Co było przed Ludwikiem? Piach, roztwory wody z sodą, octem lub z obierkami ziemniaczanymi. Co będzie po nim? Nie wiadomo, bo na tronie zasiada od 1964 r. i nic nie wskazuje na to, by coś miało się zmienić. Królem jest dobrym, bo wszyscy go lubią i mają do niego zaufanie. Nic w tym dziwnego. Jest elastyczny. Potrafi się dopasować do zmieniających się czasów i ludzkich oczekiwań.
Narodziny władcy
Dziś półki sklepowe uginają się od płynów do mycia naczyń różnych marek, ale na początku lat 60. nic takiego w Polsce nie istniało. Ludwik pojawił się dopiero w 1964 r. Z dokumentu „Opis Patentowy nr 50169” z 1964 r. wynika, że twórcą receptury płynu byli pracownicy zakładu produkcyjnego w Górze Kalwarii — inżynierowie Hanna Majchert i Zbigniew Korda, a właścicielem patentu zostały Zjednoczone Zespoły Gospodarcze Inco w Warszawie, obecnie Grupa Inco.
— Współczesny rynek środków myjących zaczął się rozwijać w latach 50. w Stanach Zjednoczonych. Na początku lat 60. w Zachodniej Europie myto już naczynia detergentami. Wtedy w Polsce wiele zakładów chemicznych interesowało się produkowaniem płynu do naczyń, ale nam pierwszym to się udało — opowiada Michał Dworak, prokurent i dyrektor operacyjny ds. sprzedaży i marketingu w Grupie Inco. Zjednoczone Zespoły Gospodarcze Inco były w czasach PRL-u jednym z niewielu prywatnych przedsiębiorstw. Należały do Stowarzyszenia Pax. Spółka produkowała wtedy artykuły ścierne, pasty do obuwia i podłogi, opakowania z tworzyw sztucznych i uszczelnienia techniczne.
— Nasza firma od zawsze była spółką prawa handlowego i nie rządziła się zasadami obowiązującymi w przedsiębiorstwach państwowych. Była dobrze zarządzana i zorganizowana — zaznacza Michał Dworak.
Aby produkować płyn do mycia naczyń, trzeba było mieć surowce i technologie, a te były dostępne na Zachodzie za dewizy, które Zjednoczone Zespoły Gospodarcze Inco pozyskiwały z eksportu. — Z misji gospodarczej do Stanów Zjednoczonych przywieziono informacje o materiałach i surowcach do produkcji płynu. Recepturę opracowaliśmy własną — wyjaśnia Michał Dworak.
Reklama dźwignią handlu
Ludwik przyjął się na rynku bardzo szybko. A to dlatego — zdaniem fachowców — że polska kuchnia jest tłusta i zmywanie naczyń płynem jest znacznie skuteczniejsze. Był wynalazkiem, który znacznie ułatwiał życie głównie kobietom, choć hasło reklamowe towarzyszące wprowadzeniu go na rynek nawoływało: „Ludwiku, do rondla!” przełamując stereotyp, że tylko kobieta zajmuje się porządkami w domu.
— Była to jedna z bardzo nielicznych kampanii reklamowych w tamtym czasie. Wtedy trudno było coś wyprodukować, a jak już się wyprodukowało, to się świetnie sprzedawało bez promocji. Reklama była zbędna, jednak Ludwik był produktem nieznanym. Trzeba było coś o nim ludziom powiedzieć — wspomina Michał Dworak.
— Hasło stało się hitem. Niestety, jego autora nie znamy. W 1963 r. w Jugosławii nakręconofilm pod tytułem „Ludwiku do rondla”. Być może zainspirował twórców reklamy — dodaje dyrektor.
Imię nadane płynowi spodobało się konsumentom. Slogan — nie wszystkim. Ludwik Jerzy Kern w „Imionach nadwiślańskich” w „Przekroju” napisał:
Nic świętego! O wstydzie! Imię nic nie znaczy! Ludwik, Co to jest Ludwik? Płyn do mycia naczyń. Z tego potem wynika Ta funkcja niemądra, Że jak Ludwik, To zaraz „Ludwiku, do rondla!” Ja, gdy słyszę ten apel, Proszę miłych panów, Natychmiast ruszam biegiem W stronę Barbakanu.
Nie tylko do garnków
Żeglarze pływający po jeziorach mazurskich twierdzą, że Ludwik wlany do jeziora natychmiast neutralizował tłuste plamy po paliwie. Okazuje się, że taka praktyka obowiązywała też w żegludze wielkiej. W tym samym celu Ludwika w 200-litrowych beczkach kupował od Inco Port w Gdyni. Podobno z Ludwika korzystali też hydraulicy, sprawdzając szczelność rur, połączeń wodno-kanalizacyjnych i gazowych, a także narciarze. Ludwik zmniejszał napięcie powierzchniowe spryskanego nim igielitu i narty sunęły po nim jak po maśle. A jak się z niego puszczało bańki! To wiedzą dzisiejsi dorośli, którzy w latach 60. biegali wokół osiedlowych trzepaków. Poza tym służył — i wciąż służy — także do wstępnego zapierania tłustych plam na ubraniach. Dziś Grupa Inco dostarcza płyn w wersji bezzapachowej i bezbarwnej również do zakładów farmaceutycznych, gdzie myje się nim instalacje produkcyjne. Ma również zastosowanie w produkcji materiałów budowlanych — pęcherzyki w gazobetonie to sprawka Ludwika dodanego do betonu komórkowego.
