„W razie potrzeb kapitałowych jednym z rozważanych scenariuszy jest wejście na giełdę” - mówił we wrześniu ubiegłego roku w PB Piotr Fic, prezes Metrum Cryoflex. Producent wyrobów medycznych specjalizujący się m.in. w urządzeniach do kriolezji (metoda leczenia bólu polegająca na mrożeniu nerwów) na razie finansuje się samodzielnie i z dotacji, ale zaczyna się szykować do wejścia na GPW.
- Rozpoczęliśmy procedurę zmiany formy działalności ze spółki z o.o. na akcyjną. Chcemy ją przejść do końca roku. To jest oczywiście preludium do wejścia na warszawską giełdę. Przygotowujemy się do większych inwestycji w latach 2026-27, gdy będziemy chcieli zintegrować rozproszoną dziś działalność produkcyjną pod jednym dachem i zwiększyć moce z myślą o dużych rynkach eksportowych. W tym może pomóc nam finansowanie od inwestorów giełdowych - mówi Piotr Fic.
Przychodowy i jakościowy skok
Metrum Cryoflex działa na rynku od ponad trzech dekad. Firmę stworzył i nadal kontroluje za pośrednictwem fundacji rodzinnej Wiesław Brojek, przedsiębiorca-inżynier, który specjalizuje się w medycznym zastosowaniu niskich temperatur. Samodzielnie zarejestrował cały szereg patentów z dziedziny krioterapii i kriochirurgii. Trzy lata temu do firmy ściągnął menedżerów z rynku na czele z Piotrem Ficem, wcześniej członkiem zarządu giełdowego Biomedu-Lublin (obecnie Synthaverse).
W ubiegłym roku firma miała 42,15 mln zł przychodów, o 16,5 proc. więcej niż rok wcześniej. Na czysto zarobiła przy tym 2,8 mln zł.
- Rośniemy cały czas w dobrym tempie, a w tym roku celem jest zwiększenie przychodów o 20 proc. Szczególnie cieszy wzrost o ponad 300 proc. w ciągu trzech lat w segmencie krioanalgezji, czyli mrożenia nerwów w bólu przewlekłym i pooperacyjnym. To dla nas kluczowy segment i liczymy na stosowanie naszych rozwiązań w coraz to nowych wskazaniach - już teraz m.in. we Francji trwa wieloośrodkowe badanie kliniczne zastosowania krioneurolizy w leczeniu spastyczności poudarowej - mówi Piotr Fic.
Spółka zaczynała działanie od produkcji urządzeń do miejscowego mrożenia tkanki, wykorzystywanych m.in. w ginekologii, w ofercie miała też kriokomory czy urządzenia do fizjoterapii. Teraz rozwija portfolio głównie z myślą o kriochirurgii i laserach medycznych.
- Jesteśmy cały czas na etapie racjonalizacji portfela produktów, który przez trzy dekady na rynku mocno się rozrósł. Teraz stajemy się firmą specjalistyczną, która rozwija kategorie i produkty o największym potencjale rynkowym. Poza tym przy wymogach unijnych w związku z rozporządzeniem MDR certyfikacja niektórych urządzeń jest nieopłacalna, biorąc pod uwagę skalę ich sprzedaży, dlatego część portfolio wygaszamy – tłumaczy Piotr Fic.
Zagraniczne plany
Nieco ponad połowa przychodów spółki nadal pochodzi z Polski. Reszta to już zagranica.
- Europa odpowiada za ok. 80 proc. przychodów, reszta to przede wszystkim Ameryka Południowa, ale pracujemy nad mocniejszą obecnością również na innych rynkach. Rozpoczęliśmy już certyfikację części urządzeń w krajach azjatyckich, którą powinniśmy zakończyć w tym lub przyszłym roku. Największy potencjał skalowania daje jednak rynek amerykański, który odpowiada za połowę globalnej sprzedaży urządzeń medycznych. Tam na przełomie roku złożymy wniosek certyfikacyjny do FDA dotyczący nowej generacji urządzenia do krioanalgezji i chcemy być gotowi do rozpoczęcia sprzedaży w 2027 r. – mówi Piotr Fic.
Metrum Cryoflex ma zakłady produkcyjne pod Warszawą - w Łomiankach i w miejscowości Blizne Łaszczyńskiego. Zatrudnia ok. 90 osób.
- Obecnie mamy rozproszoną działalność w trzech lokalizacjach, co utrudnia nam pracę. Chcemy skoncentrować wszystko pod jednym dachem i zwiększyć moce produkcyjne, by spółka była gotowa do skalowania na rynkach zagranicznych. Jeśli mielibyśmy zachować produkcję pod Warszawą, to możliwości wsparcia unijnego będą tu ograniczone. W innych rejonach kraju wsparcie dotacyjne jest dostępne, ale ryzykowalibyśmy utratę wykwalifikowanych pracowników. Decyzja jeszcze nie zapadła, ale na pewno będziemy potrzebowali kilkunastu milionów złotych zewnętrznego finansowania, które zapewnić może m.in. emisja na giełdzie - mówi Piotr Fic.
Po długim okresie debiutowej posuchy na warszawskiej giełdzie (wyłączając transfery firm z małego rynku) nastroje wokół GPW zmieniły się w październiku, gdy po IPO wartym ponad 6,4 mld zł na parkiet wskoczyła Żabka. Potem były dwa podejścia nieudane - dostawcy usług informatycznych TTMS oraz chorwackiej sieci sklepów Studenac. Na pniu zeszły natomiast oferty Diagnostyki (w lutym) i zaopatrującego m.in. służby mundurowe Arlenu (w czerwcu). W ostatnich miesiącach inwestorzy indywidualni wyłożyli też ponad 6 mld zł na akcje w ramach procesów ABB w takich spółkach jak Allegro, Benefit Systems, Answear, Murapol, XTB czy BNP Paribas.
Debiut na GPW traktowany jest jako ścieżka wyjścia z inwestycji przez fundusze private equity - tak było w przypadku Żabki oraz Diagnostyki, a także nieudanego IPO Studenaca. W przypadku każdego z trzech udanych debiutów z ostatniego roku sprzedawano jedynie istniejące akcje, nie prowadzono emisji nowych w celu pozyskania kapitału na rozwój.
- Pamiętajmy, że w przypadku IPO mamy również do czynienia z procesami długofalowymi, wymagającymi od emitentów odpowiedniego przygotowania. Emisja oraz sprzedaż akcji jest już tylko finalną częścią całego procesu i spółek, które przygotowują się do wejścia, pojawia się obecnie całkiem sporo - tłumaczył niedawno w PB Marcin Wlazło, dyrektor Biura Maklerskiego Banku Pekao.