Udostępnianie informacji o wysokości zarobków jest naruszeniem dóbr osobistych — a mimo to rodacy chętnie podpytują o nie kolegów z pracy.
Polskie prawo określa wartość wynagrodzenia jako kwestię poufną, co
oznacza, że pracodawca nie może jej ujawnić. Chodzi tu m.in. o ochronę
danych osobowych zatrudnionych — dlatego firma ma obowiązek ochrony tej
informacji.
— Pracodawca nie może przekazywać informacji o zarobkach pracownika nie
tylko innym osobom zatrudnionym w firmie, ale także osobom trzecim. Od
tej reguły są jednak pewne wyjątki — chociażby w przypadkupostępowania
komorniczego czy opłacania za pracownika składek do Zakładu Ubezpieczeń
Społecznych — przypomina Anna Kamińska, menedżer działu prawnego z Grupy
Pracuj.
Mimo że 66 proc. mężczyzn i 71 proc. kobiet deklaruje, że w ich firmach
wysokość pensji jest informacją poufną — jak wynika z raportu „Czy
pieniądze szczęścia nie dają”, opublikowanego przez Pracuj.pl, to i tak
w wielu przedsiębiorstwach pracownicy nieoficjalnie rozmawiają o
wynagrodzeniach. 45 proc. pracujących Polaków twierdzi, że w ich miejscu
zatrudnienia koleżanki i koledzy poruszają temat zarobków. Co ciekawe,
częściej są o tym przekonani mężczyźni (46 proc.) niż kobiety (41
proc.).
Ponadto, jak wskazujebadanie, im wyższe wynagrodzenie, tym skłonność do
takich rozmów się nieco zmniejsza. W Polsce nieliczne firmy decydują się
na oficjalną jawność wynagrodzeń — najczęściej przypisują do każdego
stanowiska widełki wynagrodzenia lub konkretną kwotę, aby każdy mógł
wiedzieć, ile zarabia recepcjonista, a ile dyrektor.
Plusów takiego rozwiązania jest kilka — m.in. pracownicy i kandydaci
cenią transparentność oraz mają pewność, że w tej firmie nie dochodzi do
dyskryminacji płacowej. Ponadto rekrutacje w takich organizacjach są
szybsze i bardziej efektywne. Na jawność płac mogą liczyć mieszkańcy
takich krajów, jak Norwegia, Szwecja, Niemcy czy Wielka Brytania.
© ℗