tym obszarze Konstytucja RP szczęśliwie postawiła kropkę nad "i", przekazując budżetową inicjatywę w wyłączne ręce rządu. Prezydent realnie może sobie pogadać. I w piątek to uczynił, zapraszając byłych ministrów finansów, jednak bardzo selektywnie - tylko tych giętkich w kwestii deficytu.
Obecność zwolenników twardej dyscypliny budżetowej głowie państwa by wadziła. W tej sytuacji drugim konstytucyjnym szczęściem jest niemożliwość wetowania ustawy budżetowej, a także jej nowelizacji. Ale prezydent może w ciągu siedmiu dni skierować ją do Trybunału Konstytucyjnego, który ma na wydanie orzeczenia dwa miesiące.
Aż strach pomyśleć, co stałoby się ze złotym, gdyby wobec nieuchronnej już korekty budżetu 2009 prezydent Lech Kaczyński z tego wariantu skorzystał.