Orlica Temidy

Kamil KosińskiKamil Kosiński
opublikowano: 2012-10-07 10:00

Na czym polega niezawisłość sędziowska? Na tym, że sześciu sędziów wydało już trzy postanowienia o przewlekłości postępowania, a sędzia, która się tego dopuszcza, nadal robi, co chce

Tracą wierzyciele, straci też dłużnik, może wreszcie stracić skarb państwa. Wszystko za sprawą wyjątkowo nierychliwej Temidy, w tym przypadku sędzi Doroty Korman-Włodarskiej, wiceprezes Sądu Rejonowego w Stalowej Woli, która sprawuje nadzór nad egzekucją z nieruchomości wierzytelności należnych byłym wspólnikom Biura Prawnego Liber-Inkaso. Pod koniec sierpnia wydała postanowienie o uznaniu za właściwy operatu sporządzonego przez powołanego przez nią biegłego. Sęk w tym, że w lipcu sędziowie Sądu Okręgowego w Tarnobrzegu: Mieczysław Osucha, Elżbieta Staszewska, Magdalena Klimek, stwierdzili, że w ogóle nie miała prawa powoływać biegłego.

„Czynność (…) w ramach której biegły dokonuje oszacowania egzekwowanej nieruchomości, jest zastrzeżona dla komornika, a nie sądu. Z uwagi na charakter postępowania skargowego prowadzenie postępowania dowodowego, jakim była opinia biegłego dla ustalenia wartości egzekwowanego lokalu, było niedopuszczalne” — napisali w uzasadnieniu decyzji stwierdzającej przewlekłość czynności podejmowanych przez sędzię Dorotę Korman-Włodarską. Zwrócili też uwagę, że skargi wpływające do sądu rejonowego nie były rozstrzygane przez 14 miesięcy od złożenia, co „narusza prawa wierzyciela do rozpoznania sprawy w rozsądnym terminie”. I było to już trzecie stwierdzenie przewlekłości postępowania.

— Uznanie opinii biegłego, która nie powinna powstać, utwierdza mnie w przekonaniu, że sędzia celowo działa na moją szkodę — uważa Rafał Majerski, były wspólnik Biura Prawnego Liber- Inkaso, który złożył skargę na przewlekłość postępowania.

Unikanie licytacji

Rafał Majerski prowadził Liber-Inkaso z Markiem Laskowskim. W 2004 r. kupili od pewnego przedsiębiorcy dług jego wspólnika stwierdzony sądowym nakazem zapłaty. Wynosił 71,4 tys. zł wraz z odsetkami umownymi wysokości 0,1 proc. za każdy dzień zwłoki liczonymi od początku listopada 2003 r.

— Od 2002 r. nasza spółka zajmowała się windykacją i obrotem wierzytelnościami. Zazwyczaj występowaliśmy w imieniu klientów, ale w tym przypadku kupiliśmy dług — mówi Rafał Majerski.

Pieniądze postanowili odzyskać, licytując mieszkanie o powierzchni około 90 mkw. By uniknąć licytacji, dłużnik przepisał je na rodziców. W 2006 r. właściciele Liber-Inkasa prawomocnie zablokowali tę ucieczkę od zobowiązań. W maju 2007 r. złożyli wniosek egzekucyjny. I zaczęły się problemy. Z uwagi na specyfikę dobra, jakim jest mieszkanie, ustawodawca przewidział, że mimo prawomocnego wyroku dodatkowy nadzór nad egzekucją z nieruchomości powinien sprawować sąd. W czerwcu 2007 r. sprawą zajęła się sędzia Dorota Korman- -Włodarska.

— Jak można zablokować licytację nieruchomości? Nie dopuszczając do uprawomocnienia się operatu szacunkowego. I wokół tego toczy się cała sprawa. Zgodnie z prawem, dłużnik pierwotny i jego rodzice składają skargi do sędziego nadzorcy. Ten prosi komornika o ustosunkowanie się do nich, ale postępuje w sposób nie do zaakceptowania — opowiada Marek Laskowski. — Czynności związane ze sporządzeniem opisu i oszacowania są pierwszymi czynnościami, które winny zostać wykonane przez komornika prowadzącego postępowanie egzekucyjne. Zważywszy na to, że sąd nie może uporać się z pierwszym etapem tego postępowania w okresie sześciu lat, mam poważne podstawy, aby sądzić, iż będzie ono wydłużane i może rozciągnąć się nawet do 20 lat — dodaje Rafał Majerski.

Ciąg dalszy w strefie prenumeratorów ...