Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, ale można dwa razy wpaść w to samo bagno. Wczoraj po południu rada nadzorcza PLL LOT wybrała na fotel prezesa pogrążonej w głębokim kryzysie spółki Sebastiana Mikosza, faworyta skarbu państwa, kontrolującego linie lotnicze.
![Sebastian Mikosz kierował już PLL LOT i rozzłościł związkowców ostrymi cięciami. Ze stanowiska odchodził w atmosferze konfliktu z resortem skarbu, któremu teraz — pod wodzą innego ministra — bardzo zależało na jego powrocie. [FOT. GK] Sebastian Mikosz kierował już PLL LOT i rozzłościł związkowców ostrymi cięciami. Ze stanowiska odchodził w atmosferze konfliktu z resortem skarbu, któremu teraz — pod wodzą innego ministra — bardzo zależało na jego powrocie. [FOT. GK]](http://images.pb.pl/filtered/0906a390-582d-44c7-9c4a-3ab273d43dbb/cf34daff-8bed-560a-b512-ef7b0dfd8058_w_830.jpg)
Menedżer rządził już państwowym przewoźnikiem od marca 2009 r. do października 2010 r. Teraz — niejednogłośnie — wybrano go ponownie, mimo że jeszcze na początku tego tygodnia na konkursowej krótkiej liście kandydatów na prezesa nazwiska „Mikosz” nie było.
— W najbliższym czasie zamierzam zapoznać się z trwającymi procesami restrukturyzacyjnymi w firmie, dlatego potrzebuję kilku dni, które pozwolą mi wdrożyć się w obecne działania LOT. Wierzę, że niedługo będę mógł przedstawić kierunek zmian w spółce pod moim kierownictwem — mówi Sebastian Mikosz.
Dla dobra ministra
Z takiego rozstrzygnięcia zadowolony musi być resort skarbu — nieoficjalnie wiadomo, że po tym jak państwo zostało zmuszone do wstrzyknięcia w LOT 400 mln zł (a na tym, prawdopodobnie, się nie skończy), kondycja finansowa przewoźnika może wręcz zdestabilizować pozycję ministra Mikołaja Budzanowskiego.
— LOT czekał na menedżera, który jest gotowy podejmować trudne decyzje i konsekwentnie je realizować. Wybrany prezes zna branżę lotniczą i problemy spółki, dzięki czemu szybko stanie za jej sterami i bezzwłocznie zacznie realizować przygotowany plan restrukturyzacji — oświadczył po wyborze prezesa Mikołaj Budzanowski. Resort skarbu stawia przed Sebastianem Mikoszem jasny cel — LOT ma być „rentowną linią lotniczą, która w niedługiej perspektywie pozyska zewnętrznego inwestora”.
— Przed spółką stoją ogromne wyzwania — największe spośród wszystkich nadzorowanych przez nas podmiotów. Nowy prezes daje jednak rękojmię, że trudny proces restrukturyzacji zostanie przeprowadzony. Tu nie chodzi o moje stanowisko, ale o spółkę, jej pracowników i utrzymanie jednej z najbardziej rozpoznawalnych na świecie polskich marek — mówi Mikołaj Budzanowski.
Związkowcy nie tęsknili
Stary-nowy prezes nie wzbudza pozytywnych emocji wśród związkowców — gdy poprzednio rządził państwowym przewoźnikiem, wypowiedział układ zbiorowy i zwolnił ponad 400 osób. Jeszcze przed nominacją związki wysłały do resortu skarbu list, w którym oświadczyły, że „kierując się troską o dobro spółki, nie godzą się na wybór na prezesa Sebastiana Mikosza”.
— Wybór nowego prezesa był tylko formalnością — nic nie zmieniło się od czasów, gdy do LOT trafiali przywożeni w teczce polityczni nominaci — ocenia Stefan Malczewski, szef Solidarności w PLL LOT. Związkowcy podkreślają, że poprzednia kadencja nowego prezesa zdecydowanie nie była pasmem sukcesów — LOT miał wtedy 300 mln zł straty, a uruchomione z pompą połączenie do Hanoi, zdaniem związkowców, okazało się klapą (zlikwidowano je w marcu ubiegłego roku). Czy związki będą współpracować z nowym prezesem?
— Piłka jest po jego stronie — podczas poprzedniej kadencji prezes wsławił się buńczucznymi wypowiedziami w prasie na temat związków i zwalnianiem związkowych liderów. Jeśli zechce z nami rozmawiać, jesteśmy otwarci — mówi Stefan Malczewski. Wtórują mu przedstawiciele innych związków.
— Dla dobra pracowników i firmy związki będą rozmawiały zawsze i z każdym. Z prezesem Mikoszem mieliśmy jednak złe doświadczenia i na pewno za nim nie tęskniliśmy — mówi Joanna Modzelewska ze Związku Zawodowego Pilotów Liniowych PLL LOT.