— W zasadzie sąd powinien zastosować wobec niego areszt lub przynajmniej przymusowe doprowadzenie — skonstatowała sędzia Anna Wierciszewska-Chojnowska, gdy jeden z planowanych do przesłuchania świadków zaczął uchylać się od stawiennictwa w sądzie.
Świadek nie odebrał wysłanych do niego wezwań na adres zamieszkania i skrzynkę pocztową, mimo że były ponawiane. Sąd nie był też w stanie nawiązać z nim kontaktu telefonicznego. Ostatni kontakt to pismo z 1 września 2025 r. przysłane przez niego do sądu, w którym napisał, że stan zdrowia i wiek nie pozwalają mu stawić się w sądzie. Wiele lat temu zeznawał w sprawie karnej i podtrzymuje to, co wtedy powiedział, a obecny stan jego pamięci powoduje, że nie wniesie nic do sprawy.
Z wypowiedzi sędzi wynikało, że właśnie ten ostatni argument przeważył za tym, że nie zastosowała wobec świadka aresztu, nad czym się zastanawiała. Tłumaczyła, że w aktach są jego zeznania ze śledztwa, a zeznania wzywanych już w tym procesie świadków niewiele wnoszą do sprawy i kończą się odczytywaniem wcześniejszych.
Słabej pamięci świadków nie ma się co dziwić. WGI Dom Maklerski utracił licencję w kwietniu 2006 roku, a zagadnienia interesujące sąd dotyczą często zdarzeń z 2004 i 2005 roku, czyli nawet sprzed ponad 20 lat.
Proces rozpoczęty w maju 2023 r. ma rozstrzygnąć o odpowiedzialności trzech członków zarządu Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej (WGI) za to, że w 2006 r. 1156 klientów WGI straciło 247,9 mln zł (na dzisiejsze pieniądze około 660 mln zł).
WGI można uznać za prekursorkę działalności foreksowej, z tym że w przypadku WGI to firma zajmowała pozycje, operując pieniędzmi klientów. Gdy się tym zajęła, ta działalność nie była w żaden sposób regulowana. Zmiana przepisów sprawiła, że trafiła pod nadzór Komisji Papierów Wartościowych i Giełd (KPWiG), poprzedniczki Komisji Nadzoru Finansowego. WGI przekształciła się wtedy w dom maklerski, ale powstała też spółka WGI Consulting, która emitowała obligacje powiązane z aktywami, jakie grupa WGI ulokowała w amerykańskiej spółce Wachovia Securities. W pewnym momencie obligacje stały się głównym aktywem klientów WGI występującej już wtedy w roli domu maklerskiego.
Osiem lat procesu WGI do kosza
Proces sądowy toczy się tymczasem ciągle w pierwszej instancji. To konsekwencja decyzji sądu apelacyjnego. Rozpatrując apelacje złożone przez prokuraturę i oskarżycieli posiłkowych (i poszkodowanych, i KNF), w czerwcu 2022 r. skierował on sprawę do ponownego rozpatrzenia, uchylając tym samym wyrok pierwszej instancji, w którym sędzia Anna Bator-Ciesielska uniewinniła trzech menedżerów Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej. Stało się to 7 listopada 2020 r., a sprawa była procedowana — jak przypominał sąd apelacyjny — od 17 grudnia 2012 r. Od decyzji sądu apelacyjnego minęło więc 9,5 roku postępowania sądowego (wcześniej sprawa latami tkwiła w prokuraturze), które było przedłużane m.in. przez oczekiwanie na opinie biegłych.
— To nawet nie jest porażka, to klęska wymiaru sprawiedliwości. Przykład, jak nie powinien sąd pracować — ocenił Jerzy Leder, przewodniczący składu orzekającego Sądu Apelacyjnego w Warszawie, w którego skład wchodzili jeszcze Anna Zdziarska i Przemysław Filipkowski.
Przechodząc do oceny wyroku pierwszej instancji Jerzy Leder stwierdził, że wyrok pierwszej instancji jest rażącą obrazą Kodeksu postępowania karnego. Przypomniał, że sąd powinien kształtować swoją opinię na podstawie całokształtu materiału dowodowego i jego swobodnej oceny.
— Nie dowolnej, ale swobodnej. Swobodna ocena musi być zgodna z zasadami logiki i doświadczenia życiowego. To bardzo istotne ograniczenie. Nie oznacza, że sądowi wszystko wolno — tłumaczył Jerzy Leder.
Podkreślił, że w 100-stronicowym uzasadnieniu wyroku uniewinniającego szefów WGI sędzia Anna Bator-Ciesielska nie poczyniła ustaleń odnośnie sprawy, dokonała tylko sprawozdania z procesu, w którym dała wiarę wszystkim dowodom — zarówno korzystnym dla oskarżonych, jak też ich obciążającym.
— Sąd wszystkim dał wiarę, czyli nie da się skontrolować tego wyroku w takim brzmieniu — podkreślił Jerzy Leder.
Co do linii obrony menedżerów WGI stwierdził, że oczywiste jest, że oskarżeni twierdzą, że są niewinni, zrzucając winę na system informatyczny, KNF i syndyka, jednak gdyby KNF nie przeszkodziła, to straty klientów WGI poszłyby w miliardy.
Przekazując sprawę do ponownego rozpatrzenia, przewodniczący składu orzekającego sądu apelacyjnego zaznaczył, że sąd drugiej instancji nie ma możliwości zmiany wyroku na skazujący, jeśli w pierwszej instancji zapadł wyrok uniewinniający.
— Prawidłowy wyrok nie musi być zgodny z zarzutem, który stawia prokurator, ale musi mieć ręce i nogi i wynikać z dowodów. W tej sprawie wszystko zostało źle zrobione — podkreślił Jerzy Leder.
Czas na finał ponownego procesu
Sprawa trafiła do sędzi Anny Wierciszewskiej-Chojnowskiej, która jako jednoosobowy skład orzekający pierwszej instancji proceduje nad nią od nowa. Podczas posiedzenia z 6 listopada 2025 r. wyznaczyła na luty 2026 r. wstępny termin zakończenia przewodu sądowego głosami stron. Oznacza to, że ponowny wyrok pierwszej instancji może zostać ogłoszony niemal równo w 20. rocznicę odebrania licencji WGI Domowi Maklerskiemu.
Sędzia waha się jednak jeszcze nad przesłuchaniem kilku świadków. Na styczeń 2026 r. wyznaczyła wstępny termin przeprowadzenia takiej czynności. To wahanie sędzi wynika z wniosków dowodowych złożonych przez przedstawicieli poszkodowanych. Chodzi o ewentualne ustalenia dotyczące polityki inwestycyjnej WGI na podstawie zeznań pięciu osób wskazanych przez przedstawicieli poszkodowanych jako maklerzy zatrudnieni w WGI. KNF twierdzi, że tylko trzy z tych osób pracowały w WGI jako maklerzy. W kontekście zeznań jednej z tych osób złożonych kilkanaście lat temu i odczytanych w sądzie 6 listopada 2025 r. ich praca nabiera dość specyficznego wydźwięku. Robert Z., doradca inwestycyjny, zeznawał przed laty, że został zatrudniony w WGI, by robić analizy, ale faktycznie nie wykonywał żadnych analiz ani nie świadczył na rzecz WGI żadnej pracy.
„Płacono mi wynagrodzenie określone w umowie o pracę. Była to pensja na poziomie płacy minimalnej 1800 zł brutto” — odczytała zeznania byłego pracownika WGI sędzia Anna Wierciszewska-Chojnowska.