Sprzedawany luzem
Starsi pewnie pamiętają szklaną butelkę Ludwika z lat 60. — przezroczystą i wypełnioną zielonym płynem. W latach 70. w kuchni zrobiło się mniej romantycznie — szklany Ludwik odszedł do lamusa, a jego miejsce zajął płyn w niezbyt ładnej ciemnej butelce z polietylenu. Kiedy w latach 80. trudno było cokolwiek kupić, a w sklepach straszyły puste półki, Ludwik zaskakiwał obecnością. Choć kryzys dotknął i jego. Król Ludwik nie miał się w co ubrać.
— W latach 80. mieliśmy problemy z opakowaniami. Najpierw radziliśmy sobie, produkując butelki z materiałów odpadowych. Były zielone, półlitrowe. Po pewnym czasie jednak nie mieliśmy już z czego ich wytwarzać. Dlatego Ludwika sprzedawaliśmy z dużych dystrybutorów z kranem. Ludzie lali go sobie do butelek po mleku. Pamiętam taki zbiornik z płynem w warszawskich Domach Centrum — wspomina Michał Dworak.
Przez 20 lat Ludwik występował jedynie w miętowym wariancie zapachowym.
— Taki był pomysł twórców receptury. Mięta kojarzy się ze świeżością. W połączeniu z ciepłą wodą zapach staje się bardziej lotny. W ten sposób kuchenne wonie zostają stłumione świeżym aromatem mięty — informuje Michał Dworak.
Dziś wariantów zapachowych Ludwika jest ponad 10. Ale wciąż najlepiej sprzedaje się miętowy. Po nim cytrynowy i balsam aloesowy. Latem chętnie kupowane są grapefruitowy, malinowy i truskawkowe lato. Zimą — lawendowy i gwiazdkowy (cynamonowo- -pomarańczowy).
Koronowana głowa
Nic nie trwa wiecznie w takiej samej postaci. Nowe czasy, potrzeby konsumentów, konkurencja wymusiły zmiany i na Ludwiku. Kiedy w 2004 r. stuknęła mu czterdziestka, postanowił nie dopuścić do kryzysu wieku średniego i dał się odmłodzić. Zmieniły się kształt butelki i grafika nadruku — zaowocowało to zwiększeniem sprzedaży o 8 proc. Ludwik trzyma się mocno. Mimo zachodniej konkurencji pozostaje niezwyciężony — utrzymuje pozycję lidera na rynku płynów do mycia naczyń. To dowód, że nawet znane marki z „komunistycznym” rodowodem potrafią utrzymać wysoką pozycję. Znają go niemal wszyscy (prawie 100 proc. badanych przez TNS OBOP). Jest obecny w 95 proc. sklepów. Dla konsumentów stanowi symbol dobrej jakości, skuteczności. Kojarzy się z domowym, rodzinnym ciepłem. Producent Ludwika Grupa Inco skutecznie odpiera ataki zachodnich koncernów. W 2011 r. przychody firmy wyniosły 244,8 mln zł. W pierwszym kwartale 2012 r. wzrosły o dalsze 1,5 proc. (rok do roku). Dziś król Ludwik ma sukcesorów. Na rynku są Ludwik Balsam Rumiankowy, tabletki i proszek do zmywarek, mleczko czyszczące do stali nierdzewnej i chromowanej, mleczko czyszczące do ceramicznych płyt kuchennych, uniwersalne mleczka czyszczące, a także preparaty do grilli i kominków. Ruszył też na podbój innych krajów. Znają go już w Rosji (Grupa Inco rozważa uruchomienie w tym kraju produkcji), Kazachstanie i Uzbekistanie, a także w Jordanii, Libii i w Egipcie. Można go również znaleźć na półkach niemieckiej sieci handlowej.
— Trochę mnie to śmieszy, bo imię Ludwik w Niemczech pisze się przez „g” na końcu. Ale konsument niemiecki jakoś sobie z tym radzi — śmieje się Michał Dworak.
Ludwik to wielokrotnie koronowana głowa. Kilkakrotnie otrzymał m.in. Laur Konsumenta (płyn, tabletki do zmywarek, mleczko czyszczące), w 2006 r. zdobył Oskara FMCG (nagroda handlowców) i nagrodę Towar Roku, w 2007 r. zdobył Medal Europejski, a w tym roku internauci klienci przyznali mu Złote Godło European Trusted Brands 2012 (Marka Godna Zaufania). Czytelnicy „Detal Dzisiaj” ogłosili go towarem roku 2011. Ciekawe, czym nas zaskoczy za kolejnych 40 lat?