„Uprawę tajemniczych roślin w pomieszczeniach bez okien można dobrze rozkręcić już w kilka miesięcy. Na brak sponsorów ten biznes też nie powinien narzekać” – pisaliśmy w PB cztery lata temu, przedstawiając pomysł na biznes start-upu Listny Cud. Wyszło... inaczej.
Listny Cud właśnie zakończył rynkową przygodę. Powodów zamknięcia jest kilka. Najważniejszy to brak rentowności – mimo czterech i pół roku działalności Listny Cud nie osiągnął skali sprzedaży, która zapewniłaby firmie finansową samodzielność. Do tego doszły rosnące koszty: czynsze, ceny prądu, a także – jak podkreśla Matylda Szyrle, współzałożycielka i prezeska Listnego Cudu, we wpisie na LinkedInie – zamrożenie programów inwestycyjno-rozwojowych dla zrównoważonych start-upów w Polsce.
„Zaczęliśmy działać jako start-up, a nie mały biznes, i trudno było tak radykalnie przemodelować wehikuł w trakcie lotu. Dlatego zwinęliśmy farmę, oddajemy klucze" – przyznaje Matylda Szyrle.
Nie pomogła też koniunktura w branży. Sektor farm wertykalnych, który jeszcze kilka lat temu przyciągał setki milionów dolarów inwestycji w Stanach Zjednoczonych i Europie, dziś zmaga się z poważnym kryzysem. Część firm upadła, inne zupełnie zmieniły profil działalności.
„Może to przekleństwo pionierów. Może sektor jeszcze wystrzeli, jak fotowoltaika. A może to ślepa uliczka. Czas pokaże" – pisze współzałożycielka Listnego Cudu.
Jej firma jako pierwsza w Warszawie zbudowała pełnowymiarową farmę wertykalną, wprowadziła do sklepów mikroliście sprzedawane całkowicie bez jednorazowego plastiku, stworzyła „Narnie” – miniaturowe farmy do szkół i biur – i sprzedała 115 tys. doniczek mikroliści.
W ciągu kilku lat działalności Listny Cud oszczędził 600 tys. litrów wody i wyeliminował ponad 100 tys. plastikowych opakowań.
Matylda Szyrle nie kryje rozczarowania, ale też nie traci wiary w sens poszukiwania bardziej zrównoważonych form produkcji żywności.
„Ten sektor dramatycznie potrzebuje lepszych rozwiązań. Nastawionych na dobrostan ludzi i planety" – zaznacza współzałożycielka Listnego Cudu.