Importerzy bezskutecznie namawiali fiskusa, by zrezygnował z kontrolowania każdej autocysterny. Może uda się im to zrobić w styczniu.
Od kilku miesięcy kilka firm spiera się z resortem finansów o interpretację przepisów dotyczących kontroli paliw sprowadzanych z Niemiec. Ostatnio pojawiła się kolejna szansa na przełom. O co chodzi w tym sporze? Obecnie autocysterny wjeżdżające do Polski z Niemiec są odprawiane przez urzędy celne na podstawie dokumentów przywozowych. Odprawa ta stanowi podstawę do naliczenia akcyzy. Po wejściu Polski do UE wprowadzono jednak nowe przepisy, zmierzające do zaostrzenia kontroli podatkowej. Dotknęło to także firmy sprowadzające autocysternami paliwa z UE — Shella, BP czy Statoil. Na początku ubiegłego roku zostały one zobowiązane do wyposażenia miejsc, w których następuje kontrola celna i naliczenie akcyzy, w urządzenia do ważenia sprowadzanych z Niemiec paliw. Firmy zaczęły bić na alarm: informowały, że będą musiały ponieść niepotrzebne koszty, że wzrosną ceny paliw, a w konsekwencji przestaną być konkurencyjne. Resort finansów częściowo ustąpił. Zrezygnował z konieczności budowy wag, ale branży to nie wystarcza.
— Na połowę stycznia mamy zaplanowane spotkanie w ministerstwie. Wiemy, że resort pracuje nad nowymi rozwiązaniami. My ze swojej strony dołożymy starań, by umożliwić urzędom celnym kontrolę autocystern wjeżdżających do Polski. Nie możemy jednak zgodzić się na to, by kontroli podlegała każda z nich — twierdzi Jacek Wróblewski, dyrektor Polskiej Organizacji Przemysłu i Handlu Naftowego (POPiHN), zrzeszającej największe firmy paliwowe w Polsce.
Firmy obliczyły, że tego typu sprawdzanie kosztowałoby pojedynczą spółkę w optymistycznym wariancie 2 mln zł. Według szacunków POPiHN, problem dotyczy około 50 proc. paliw sprzedawanych w zachodniej i północnej Polsce. Dokładnych danych jednak brak.