Kim byłby MacGyver bez scyzoryka, dzięki któremu jest w stanie skonstruować samolot odrzutowy z zapałek i sznurka? Ot, zwykłym Angusem. Jakimś takim niekompletnym…
Najsłynniejszy scyzoryk powstał na przekór Niemcom. W 1884 r. Karl Elsener, syn wytwórcy kapeluszy, zorientował się, że szwajcarska armia używa noży z niemieckich manufaktur i ruszył z rodzimą produkcją.
Gdy 15 lat później zmarła jego matka, postanowił nadać firmie jej imię — Victoria, a w kolejnym dziesięcioleciu rozszerzył nazwę o "inox": oznaczenie stali nierdzewnej. Victorinox pozostaje jedynym dostawcą Swiss Army Knife (50 tys. sztuk rocznie), bo firma Wenger — drugi dostawca — od 2005 r. też należy do grupy Victorinox. Największym importerem szwajcarskich cacek jest… armia amerykańska.
Historię scyzoryka wyznacza dodawanie kolejnych ostrzy i narzędzi. Najpierw były tylko dwa ostrza: długie i krótkie, otwieracz do puszek, korkociąg i śrubokręt. Potem pojawiły się piłka do drewna, nożyczki, otwieracz do butelek, wykałaczka, pęseta i takie ekstrawaganckie dodatki, jak latarka, lupa, zegar z budzikiem, wysokościomierz czy pamięć flash i odtwarzacz MP3. Najbardziej złożony model — Wenger z 2007 r. za 1,4 tys. dol. — miał 87 narzędzi i 141 funkcji. W styczniu 2010 r. Victorinox zaprezentował najnowszą linię scyzoryków (premiera będzie w kwietniu) — Presentation Master. Wyposażono je także w laser i pamięć USB o pojemności 32 GB i bluetooth. Jeden z modeli jest pozbawiony ostrzy, dzięki czemu można go wnosić na pokład samolotów. Tylko po co komu scyzoryk bez ostrza?
