Za tonę miedzi na londyńskiej giełdzie metali trzeba zapłacić już ponad 9 tys. USD. Ostatni raz tak drogo było w czerwcu 2022 r., tuż przed bolesną bessą, która pomijając kilka krótkotrwałych zwyżek, trwała aż do IV kwartału 2023 r. Na przełomie października i listopada ubiegłego roku na rynku zaczął się klarować byczy scenariusz, pierwotnie związany z niedoborem podaży. Nie potrwało długo, zanim stratedzy banków inwestycyjnych zaczęli zwiastować rajd cenowy. Prognozy, jak widać na wykresie, okazały się trafione, choć nie obyło się bez kilku niespodziewanych czynników dodatkowo wspierających hossę.
Jednym z ważnych powodów wzrostu ceny miedzi jest widoczne w danych przebudzenie globalnego przemysłu. Inwestorzy szczególnie skupiają się na Chinach, gdzie prognozowany spadek stóp procentowych ma wesprzeć zależny od metali przemysłowych sektor produkcyjny. Jeżeli Państwo Środka zacznie zużywać więcej miedzi, to nie tylko dołoży się do globalnego popytu, ale też ograniczy podaż. Zacznie bowiem skupować towar z lokalnych hut, więc te będą musiały ograniczyć eksport. Warto wspomnieć, że jak wynika z danych Bloomberga, chińskie huty odpowiadają za 50 proc. światowej produkcji miedzi.
Najnowsze dane handlowe wskazują, że w I kwartale 2024 r. Chiny zwiększyły import miedzi o 6,9 proc. r/r, mimo że od lat regularnie rozwijają źródła własne metalu. To może sugerować ograniczoną pracę chińskich hut (których 8 proc. w I kwartale 2024 r. było nieaktywnych) lub duży popyt Państwa Środka na miedź. W marcu indeks Bloomberga śledzący chiński przemysł podniósł się pierwszy raz od września ubiegłego roku.
Jeśli chodzi o globalną podaż miedzi, coraz większym problemem są niskie marże hut. Zeszłoroczne chwilowe wstrzymanie produkcji koncentratów miedzi, czyli częściowo przetworzonej formy rudy wykorzystywanej do produkcji rafinowanego metalu, spowodowało istotny wzrost ich cen, w związku z czym zysk osiągany przez huty z produkcji miedzi spadł znacząco.
Pojawiło się ryzyko, że wiele hut ograniczy produkcję miedzi rafinowanej. Mimo że oficjalnie się ono nie zrealizowało, bo żadna duża huta nie poinformowała o cięciach podaży, to jest realne, gdyż nieprzetworzonego metalu na rynku jest coraz mniej, więc marże będą się dalej kurczyć. Jakiś czas temu zamknęła się Cobre Panama, jedna z największych kopalni miedzi, dotychczas wydobywająca 400 tys. ton metali rocznie. Kilka dni temu o ograniczeniu wydobycia o 200 tys. ton rocznie poinformował Anglo American.
Jest jeszcze jeden, bardziej giełdowy powód szaleństwa na kursie miedzi. Wielu inwestorów skupuje kontrakty na metal, by te stanowiły w portfelu inwestycyjnym zabezpieczenie przed inflacją. To nie przypadek, że rajd na miedzi zbiegł się w czasie z hossą na rynku surowców. Złoto jest najdroższe w historii, a kurs baryłki ropy brent oscyluje wokół 90 USD, bo inwestorzy obawiają się negatywnych skutków ponownego wzrostu cen i skupują surowce, które zwykle drożeją, gdy inflacja rośnie.
Miedź jest jednym z najczęściej wskazywanych kandydatów do długoterminowej hossy, bo wykorzystuje się ją w nowych technologiach, a w szczególności w elektronice i infrastrukturze OZE. Nadal jednak za większość popytu na nią odpowiadają inwestycje infrastrukturalne, głównie w Chinach. Apetyt Państwa Środka jest duży, a jego lokalne huty z powodu niskiej marżowości biznesu grożą ograniczeniem produkcji, więc może pojawić się deficyt rynkowy. Istnieje szansa, że globalnie popyt przekroczy podaż. Kopalnia Cobre Panama została zamknięta, a Anglo American zmniejszył produkcję, podczas gdy popyt na miedź rafinowaną w Chinach odbija, a w USA i Europie może podskoczyć, gdy banki centralne utną stopy procentowe.
Nie tylko fundamentalnie, ale też w ujęciu technicznym sytuacja na miedzi jawi się też bardzo interesująco. Cena spot metalu jest wyraźnie niższa niż cena terminowa, co sugeruje, że inwestorzy przewidują potencjalnie mniejszą podaż w przyszłości oraz możliwą nadpodaż obecnie. W tym momencie faktycznie obserwujemy dosyć wyraźny przyrost zapasów miedzi rafinowanej na giełdzie w Szanghaju w Chinach. Nie będzie to miało jednak znaczenia, jeśli huty, szczególnie w Chinach, będą dalej ograniczać produkcję.
