Private Debt: Wielkie ostrzeżenie Wall Street. Kryzys jak z 2008 r.

Stanisław BorawskiStanisław Borawski
opublikowano: 2025-12-15 07:00

Po upadkach First Brands i Tricolors na Wall Street zaczęły pojawiać się głosy o nadchodzącym kryzysie finansowym, u którego źródła leży rynek długu prywatnego. Polscy eksperci nie obawiają się krachu, widzą za to ogromny potencjał rozwoju nad Wisłą.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

Czy rynek długu prywatnego to nowa tykająca bomba finansowa, jak ostrzega weteran Wall Street?

Jakie bankructwa w branży samochodowej wywołały obawy o stabilność rynku długu prywatnego i kto na tym stracił?

Dlaczego rynek długu prywatnego urósł ponad 60-krotnie w dwie dekady i co spowodowało, że banki przestały pożyczać?

Jak wygląda przyszłość długu prywatnego w Polsce i czy stanie się on realną alternatywą dla kredytów bankowych?

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Na Wall Street nie spada temperatura dyskusji o potencjalnej bańce AI, ale swoje pięć minut miał też rynek będący w głębokim cieniu - chodzi o dług prywatny (w Polsce i Europie znany jako private dept, za oceanem jako private credit). Niektórzy eksperci, widzą w nim tykającą bombą dla światowego systemu finansowego.

- Kolejny duży kryzys na rynkach finansowych będzie w przestrzeni długu prywatnego. Ma on te same cechy co przepakowywanie pożyczek o niskiej jakości w 2006 r. - uważa Jeffrey Gundlach, weteran Wall Street i szef DoubleLine Capital.

Branża samochodowa napędziła strachu

Zmartwienia rynkowego eksperta są związane z upadkiem First Brands Group i Tricolors Holdings. Obie firmy działały w branży samochodowej – pierwsza sprzedawała części na rynku wtórnym, druga udzielała pożyczek na zakup auta osobom o niskiej zdolności kredytowej. Oprócz branży łączyło je pozyskiwanie finansowania na rynku private debt.

„Kiedy widzisz karalucha, spodziewaj się ich więcej” – tak Jamie Dimon, szef banku JP Morgan, podsumował bankructwo First Brands i Tricolors.

Wskutek ekspozycji na długi tego drugiego,JP Morgan stracił 170 mln USD, co dla instytucji o wartości rynkowej rzędu 860 mld USD raczej nie jest tragedią. Większy cios musiał przyjąć średniej wielkości bank Jefferies. Wyceniany na 11,5 mld USD bank musiał spisać na straty ponad 700 mln USD w pożyczkach dla First Brands.

Przemysław Paprotny, partner PwC i ekspert od rynku długu prywatnego, uważa, że obawy o ryzyko systemowe są przesadzone.

- Przypadki ostatnich zawirowań na rynku w USA, gdzie częściowym finansującym były podmioty private credit, kwotowo działają na wyobraźnię, choć stanowią marginalną część gigantycznego rynku wartego globalnie 2 bln USD – przekonuje specjalista.

Wtóruje mu Rafał Lis, partner zarządzający w domu maklerskim CVI.

- Sytuacje First Brands i Tricolors są bardzo specyficzne. Oba podmioty finansowały się nie tylko dwustronnymi pożyczkami na rynku długu prywatnego, ale w bardzo dużym stopniu kredytem konsorcjalnym, który trafiał do tzw. CLO (ang. collateralized loan obligation), czyli wehikułów inwestycyjnych składających się z kilkudziesięciu pożyczek i sprzedawanych na części – tłumaczy Rafał Lis.

Ekspert dodaje, że firmy jako zabezpieczenie podstawiły nieprawdziwe informacje o posiadanych należnościach.

- Jest to o tyle ważne, że nie zakładamy, aby przedstawianie nieprawdziwych informacji o swojej sytuacji finansowej czy proponowanych zabezpieczeniach było powszechne na prywatnym i publicznym rynku kapitałowym. Dlatego ryzyka systemowego w tym przypadku nie ma – mówi specjalista DM CVI.

Dlaczego banki przestały pożyczać? Historia długu prywatnego

Rynek private debt w ostatnich latach rósł jak na drożdżach. W 2000 r. był wyceniany na ledwie 46 mld USD, ale w ciągu dwóch dekad jego wartość spuchła ponaddwudziestokrotnie do 1 bln USD w 2023 r., wynika z danych Rezerwy Federalnej. W tym roku rynek długu prywatnego przekroczył pułap 3 bln USD, szacują analitycy Morgan Stanley. Dla porównania, polskie PKB w 2025 r. ma wynieść nieco ponad 1 bln USD, szacuje Międzynarodowy Fundusz Walutowy.

- Za wzrostem rynku stoi kilka czynników. W latach dziewięćdziesiątych i początku dwutysięcznych obserwowaliśmy gwałtowną konsolidację rynku bankowego w Stanach Zjednoczonych, za czym podążało ograniczenie dostępu do finansowania przez średnie i mniejsze przedsiębiorstwa – wyjaśnia Rafał Lis.

