Papardelle w parmezanie i inne łakocie winem podlane

Stanisław Majcherczyk
opublikowano: 2008-05-30 00:00

Do Krakowa mamy pecha. Poprzedniej naszej wizycie towarzyszyły mrozy, tym razem nieprzyjemnie lało. Wiedzieliśmy jedno. Niezależnie od przeciwności losu musimy odwiedzić restaurację Pod Różą. Przytuloną do hotelu o tej samej nazwie.

Restauracja w hotelu Pod Różą

Kulinarną przygodę rozpoczęliśmy szynką parmeńską z kieliszkiem schłodzonego prosecco. W miłym nastroju oczekiwaliśmy na rozwój wydarzeń. Zaanonsowano nadejście carpaccio z miecznika (59 zł). Ryba pojawiła się kolorystycznie wspaniała. Otulona w bazyliowe sosy z dalekim powiewem wina. Zaproponowano, by ją popieprzyć. Gorąco zaprotestowaliśmy, bojąc się kłopotów ze świeżo nalanym do kieliszka

Sauvignon dell Alto Adigie, 2003, Voglar, Peter Dipoli (129 zł). Voglar, choć wiekowy, okazał się dziarski. Bez problemu ujarzmił przytulone do miecznika szparagi I puklerz z pieprzu, w który miecznik był przyodziany.

Smakowe otumanienie

Na stół wbiegły gęsie wątróbki (59 zł). Delikatne, gorące, w welonie sosu z łezką porto. Bartosz Lenart (dobry duszek który się nami opiekował) z tajemniczą miną wypełnił kieliszki. Vernus, 2004, Recioto di Soave, Sartori, (129 zł). Spróbowaliśmy. Podniebienne uniesienie! Nawet towarzysząca wątróbce figa radośnie zanuciła coś pod nosem. Na dłuższą chwilę odjęło nam mowę. Ożywiliśmy się, gdy na stole pojawiły się pyszne tagliatelle z małżami św. Jakuba w zagadkowym sosie w powiewach skorupiaków (39 zł), z pietruszką i delikatnym czosnkiem. Kluski zaskoczyły nas zniewalającą łagodnością i leciutką nutką słodyczy. Do kieliszków nalano Pinot Griggio. Łyknęliśmy wina. Tagliatelle zaczęły piszczeć o ratunek. Szybko nalaliśmy z powrotem seniora. Voglar zapanował nad talerzem swą przyjazną dojrza- łością. Gdy pojawiły się papardelle z prawdziwkami skropionymi kropelką wina i niedbale obrzucone płatkami parmezanu, zaproponowano do spróbowania dwa czerwone wina. Młodego sycylijczyka i wiekowe Barolo. Papardelle już po pierwszym łyku bezpardonowo przegnały sycylijczyka ze stołu. Protestowały, że pokąsał je taninami. Za to z Barolo (Zonchera 1996 Ceretto) głośno się wzajemnie komplementowali.

Coś zabeczało z talerza. Comber, do tego jagnięcy. W pysznym sosie i z całą procesją smaków. Było białe wino, szałwia, wszędobylski szpinak, czosnek, rozmaryn i parmezan. Również strudelki z francuskiego ciasta nadziane smażonymi rydzami. W kieliszek (nowy) ponownie nalano Barolo. Tego samego co do papardelle. Stary, niedopity (o dziwo) nadal dyżurował nudząc się przy stole. I cierpliwie oddychał. Daliśmy jagnięciu spróbować tego „nowego”. Mile się uśmiechnęło. Strudelki z rydzami już nie! Przez pomyłkę sięgnęliśmy po znudzonego dyżuranta. Cóż za smakowa kombinacja! Rydze zaczęły wywijać krakowiaka na talerzu. Wspólnie z jagnięciną wykrzykiwały, że u Barolo trzeba w przyszłości zawsze wywoływać hiperwentylację.

Winny kompan

Podano deser. Mrożony suflet śliwkowy w okruchach piernika (29 zł). Padały różne propozycje winnego towarzystwa. Suflet delikatnie się marszczył, wyraźnie zezując w kierunku uśmiechającego się w kieliszku wcześniejszego kompana wątróbek (Vernus). Spełniliśmy życzenie. Jednogłośnie uznaliśmy, że wiedział, co robi. Bardzo przyjemne smakowe doznania. Wyjrzeliśmy przez okno, nadal lało. Pełni wspaniałych doznań przesunęliśmy się leniwie do pokojów. Szybko zapadliśmy w łagodny sen. Zdecydowanie się nam wydawało, że śnią się nam promienie słoneczne. Proroczy sen. Rankiem Kraków przywitał nas sympatyczną pogodą.

Podniebienne uniesienie

Vernus, Recioto di Soave, Sartori

To wino pasowało zwłaszcza gęsiej wątróbce. Przyjemne smakowe doznania stworzyło też ze śliwkowym sufletem.

Mrożony suflet śliwkowy w okruchach piernika — godne zwieńczenie kolacji.

Kupiecka arteria

Restauracja Pod Różą i hotel o tej samej nazwie mieszczą się przy głównej ulicy handlowej Krakowa, w kamienicy dawnej zwanej „szlachecką”.