W Polsce dużo mówiło się o niespodziewanie silnym wzroście produkcji przemysłowej, ale tak naprawdę dla rynku ważniejsze są dane z Europy oraz Azji. A te dają coraz więcej szans na przyspieszenie wzrostu.
Faktycznie, ostatnie dane z polskiej gospodarki pozytywnie zaskakują. Produkcja rosła nie tylko w lipcu, ale także w poprzednich miesiącach. Po wyeliminowaniu sezonowości wzrost produkcji w ciągu pięciu miesięcy przekroczył 5 proc. Widać też pierwsze symptomy poprawy sytuacji na rynku pracy. Co prawda w skali roku zatrudnienie jeszcze spada, ale jeśli wyeliminujemy z danych efekt sezonowy, to widać, że firmy powoli zaczynają zatrudniać. Warto jednak mieć na uwadze fakt, iż poprawa kondycji polskiej gospodarki wynika po części z lepszej koniunktury w Europie Zachodniej. Od marca do czerwca (danych za lipiec jeszcze nie znamy) niemiecka produkcja wzrosła o 4,1 proc., a zatem w uderzająco podobnym tempie do polskiej. Widać zatem, że do szybszego ożywienia w Polsce potrzebujemy sprzyjających warunków zewnętrznych.
W Europie tymczasem następuje zauważalna poprawa. Po bardzo słabym roku 2012 i marnym pierwszym kwartale roku obecnego gospodarki strefy euro zaczynają przyspieszać. Plan prezesa EBC Mario Draghiego, zakładający stopniowe przełożenie działań banku na realną gospodarkę, zdaje się działać. Lepiej jest nie tylko w Niemczech, ale na przykład również we Francji, która jeszcze kilka miesięcy temu była w recesji. Sierpniowe indeksy PMI dla strefy euro były bardzo dobre, jeszcze lepsza wiadomość przyszła z Chin.
W Chinach indeks PMI wzrósł w sierpniu po raz pierwszy od marca i od razu jest to wzrost skokowy, z 47,7 do aż 50,1 pkt. Mowa o indeksie przygotowywanym przez firmę markit i bank HSBC, a zatem są to dane bardziej wiarygodne niż publikacje rządowe. Wygląda na to, że chiński rząd przestraszył się czerwcowego kryzysu na rynku bankowym i tylnymi drzwiami wspomógł gospodarkę. To może oznaczać, że kolejne chińskie władze nie będą miały odwagi na strukturalne reformy, ale na dziś to paradoksalnie dobra wiadomość dla Europy. Podtrzymanie wzrostu to popyt na europejski eksport, który jest niezbędny do kontynuacji ożywienia na Starym Kontynencie. Te zmiany to oczywiście dobra wiadomość dla rynków akcji i złotego. Nie oznacza to jednak, że automatycznie zobaczymy w Warszawie hossę i znacznie mocniejszego złotego. Po pierwsze, rynki akcji w Europie i w Chinach mają za sobą dwa miesiące zwyżek. Po drugie, przed nami decyzja Fedu o ograniczeniu QE, co może szkodzić giełdom i walutom takim jak złoty. Na dłuższą metę jednak ożywienie powinno być widoczne tak na GPW, jak i na rynku złotego.