Największym katalizatorem tej konsolidacji był wielki kryzys bankowy 2008 r., który spowodował nałożenie na banki wymogów kapitałowych i płynnościowych. W dużym uproszczeniu, aby bank mógł pożyczać na bardziej ryzykowne przedsięwzięcia, musi odkładać więcej kapitału na zabezpieczenie, dodaje ekspert.

- Na początku rynek prywatnego długu był używany do finansowania np. lewarowanych wykupów przedsiębiorstw (LBO). Po kryzysie z 2008 r. zaczął się rozrastać segment direct lending, finansujący normalną działalność poprzez zasilenie kapitału obrotowego, nakładów inwestycyjnych lub przejęć. Efekt jest taki, że udział banków amerykańskich w udzielaniu kredytów komercyjnych systematycznie spada – podkreśla Rafał Lis.

Od 1999 r. udział banków w pożyczkach komercyjnych spadł z 52 do 16 proc. w 2019 r. Sam segment direct lending w 2024 r. został wyceniony na 1,9 bln USD – o 375 proc. więcej niż trzynaście lat temu, wynika z raportu Ares Management, największego gracza na rynku, zarządzającego aktywami o wartości 116,3 mld USD.

W Polsce dług prywatny będzie rósł

Według danych Deloitte'a, od początku 2020 r. do pierwszego kwartału 2025 r. w Europie Środkowej zawarto 235 transakcji typu private debt o łącznej wartości 1,5-2 mld EUR. Zdecydowana większość z nich, bo aż 200, przypadła na Polskę. W tym czasie rynek długu prywatnego rósł średnio o 18 proc. rocznie. Jak twierdzi Baker McKenzie, polski rynek długu prywatnego stał się realną alternatywą dla kredytu bankowego. Mimo wyższego kosztu firmy wybierają tę opcję ze względu na elastyczne i indywidualnie dopasowane warunki zabezpieczeń oraz spłaty.

- W Polsce rynek private credit jest mały i choć dynamicznie rośnie, to jego wartość wynosi około 4 mld zł. Porównując do wartości kredytów bankowych dla przedsiębiorstw, stanowi to mniej niż 1 proc. – podkreśla Przemysław Paprotny.

Według prognoz PwC i Strategy& w najbardziej optymistycznym scenariuszu, rynek private debt w Polsce może wzrosnąć nawet czterokrotnie, osiągając wartość prawie 17 mld zł w 2030 r. Przyszłość w jasnych barwach widzi też Rafał Lis. Jego zdaniem rola długu prywatnego będzie stale rosnąć w finansowaniu inwestycji dla Polski.

- Na razie uczestniczymy w finansowaniu wybranych projektów infrastrukturalnych związanych np. z transformacją energetyczną czy obronnością, ale jako mniejszy podmiot, będący partnerem np. dla dostawców w dużych projektach. Jestem bardzo optymistycznie nastawiony do perspektyw polskiego rynku. Świadomość firm prywatnych o rynku private debt jest wciąż niska, a banki czekają nowe regulacje, które narzucą jeszcze większe wymogi kapitałowe. Dlatego w USA i Europie Zachodniej banki zaczęły współpracować z funduszami private credit, oferując swoim klientom dostęp do alternatywnego finansowania – mówi Rafał Lis.

Dług prywatny w pigułce

Dług prywatny jest częścią uniwersum rynków prywatnych, które można traktować jako lustrzane odbicie rynków publicznych. Fundusze private equity udzielają spółkom finansowania w zamian za udziały (akcje). Liczą na wzrost wartości firm, by na końcu sprzedać udziały z zyskiem. Natomiast fundusze private debt udzielają pożyczek spółkom, które potrzebują kapitału, ale nie chcą lub nie mogą pozyskać go z tradycyjnych źródeł, takich jak banki komercyjne czy publiczny rynek obligacji. Z uwagi na wyższe ryzyko koszt spłaty długu na tym rynku jest zwykle wyższy niż na rynku obligacji.

- Rynek długu prywatnego to dynamicznie rosnący segment finansowania przedsiębiorstw i projektów. Zazwyczaj dotyczy finansowania przedsięwzięć o wyższym poziomie ryzyka kredytowego, nieakceptowalnym dla banków. Podmioty private credit odgrywają też ważną rolę w finansowaniu projektów (infrastruktura, nieruchomości, park maszynowy itd.), gdzie pełnią rolę uczestnika konsorcjum. Ich rola polega na obejmowaniu transz o wyższym poziomie ryzyka, będąc często nieco dalej w kolejce uprzywilejowanych wierzycieli. Wyższy apetyt na ryzyko ma natomiast odzwierciedlenie w wyższym koszcie dostarczanego finansowania. Często takie fundusze znane są z większego apetytu na ryzyko, szybkiego procesu decyzyjnego, ale też wyższego wynagrodzenia (pobieranych odsetek) – tłumaczy Przemysław Paprotny z PwC.