Dla tzw. marek własnych kryzys okazał się paliwem napędowym. W pierwszym półroczu tego roku sprzedaż kosmetyków pod marką dystrybutora wzrosła o 30 proc., m.in. w segmentach: oczyszczającym, pielęgnacyjnym, przeciwtrądzikowym oraz pielęgnacji intymnej — podała firma badawcza Nielsen.
— Rośniemy razem z rynkiem. W tym roku udział produktów pod marką sieci w naszych obrotach przekroczył połowę — twierdzi Ewa Wójcikowska, prezes Global Cosmedu, radomskiej firmy kosmetycznej, która jeszcze w tym roku ma zadebiutować na GPW. Nie spodziewa się, aby w najbliższych latach ten segment rynku przyhamował. Skąd taka pewność?
Gonimy zachodnioeuropejskie rynki, gdzie tego typu produkty stanowią nawet połowę kosmetycznego tortu. Za Odrą jest to 40 proc. W Polsce, według danych Private Label Manufacturers Association (PLMA), ich udział wzrósł w ubiegłym roku z 24 do 28 proc.
Na dużych zwyżkach w segmencie marek własnychkorzysta m.in. Harper Hygienics, giełdowy producent wyrobów higieniczno-kosmetycznych. W I kw. 2012 r. obroty spółki w tym obszarze wzrosły o 30 proc. (w całym 2011 r. odpowiadały za 150 mln zł przychodów). Choć większość przedsiębiorców przekonuje o atrakcyjności tego rynku, są też mniej pochlebne głosy. Giełdowa Hygienika, produkująca m.in. pieluszki i podpaski, planuje wycofać się z tego segmentu, mimo że odpowiada on dzisiaj za połowę jej przychodów.
— Dajemy sobie na to 2-3 lata. Jest to nieopłacalny biznes, ze znikomymi marżami i wysokimiwymaganiami sieci handlowych. Zapewnienie gwarancji ceny na rok, których żądają sieci, jest zbyt ryzykowne na rynku, który boryka się z tak dużymi wahaniami cen surowców — tłumaczy Kamil Kliniewski, prezes i główny akcjonariusz Hygieniki.