Kiedyś na konferencji prasowej wyszehradzkich premierów zadałem pytanie, czy widzieliby sens jednoczesnego wejścia czterech naszych państw do strefy euro. Zrobili wielkie oczy! Jak wiadomo, z kwadrygi samodzielnie wyskoczyła do Eurolandu teoretycznie najsłabsza Słowacja.
Sytuacja istotnie zmieniła się mniej więcej od dwóch lat, gdy zwłaszcza Słowacja i Węgry poczuły zimno w kaloryferach. Flirtujący z Rosją węgierski premier Ferenc Gyurcsány odszedł, a jego następca Gordon Bajnai — który był gospodarzem środowego szczytu w Budapeszcie — docenia już znaczenie solidarności energetycznej. Wczorajsze rozszerzone spotkanie szefów rządów skierowane było ku Bałkanom, ale takie jest prawo gospodarzy. Grupa Wyszehradzka, z angielska zwana V4, coraz częściej spotyka się w składzie V4+, z tym że ów plus jest elementem wymiennym. Gdy szczyt organizuje Polska, zapraszana jest Ukraina oraz republiki bałtyckie.
Oprócz energetycznego, Budapeszt gości (w czwartek) również szczyt państw
położonych nad Dunajem — stąd zaskakujący tytuł komentarza. Ale Polska… naprawdę
leży również w zlewni Dunaju — co prawda tylko przez trzy małe rzeczułki na
południowej granicy, ale zawsze. Oprócz symboliki, istotniejsze są kwestie
finansowe. Warto pilnować, aby unijna Strategia Dunajska na przykład nie
przechwyciła pieniędzy z Partnerstwa Wschodniego. Dlatego Węgry, sprawujące
przewodnictwo UE w pierwszej połowie roku 2011 (bezpośrednio przez Polską),
miałyby zorganizować unijny szczyt poświęcony aktywizacji kulejącego
partnerstwa. Na razie jeszcze nie wiadomo, co na to stały przewodniczący Rady
UE, Herman Van Rompuy…